Gdyby tak w naszym nieszczęśliwym kraju pojawili się skądciś starożytni Rzymianie, to swoim zwyczajem pierwsze swoje wrażenia ubraliby zaraz w postać pełnej mądrości sentencji, na przykład: si veritatis requiris – circumspice, co się wykłada, że jeśli poszukujesz prawdy – rozejrzyj się wokoło.
I rzeczywiście – żeby przekonać się, iż III Rzeczpospolita została w ciągu 24 lat przekształcona przez bezpieczniackie watahy w organizację przestępczą o charakterze zbrojnym, nie trzeba nawet odwoływać się do mojej ulubionej teorii spiskowej – chociaż warto odnotować, że teoria ta została właśnie oficjalnie potwierdzona przez Najwyższą Izbę Kontroli.
W tajnym raporcie poświęconym „służbom specjalnym” – bo tak elegancko nazwane są tam bezpieczniackie watahy – stwierdza ona, iż tych watah nikt nie kontroluje. To znaczy nie kontrolują ich konstytucyjne organy państwa polskiego, bo państwa poważne, na służbę których watahy te przeszły u progu transformacji ustrojowej, kontrolują je znakomicie, czego najlepszym dowodem jest obecna wojna na górze między gwałtownie reaktywowanym Stronnictwem Amerykańsko-Żydowskim a Stronnictwem Pruskim i Stronnictwem Ruskim, od których próbuje ono odzyskać wpływy utracone w następstwie resetu dokonanego przez prezydenta Obamę 17 września 2009 roku. Ale – powiadam – wcale nie trzeba odwoływać się do mojej ulubionej, a obecnie oficjalnie potwierdzonej teorii spiskowej, z której teraz już mogą, a nawet powinni doktoryzować się i habilitować uczeni politologowie, co to nie potrafią zauważyć słonia w menażerii – bo wystarczy wczytać się w informację przedstawioną przez pana red. Tomasza Sommera w poprzednim numerze „NCz!” w komentarzu „Policja tylko z wyboru”. Chodzi mi oczywiście nie tyle o kradzież samochodu, włamanie do mieszkania i obrobienie żonie torebki, co o reakcję policji na doniesienia o tych przestępstwach. Jak wiadomo, policjanci ograniczyli się do zaprotokołowania tych przypadków i na tym zakończyły się ich czynności. Kolega Sommer poczciwie tłumaczy to lenistwem, a także panującym wśród policjantów poczuciem daremności ich pracy. Kolega Sommer remedium na tę sytuację widzi w przeforsowaniu zasady, by szefowie gminnych posterunków policji byli wybierani przez mieszkańców. Wszystko to oczywiście być może, zwłaszcza wybory komendantów, ale chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną prawdopodobną przyczynę niechęci policji do zajmowania się tropieniem złodziei i innych przestępców, na którą wybory niewiele chyba pomogą.
W III RP nasila się tendencja do przerzucania kosztów utrzymania aparatu państwowego na sektor prywatny. Nie mam oczywiście na myśli przerzucania tych kosztów za pośrednictwem podatków, bo tak jest wszędzie – tylko przerzucanie poza podatkami. Na przykład jest tajemnicą poliszynela, że bezpieczniackie watahy pasożytują na spółkach skarbu państwa, takich jak KGHM, PLL „Lot” czy Orlen – i dlatego „strategiczne segmenty” gospodarki muszą pozostawać państwowe. Oprócz tego różne ustawy, np. prawo telekomunikacyjne, zmuszają prywatnych przedsiębiorców do zatrudniania ubeków (prawo telekomunikacyjne nakłada na operatorów telefonii komórkowej obowiązek rejestrowania treści rozmów telefonicznych i przechowywania ich na elektronicznych nośnikach w kancelariach tajnych, w których muszą być zatrudnione osoby posiadające certyfikat dostępu do informacji niejawnych, czyli mówiąc wprost: ubowniczkowie).
