SKANDAL! Wyrzucili pacjentów z sali, by zrobić jedynkę dla matki minister

Takie obrazki rzadko się widuje w polskich szpitalach. Nowoczesne łóżko, a w sali tylko jedna pacjentka. Ale wyjątkowa.

To mama pani minister od służby zdrowia. Dla niej z sześcioosobowej sali usunięto innych chorych. – Chodziło o to, żeby zadbać o intymność pacjentki – mówi nam dyrektor szpitala. A inny chorzy nie mają prawa do takiej „intymności”?!

Porządki w Szpitalu Specjalistycznym im. Szymona Starkiewicza w Dąbrowie Górniczej zaczęły się dzień przed przyjęciem „specjalnej” pacjentki. Z sali – najlepszej na oddziale, bo położonej tuż przy całodobowym stanowisku pielęgniarek – zabrano dwóch pacjentów. Zostali upchnięci gdzie indziej. Do opróżnionego pomieszczenia wstawiono nowoczesne łóżko, znacznie się różniące od pozostałych, przestarzałych. Sprawdziliśmy: to model Centuris Bed, znanego międzynarodowego producenta sprzętu medycznego.

Zamieszanie wokół nowej pacjentki nie uszło uwadze pozostałych chorych i części personelu. Są oburzeni, choć nie chcą się wypowiadać pod nazwiskami. Szybko bowiem okazało się, skąd ta szczególna troska o nową pacjentkę – to mama posłanki Platformy Obywatelskiej i pełnomocniczki rządu do spraw ustawy o zdrowiu publicznym Beaty Małeckiej-Libery (61 l.). Pani pełnomocnik jest kimś w rodzaju super ministra zdrowia, bo gdy szefem resortu był Bartosz Arłukowicz (44 l.), została powołana, by premier Ewa Kopacz (59 l.) mogła go lepiej kontrolować.

Ale polityczne koneksje to nie jedyny powód, dla którego Małecka-Libera – z zawodu laryngolog – cieszy się szczególnymi względami w tym szpitalu. Zanim zajęła się na dobre polityką, przez wiele lat była tam wicedyrektorem, a potem dyrektorem. Pracuje w szpitalu w Dąbrowie od początku lat 80., więc zna tam pewnie każdego. A każdy – jak widać – się z nią liczy: zwłaszcza gdy jako minister ma jeszcze większe możliwości.

Zaczepiliśmy ją w szpitalu, gdy odwiedzała matkę, żeby zapytać o wyrzucanie pacjentów z sali: – Nie róbcie z tego sensacji, moja mama jest chora – oburzyła się Małecka-Libera. I sięgnęła natychmiast po telefon, żeby żądać od kogoś usunięcia dziennikarzy ze szpitala.

Spytaliśmy więc także dyrekcji, dlaczego w szpitalu publicznym są pacjenci równi i równiejsi. – Chyba macie niesprawdzone informacje – powtarzał w kółko dyrektor Zbigniew Grzywnowicz. Mina mu zrzedła, gdy usłyszał, że rozmawialiśmy z Małecką-Liberą i potwierdziliśmy, że chodzi o jej matkę. – Pacjentka ma prawo do intymności oraz prywatności i dlatego leży sama na sali – burknął wściekły dyrektor i trzasnął drzwiami przed nosem naszej dziennikarki.

fakt.pl

Więcej postów

2 Komentarze

Komentowanie jest wyłączone.