Budka potężniejszy niż Biden. Uruchomi program Koryto Plus?

Niezależny dziennik polityczny
Polski minister aktywów państwowych ma wpływ na obsadę większej liczby stanowisk niż prezydent USA. PiS rozdął ten system do monstrualnych rozmiarów w celu obłaskawiania członków partii, bliskich i znajomych. Teraz swojacy idą na bruk. Czy rządząca koalicja ma dość silnej woli, by nie skorzystać z Koryta Plus?

Wedle GUS, na koniec 2023 r. w Polsce pracowało ok. 16,8 mln osób, z czego 10 mln w firmach prywatnych, 3,4 mln na własny rachunek i 3,4 mln w instytucjach lub firmach publicznych. Posada co piątego Polaka zależy zatem w różnym stopniu od woli jakiegoś polityka. Oczywiście, nie musi być to zaraz Donald Tusk czy Borys Budka, szef stworzonego przez PiS Ministerstwa Aktywów Państwowych, czyli – jak wykażemy dalej – największego imperium z posadami w naszej części Europy. Wiele stanowisk podlega samorządom: marszałkom, prezydentom miast, burmistrzom, wójtom. Dla wyrzucanych z państwowych posad ludzi PiS-u zbliżające się wybory samorządowe będą właściwie walką o wszystko. Jeśli przegrają bój o województwa, stracą kolejne stołki.

Scheda po prezesie Królestwa Polskiego

Obok MAP, największą pulą stanowisk zawiadują – bezpośrednio lub pośrednio – resorty: rozwoju i technologii, infrastruktury i kultury. Część podmiotów strategicznych podporządkowanych jest wprost samemu premierowi. Ale porównywalny zasób posad znajdziemy u pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej i dyrektora Lasów Państwowych, w PKP, w Agencji Rozwoju Przemysłu, w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa, Krajowym Zasobie Nieruchomości i Agencji Mienia Wojskowego, a także w podmiotach podległych Towarzystwu Finansowemu „Silesia”.

Samych prezesów naliczyłem tu ponad 400, członków zarządu około 2 tysięcy. Do tego – mniej intratne, ale niemal nieabsorbujące – stanowiska w radach nadzorczych i ciałach doradczych. Ile? Tysiące. No i kilka razy więcej mniej eksponowanych funkcji, płatnych lepiej niż gdziekolwiek. Do opinii publicznej przebijają się najczęściej głosy sfrustrowanych nauczycieli lub urzędników, których zarobki – z braku adekwatnych podwyżek – są żenująco niskie, ale ze statystyk GUS wynika, że w sektorze publicznym wynagrodzenia są generalnie wyższe niż w prywatnym. Istnieje silne podejrzenie, że zawyżają je przede wszystkim „swojacy”, czyli nominaci władzy.

Z przedstawionej przeze mnie listy dysponentów największej puli dobrych publicznych posad mogłoby wynikać, że ta pula jest rozproszona. Ale w ciągu ostatnich ośmiu lat politycy PiS zrobili mnóstwo, jeśli nie wszystko, by ją scentralizować. Jeśli to się nie do końca udało, to tylko dlatego, że wewnątrz partii walczyło ze sobą kilka koterii. Prezes Królestwa Polskiego musiał się przez to zgodzić na rozbicie dzielnicowe: Sasin dostał swoje księstwo, Morawiecki swoje, Błaszczak swoje, Ziobro swoje… Równocześnie doszło do totalnej centralizacji wszelkich instytucji, a co za tym idzie – uzależnienia całego mnóstwa decyzji kadrowych, od prezesa w metropolii po sprzątaczkę podstawówki w przysiółku, od Nowogrodzkiej.

Maszyna działała – z punktu widzenia interesów partii, bo przecież nie Polski – bardzo sprawnie (z wyjątkiem okresów naparzanek między frakcjami i wygryzania się z co bardziej lukratywnych stanowisk, zwłaszcza w bankach). Politycy PiS zmienili kryteria obsadzania większości wygodnych foteli, by móc ulokować na dowolnym stanowisku dowolną osobę z dowolnym wykształceniem, zrezygnowali z konkursów (tłumaczyli to tym, że „konkursy i tak są ustawiane”) i stale powiększali liczbę podległych państwu (czyli sobie) firm i instytucji – bo każdy nowy podmiot to kolejna rada nadzorcza i kolejny zarząd oraz bliżej nieokreślona liczba departamentów z jeszcze bardziej nieokreśloną pulą posad.