Ale poza tym mechanizmem, w którym przynajmniej zadbano o stworzenie dla tego procederu pozorów legalności, istnieje ogromna przestrzeń – już nie tylko nielegalna, ale kryminogenna. Jak wiadomo, policja musi mieć swoich konfidentów, podobnie jak każda z siedmiu istniejących u nas oficjalnie bezpieczniackich watah: CBŚ, CBA, ABW, AW, SKW, SW i Policja Skarbowa. Tych konfidentów teoretycznie państwo powinno opłacać, ale jak tu ich opłacać, kiedy każdy publiczny grosz można przecież sobie sprywatyzować? Wymyślono tedy rozwiązanie proste jak budowa cepa: konfidenci muszą przejść na własny wikt, to znaczy zająć się działalnością przestępczą, na którą wszystkie agendy demokratycznego państwa prawnego będą przymykały oko. W świetle tego rozwiązania znakomicie rozumiemy nie tylko przyczyny, dla których policjanci, do których lekkomyślnie zwrócił się kolega Sommer, ograniczyli się do sporządzenia protokołu, podobnie jak przyczyny, dla których niezależna prokuratura nie potrafi dopatrzyć się przestępstwa w szalonej jeździe BMW Roberta Froga po śródmieściu Warszawy.
Działanie tego mechanizmu odczułem również na własnej skórze, kiedy to przed kilkoma miesiącami niezależna prokuratura „zawiesiła” śledztwo w sprawie wpuszczenia do sieci przez niejakiego „sapere aude” fałszywego dokumentu, jakobym podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Napisano mi, że to ze względu na konieczność skontaktowania się z zagranicznym administratorem serwera, z którym ja sam skontaktowałem się w ciągu minuty, podczas gdy niezależnej prokuraturze dojście do wniosku, że trzeba by taki kontakt nawiązać, zajęło ponad rok. W tej sytuacji coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że „sapere aude” jest po prostu konfidentem działającym na zlecenie którejś z bezpieczniackich watah i z tego tytułu ochranianym przez pozostałe formacje organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, w jaką bezpieczniackie watahy przekształciły III RP. Dlatego też zaczynam rozumieć przyczyny, dla których Urząd Skarbowy, który przez ostatnie osiem lat bez zastrzeżeń przyjmował moje zeznania podatkowe, teraz nagle nabrał wątpliwości, w jaki sposób księgować wpłaty, i próbuje wciągać mnie w swoją paszczę, każąc składać coraz to nowe zeznania na odmiennych formularzach – i tak dalej.
W niektórych przypadkach rekiet dokonywany jest za pośrednictwem niezawisłych sądów, którym, na polecenie oficerów prowadzących, Umiłowani Przywódcy stworzyli specjalne przepisy. Napisał właśnie do mnie p. Bogdan Czajkowski, że niezawisły sąd w Lublinie, w osobie referendarza Jarosława Gruntowicza, wydał mu nakaz zapłaty „na rzecz podmiotu ukrywającego się pod ksywą: Prokura Niestandaryzowany Sekurytyzacyjny Fundusz Inwestycyjny Zamknięty”, o którym usłyszał pierwszy raz w życiu. Żeby było zabawniej, niezawisły sąd żądanie rekietu skierował na warszawski adres p. Czajkowskiego, gdy ten przebywał na emigracji w Australii. Ale im prostszy, im bezczelniejszy numer – tym skuteczniejszy. Jeśli np. bank wpisze sobie, że jego klient pobrał forsę z bankomatu, to jest on wobec takiej operacji całkowicie bezbronny i z pomocą niezawisłego sądu można go rozebrać całkowicie bezkarnie. Ale bo też właśnie sektor finansowy został w naszym nieszczęśliwym kraju w pierwszym rzędzie opanowany przez bezpieczniackie watahy, tubylcze i zagraniczne.
Czy w tej sytuacji wprowadzenie wybieralności gminnych komendantów policji jest w stanie zapobiec czemukolwiek? Być może, ale trzeba pamiętać, co o demokracji mówił jej wybitny klasyk – Józef Stalin. Mianowicie – że w demokracji jeszcze ważniejsze od tego, kto liczy głosy (zwłaszcza te „nieważne”), jest to, kto przygotowuje alternatywę dla wyborców. A po czym poznać alternatywę przygotowaną prawidłowo? Po tym, że bez względu na to, który kandydat na komendanta wygra wybory – będą one wygrane.
Stanisław Michalkiewicz