Elementem domykającym system były „dobrowolne wpłaty” osób powołanych na najbardziej intratne posady – na konto PiS. Oscylujące zazwyczaj wokół maksymalnych kwot dopuszczalnych ustawowo.

Czy koalicja 15 października rozwiąże problem bez „ręcznego sterowania”?

Patologia? Patologia. Nic dziwnego, że w ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu politycy opozycji tak ochoczo wskazywali, jak bardzo PiS sprzeniewierzył się hasłu prezesa, iż „do polityki nie idzie się dla pieniędzy”. Widzieliśmy liczne akcje demaskujące chciwość „menedżerów” z PiS. Ale przede wszystkim słyszeliśmy obietnice „zakończenia karuzeli tłustych kotów” (Lewica) oraz radykalnego demontażu Koryta Plus. Koalicja Obywatelska zapisała w 100 konkretach: „W spółkach z udziałem Skarbu Państwa zwolnimy wszystkich członków rad nadzorczych i zarządów. Przeprowadzimy nowy nabór w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje, a nie znajomości rodzinne i partyjne”.

Ostro wypowiadali się w tej sprawie także liderzy Trzeciej Drogi, choć samo PSL (kiedyś u boku SLD, potem – PO) było przecież współtwórcą systemu, który PiS „tylko” rozdął do rozmiarów nieznanych w historii III RP. Pisowcy mogli twierdzić, że nawiązują tutaj do tradycji poprzedników: prominentni ludowcy, przyłapywani w minionych kadencjach na obsadzaniu swojakami intratnych stanowisk, zwykli byli pytać: „A niby gdzie mają pracować nasi bliscy?”.

Zawsze konsekwentnie odpowiadałem na to kuriozalne dictum: „W prywatnych firmach! Oprócz 3,4 mln posad w sferze publicznej jest jeszcze 10 mln w sferze prywatnej. Zawsze też można dołączyć do 3,4 mln osób pracujących na swoim”.

Fundamentalna różnica między Zjednoczoną Prawicą a poprzednikami polegała na tym, że PiS z czegoś, co było może częste, ale jednak piętnowane jako nienormalne i szkodliwe dla Polski, uczynił podstawowy mechanizm działania państwa. Partia zawłaszczyła publiczne instytucje i zależne od nich podmioty, by sterować nimi po uważaniu, obsadzając swojakami – też po uważaniu. Krył się za tym szerszy zamysł, który wypaczył już demokrację w niejednym państwie, m.in. na Węgrzech: aby stale poszerzać krąg ludzi zawdzięczających partii swe posady i budować w ten sposób armię pewnych wyborców. W końcu nic tak nie motywuje, jak własny interes. Przynajmniej w prymitywnym – choć pełnym górnolotnych haseł – wydaniu szeregowych działaczy: słabo wykształconych, bez dorobku, ale ambitnych i głodnych.

Tu pojawia się pytanie: czy aby w szeregach ugrupowań współtworzących koalicję 15 X nie ma osób myślących, że skoro zaangażowały się w odbicie Polski z rąk PiS, to coś im się za to należy? Dlaczego najlepsze posady mają przypaść „bezpartyjnym, niezależnym menedżerom”, którzy mieli przez ostatnich lat gdzieś, że PiS niszczy Polskę? Takie pytania docierają do mnie z partyjnych dołów. To pokazuje, jak trudne zadanie stoi przed nową władzą.

Co ciekawe, Donald Tusk jasno zadeklarował, że żadna roszada kadrowa nie dokona się bez jego zgody. Powiedział to w dobrej wierze: aby zapewnić wkurzonych wyborców, że na kluczowe stanowiska w państwowych spółkach nie będą już więcej powoływani ludzie, których główną (lub jedyną) „kompetencją” jest pokrewieństwo lub znajomość z wpływowym politykiem. Ale – tak na zimno – czyż nie mogło się to znów skojarzyć z ręcznym sterowaniem?

Imperium Borysa Budki

Głównym probierzem intencji nowej władzy będzie to, co zrobi ona w kluczowych spółkach – podległych bezpośrednio premierowi oraz w oddziedziczonym po PiS imperium Sasina, które stało się teraz imperium Budki.

Ministerstwo Aktywów Państwowych nadzoruje m.in. prezesa Wyższego Urzędu Górniczego, cztery instytuty (Główny Instytut Górnictwa – Państwowy Instytut Badawczy, Instytut Technologii Paliw i Energii – d. Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla, Instytut Techniki Górniczej KOMAG i „Poltegor – Instytut” Instytut Górnictwa Odkrywkowego; sam GIG zatrudnia 416 osób) oraz – i to jest główny tort – 124 spółki z udziałem Skarbu Państwa.

W 46 z nich państwo ma 100 proc. udziałów; są to np. Polska Grupa Górnicza, Poczta Polska, Polskie Koleje Państwowe, Totalizator Sportowy, Polska Grupa Lotnicza, Polski Holding Hotelowy, kopalnie soli Wieliczka i Bochnia, Exatel (ta strategiczna spółka zarządza światłowodową siecią transmisji danych o długości ponad 20 tys. km), Centrala Farmaceutyczna CEFARM, Tauron Wydobycie, Węglokoks i Weglokoks Kraj, uzdrowiska Krynica-Żegiestów i Rabka, Warszawskie Zakłady Sprzętu Ortopedycznego S.A., Wojskowe Przedsiębiorstwo Handlowe, Wytwórnia Surowic i Szczepionek BIOMED Sp. z o.o.

W 26 kolejnych spółkach nadzorowanych przez MAP Skarb Państwa ma ponad 50 proc.; są to m.in. takie perły w koronie, jak PGE, Jastrzębska Spółka Węglowa, ENEA, Polska Grupa Zbrojeniowa, Polskie Linie Lotnicze LOT czy tarchomińska „Polfa”, ale także Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych, Pomorskie Hurtowe Centrum Rolno-Spożywcze, Nadwiślańska Spółka Mieszkaniowa, Rolno-Przemysłowy Rynek Hurtowy „GIEŁDA HURTOWA”, Lubelski Rynek Hurtowy S.A., Dolnośląskie Centrum Hurtu Rolno-Spożywczego, Krajowa Grupa Spożywcza, Polski Holding Obronny, DTŚ, Polski Holding Nieruchomości, Warszawski Rolno-Spożywczy Rynek Hurtowy, Śląsko-Dąbrowska Spółka Mieszkaniowa.

W 55 spółkach nadzorowanych przez MAP Skarb Państwa ma udziały mniejszościowe, w 9 przypadkach nie przekraczają one 1 proc. Mimo to w wielu podmiotach państwo zagwarantowało sobie głos decydujący i to od MAP zależy odsada rad nadzorczych oraz zarządów. Sztandarowym przykładem jest ORLEN (w którym udziały SP wynoszą 49,9 proc.), ale podobnie jest w PZU (34,19 proc.), Grupie AZOTY (33 proc.), KGHM Polska Miedź (31,79 proc.), TAURON Polska Energia (30,06 proc.) czy PKO Banku Polskim (29,43 proc.). Na liście są także spółki z wyraźnie niższym udziałem państwa, ale zależne od spółek-matek (także tych wyżej wymienionych) kontrolowanych de facto przez MAP.

Komu personalnie podlegają poszczególne spółki w najnowszym rozdaniu? Możemy się tego dowiedzieć z Zarządzenia Ministra Aktywów Państwowych i Ministra Przemysłu z 17 stycznia. Zawarta w nim tabelka wskazuje wprost, kto konkretnie odpowiada za nadzór nad danym podmiotem. Sam Borys Budka ma „pod sobą” kluczowe firmy: KGHM, ORLEN, PKO Bank Polski, PZU (będące także głównym właścicielem Alior Banku oraz – wraz z podlegającym premierowi PFR – współwłaścicielem Banku Pekao SA) i Totalizator Sportowy. Listę wszystkich przyporządkowań zamieszczam na końcu tekstu. Kto ciekaw, niech zerknie…

W wymienionych wyżej podmiotach nadzorowanych przez MAP i MP naliczyłem około 1,5 tysiąca posad w samych tylko radach nadzorczych i zarządach. A w przypadku członków zarządu mówimy tu o rocznych wynagrodzeniach idących w miliony. Małgorzata Sadurska, była radna i posłanka PiS, w 2017 r., po dwóch latach kierowania Kancelarią Prezydenta Andrzej Dudy, trafiła do zarządu PZU, by zarabiać grubo ponad 2 mln zł rocznie. Takich przykładów są setki. A istnieją jeszcze przecież stanowiska mniej eksponowane – od dyrektorów i wicedyrektorów pionów, oddziałów i departamentów po doradców. Takich posad naliczyłem w wymienionych spółkach ponad 10 tysięcy. Trzeba to wszystko przemnożyć minimum przez pięć z uwagi na istnienie podmiotów zależnych.

W bezpośredniej lub pośredniej gestii Borysa Budki może być zatem ponad 50 tysięcy prestiżowych i dobrze płatnych stanowisk w podmiotach kontrolowanych przez państwo. To kilka razy więcej niż zwykli po wyborach obsadzać swymi zaufanymi ludźmi prezydenci USA czy kanclerze Niemiec. Nawet dotychczasowy rekordzista Ameryki, Donald Trump, nie wymienił za swej prezydentury tylu ludzi.

Imperium państwa, czyli – czyje?

Co niezwykle ważne – spółki nadzorowane przez MAP to tylko część podmiotów z udziałem Skarbu Państwa. Pełna rządowa lista (zaktualizowana na dzień 10 stycznia 2024) składa się w sumie z 425 podmiotów.

  • 3 spółki podlegają bezpośrednio premierowi; są to: Agencja Rozwoju Przemysłu, Polski Fundusz Rozwoju (do jego grupy należy Bank Gospodarstwa Krajowego BGK, PFR posiada także największy pakiet udziałów w Banku Pekao SA – wraz z podległym Borysowi Budce PZU) i ElectroMobility Poland
  • 14 spółek podlega Ministrowi Rozwoju i Technologii, m.in. specjalne strefy ekonomiczne, Krakowski Park Technologiczny oraz strategiczne podmioty obracające miliardami: Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych i Polska Agencja Inwestycji i Handlu
  • 23 spółki podlegają Ministrowi Kultury, są to m.in. PAP, TVP i Polskie Radio oraz publiczne rozgłośnie i telewizyjne stacje regionalne
  • 23 spółki podlegają Ministrowi Infrastruktury, są to m.in. PKP Polskie Linie Kolejowe, Polska Żegluga Bałtycka, Polski Rejestr Statków, Stocznia Szczecińska Nowa w upadłości likwidacyjnej, Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście, Zarząd Morskiego Portu Gdańsk, Zarząd Morskiego Portu Gdynia, Stocznia Gdynia S.A. w upadłości likwidacyjnej, Przedsiębiorstwo Spedycji Międzynarodowej C. Hartwig Warszawa, Koreańsko-Polskie Towarzystwo Żeglugowe „CHOPOL”, Chińsko-Polskie Towarzystwo Okrętowe, Fundusz Rozwoju Spółek, Polskie Ratownictwo Okrętowe, Polskie Promy
  • 5 spółek podlega pełnomocnikowi rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej; są to: Polskie Sieci Elektroenergetyczne, „NAFTOPORT”, PERN, , Gaz-System i Polskie Elektrownie Jądrowe
  • 78 spółek podlega Agencji Rozwoju Przemysłu, m.in. działające PKS-y czy Opakomet.
  • 46 spółek podlega Krajowemu Ośrodkowi Wsparcia Rolnictwa, są tu m.in. stadniny koni
  • 40 spółek podlega Krajowemu Zasobowi Nieruchomości: są to przede wszystkim Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe, które nie wybudowały wprawdzie wielu mieszkań, ale dają pożyć
  • 30 spółek podlega Towarzystwu Finansowemu „Silesia”, wśród nich m.in.: Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia Szkół „Cezas”, Przedsiębiorstwo Drogowo-Mostowe, Laboratorium Ochrony Środowiska Pracy, Agencja Rozwoju Regionalnego, Zakłady Mięsne „PEKPOL OSTROŁĘKA”, Zakłady Przemysłu Wełnianego 9 MAJA, „POLMO GNIEZNO”, ELEKTRIM – MEGADEX, Elektrociepłownia Będzin, Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego PZL Krosno i… RUCH Chorzów.
  • 7 spółek podlega PKP SA; obok powszechnie znanego WARS-u są to PKS-y w Katowicach, Warszawie, Wrocławiu, Zielonej Górze i Ostrowcu Świętokrzyskim
  • 10 spółek podlega Dyrektorowi Generalnemu Lasów Państwowych, np. BOŚ, czy firma Dobre z Lasu
  • 5 spółek podlega Agencji Mienia Wojskowego
  • 2 spółki nadzoruje Ministerstwo Finansów
  • 2 spółki podlegają pełnomocnikowi rządu ds. CPK – Centralny Port Komunikacyjny oraz Polskie Porty Lotnicze
  • MSWiA nadzoruje Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych
  • Minister Zdrowia nadzoruje Specjalistyczne Centrum Medyczne w Polanicy-Zdrój.

Tak naprawdę lista spółek, w których państwo ma swoje wpływy, jest znacznie dłuższa, bo dochodzą podmioty zależne. Daje to w sumie około 8 tysięcy stanowisk w zarządach i radach nadzorczych oraz ponad 200 tysięcy ciepłych posad z pensją przekraczającą minimum dwukrotnie średnią krajową.

W administracji pracuje obecnie 435 tys. osób, z czego około 80 tys. w centralnej. W tej ostatniej PiS dokonał zmian właściwie na wszystkich kluczowych stanowiskach (a często także niekluczowych). Jeśli to wszystko zliczymy, łatwiej będzie zrozumieć niezadowolenie tak dużej grupy Polek i Polaków z utraty władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. Dla wielu z nich uzyskana w czasach PiS pozycja zawodowa oraz płaca z zestawem przywilejów była czymś wcześniej niewyobrażalnym.

Pytanie: kto i jak ich zastąpi?

Pożegnanie polityków z posadami: co się musi zdarzyć

Dziś wydaje się, że zdecydowana większość społeczeństwa i jeszcze większy odsetek wyborców Koalicji 15 X, i to wszystkich tworzących ją ugrupowań, łącznie z TD, oczekuje, że posady w spółkach skarbu państwa przestaną być częścią politycznego łupu. Czy to realne?

Szczęśliwie, przez ponad trzy dekady wolności, w tym dwie w Unii, Polska dorobiła się bardzo licznej grupy wysokiej klasy menedżerów sprawdzonych w PRYWATNYM BIZNESIE, zarówno rodzimym, jak i w strukturach międzynarodowych korpo. Jest więc w czym wybierać, zwłaszcza że część z nich lubi podejmować wyzwania lub z górnolotnych powodów chce zaoferować państwu swe kompetencje (naprawdę!). Kiedy rozmawiam z potencjalnymi kandydatami, to stawiają właściwie tylko jeden warunek (przepraszam za dosadność): żeby politycy się od nich od… Czyli: nie próbowali sterować firmami z Warszawy, ani nie wciskali swojaków na stanowiska. Amen.

Aby tak się stało, musiałyby się w Polsce wydarzyć dwie rewolucyjne rzeczy:

  • ministerstwa i inne państwowe podmioty nadzorujące spółki z udziałem skarbu państwa musiałyby stworzyć w każdej z podległych dziedzin jasną strategię rozwoju, z celami, które zamierza osiągnąć i transparentnymi kryteriami oceny wyników firm i pracy menedżerów
  • wszyscy politycy musieliby wyrzucić ze swych umysłów (oraz tyłu głowy) jakże ponętną myśl, że skoro tak fajnie idzie im w polityce, to równie dobrze mogą się „sprawdzić w gospodarce”; jeśli faktycznie mają ochotę na taki sprawdzian, niechże robią to w gospodarce PRYWATNEJ. Ktoś im na dzień dobry zaoferuje stanowisko prezesa? Jego sprawa. A jeśli będą musieli zacząć od pucybuta, to może czegoś się nauczą i po latach doświadczeń w rynkowej gospodarce wystartują w otwartych i transparentnych konkursach na posady w publicznych firmach; ale jako sprawdzeni menedżerowie, a nie politycy lub ich totumfaccy czy też krewni.

Z ust polityków PiS słyszałem często, że przecież w takiej Ameryce, kolebce nowoczesnego kapitalizmu, przechodzenie z biznesu do polityki i z powrotem jest czymś naturalnym jak oddychanie. Niemal wszyscy kandydaci na prezydenta i wszyscy prezydenci to robili! Odpowiadam, że to prawda, ale każda z wymienianych osób potwierdziła swe kompetencje menedżerskie w sektorze PRYWATNYM, a nie w firmie czy instytucji nadzorowanej przez partyjnych kolegów. To fundamentalna różnica.

Powtórzę: w Polsce jest 10 milionów stanowisk w sektorze prywatnym. Dodatkowo codziennie powstaje kilkaset nowych prywatnych firm. Droga wolna! A od publicznych spółek politykom i ich rodzinom wara. Nawet gdyby to byli menedżerowie światowej klasy. Stronienie od konfliktu interesów jest dla państwa i gospodarki równie ważne, jak unikanie przez przeciętnego człowieka śmiertelnych wirusów.

Karuzela stanowisk w państwowych spółkach szkodzi gospodarce

Zobaczmy, co się dzieje w sytuacji, kiedy spółki będące pod nadzorem państwa, pozostają, tak jak przez ostatnie lata, częścią politycznego łupu:

  • Mamy do czynienia z permanentną karuzelą kadrową, przez co trudno marzyć o jakiejkolwiek ciągłości w zarzadzaniu, kontynuacji planów, zamierzeń inwestycyjnych itd. W rekordowym dotąd 2016 roku zarządy zmieniło ponad 21 proc. firm notowanych na GPW; wedle badań Ranstad pod koniec 2023 r. (czyli po ostatnich wyborach) z utratą pracy liczyło się aż jedna trzecia topowych menedżerów.
  • Nowe zarządy, wzorem nowowybranych polityków (a często na ich polityczne zapotrzebowanie), zamiast na realizacji celów czysto gospodarczych/biznesowych, skupiają się przynajmniej przez rok na rozliczaniu poprzedników, kwestionowaniu ich planów inwestycyjnych, a nawet podważaniu zawartych przez nich umów; dramatycznie osłabia to zaufanie do spółek (ze strony inwestorów, kontrahentów, pracowników, w tym wysokiej klasy menedżerów…) i torpeduje ich rozwój; taki zastój, albo zniechęcające profesjonalną część załóg miotanie się od ściany do ściany, w kluczowych spółkach uderza w całą gospodarkę
  • Prezesi poddawani są wielu kompletnie niemerytorycznym naciskom – w obszarze zatrudnienia, bieżącego zarzadzania i długofalowej strategii; w czasach PiS w strategicznych spółkach zmieniano zarządy w krótkim czasie nawet pięciokrotnie – do chwili znalezienia menedżera (?), który w pełni podporządkował się tym naciskom
  • Spółki są polem walki o podział łupów i padają często ofiarą rozgrywek partyjnych frakcji i koterii (ludzie Morawieckiego dybali na ludzi Sasina, ludzie Ziobry nienawidzili wszystkich innych, a ich nienawidzili ci inni… – co to ma wspólnego z zarządzaniem?)

Aby zmienić ten stan, niezbędne są nie tyle deklaracje, co czytelne i przekonujące ramy prawne służące wyłanianiu i ocenie kandydatów do rad nadzorczych i zarządów oraz ich rozliczaniu z efektów. Niestety, wszyscy, którzy mieli nadzieję, że politycy koalicji 15 X obejmą najwyższe funkcje z gotowymi pomysłami na wyrugowanie patologii, mocno się rozczarowali. Miotła kadrowa ruszyła, są rozliczenia poprzedników (owszem, społeczeństwo ich oczekuje), ale ram prawnych nie ma. Dowiadujemy się co najwyżej o koncepcjach. Np. Ministerstwo Aktywów Państwowych przekonuje, że naborem kierowniczych kadr w spółkach powinni się zajmować wykwalifikowani rekruterzy / headhunterzy. Wiceminister Jacek Bartmiński chwali się, że rozmawiał o tym z szefami największych agencji rekrutacyjnych w Polsce, ale zaraz przyznaje, że „docelowy model w tym zakresie jest dopiero wypracowywany”.

Paradoks: jak zachować wpływ bez swojaków

Największy PARADOKS tych wysiłków polega na tym, że – przynajmniej w założeniu – państwo kontroluje określone firmy, a nawet całe sektory (np. wydobywczy, energetyczny, zbrojeniowy, a także finansowy i ubezpieczeniowy) – po coś. Realizuje w ten sposób ważną część polityki publicznej, której – w jego opinii – nie zrealizowałby równie dobrze sektor prywatny. Aby to robić – musi mieć wpływ. A jak uzyskać wpływ, jeśli nie poprzez „swoich ludzi”? Czyli: zaufanych menedżerów. Czy da się takich wyłonić w otwartych i transparentnych konkursach?

Moja najprostsza odpowiedź brzmi: tak. Bo nie chodzi o pozbawienie wybranych przez społeczeństwo polityków wpływu na funkcjonowanie firm kluczowych dla gospodarki i interesu państwa, lecz o to, by politycy przestali traktować spółki skarbu państwa jak koryto, z którego zajadają oni i ich krewni. To dwie różne rzeczy, które – jak się wydaje – można oddzielić. To się względnie dobrze udaje np. w Skandynawii. Warunkiem jest pełna transparentność spółek z udziałem państwa i to we wszystkich obszarach ich działalności. Oraz permanentna kontrola społeczna, aby nikt nie ulegał pokusom.

Państwo musi zachować strategiczny wpływ na kluczowe sektory, ale możliwości zawłaszczania spółek przez polityków muszą zostać skutecznie ukrócone – wszyscy się z tym dziś zgadzają. Nawet PiS. Im bardziej pisowcy wylatują ze stanowisk, tym bardziej Jarosław Kaczyński optuje za odpolitycznieniem spółek. Oczywiście – odpolitycznieniem z ludzi Koalicji 15 X. A ta – ponoć „przejściowo”, „tymczasowo” – obsadza wszystkie „odbite” rady nadzorcze i zarządy – bez konkursów. Modus operandi: minister zwołuje nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy, ci odwołują dotychczasową radę nadzorczą i powołują nową, a ta kasuje stary i powołuje nowy zarząd. Przewodniczącym rady opiniującej kandydatów na kluczowe funkcje w państwowych spółkach jest Grzegorz Karpiński, minister w Kancelarii Premiera, znany już z poprzedniego rządu PO-PSL. Czyli polityk pełną gębą.

W powołanych dotąd ciałach znalazły się osoby kojarzone z partiami tworzącymi rządzącą koalicję – od ekspertów po kandydatów, którym nie powiodło się w wyborach. Warto się zastanowić, czy ktoś, kto kierował merytorycznym think-tankiem partii (współ)rządzącej i ma odpowiednie kompetencje menedżerskie, potwierdzone w sferze prywatnej, może być prezesem, wiceprezesem lub szefem rady nadzorczej państwowej spółki. Trzeba by to opisać w ramach prawnych, precyzyjnie ustalając granice.

Niezłomni liberałowie, jak Leszek Balcerowicz i jego FOR, śmieją się, że to mrzonka. Jeśli mamy Orlen, to znaczy że… go mamy. Jeśli pozostanie firmą zależną od państwa – to zawsze będzie uzależniony od woli aktualnie rządzących polityków. Jedynym lekarstwem na upolitycznienie jest PRYWATYZACJA. To hasło profesor powtarza właściwie od zawsze. I zapewne nigdy nie zmieni zdania. Zbyt mała jest jego wiara w to, że politycy – niezależnie od najszczerszych chęci i haseł głoszonych w kampanii – nie ulegną pokusie. Albo naciskom innych polityków, np. w sytuacji, gdy rządząca większość staje się krucha i aby ją podtrzymać, trzeba… dać Jędrkowi lub innej Ance dorobić parę milionów, czyli „sprawdzić się w biznesie”. A że akurat państwowym – mówi się trudno. Nie nasz pieniądz!

I to jest chyba clue. Prywatyzacja zysków i nacjonalizacja ewentualnych strat udaje się wyłącznie „na państwowym”.

Prezydent USA nie ma na podorędziu tylu posad w państwowych spółkach, co Borys Budka, z tego prostego powodu, że w Stanach działają tylko 32 znaczące przedsiębiorstwa federalne, w tym m.in. poczta (USPS, znane jako US Mail), kolej (Amtrak) i banki hipoteczne. W ŻADNYM z nich nie dochodzi do personalnej rewolucji po wyborach, bo firmy nie są częścią łupu.

Może i my się doczekamy. Mam nadzieję, że stanie się to wcześniej niż po 250 latach pielęgnowania demokracji.

Źródło: forsal.pl

Więcej postów

polub nas!