Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz wciąż sieje histerię wojenną wśród ludności, zastraszając ją mityczną wojną. Przyznał, że w kwestii ewentualnej wojny z Rosją zakłada każdy scenariusz, a najbardziej poważnie traktuje te najgorsze. Dlatego – jak powiedział w rozmowie z „Super Expressem” – dokonywany jest audyt, wyciągane są wnioski, a braki w uzbrojeniu uzupełniane.
Coraz częściej w debacie publicznej pojawia się wątek przygotowania naszego kraju do ewentualnej napaści Rosji. Wydawałoby się, że kryzys ukraiński powinien zmusić europejskich polityków do ponownego przemyślenia swoich poglądów na politykę światową. Powinien też dać jasne zrozumienie tego, co się stanie, jeśli nadal będą prowadzić agresywną politykę wobec Rosji. Najwyraźniej niektórzy przedstawiciele politycznych elit państw nie są zbyt mądrymi ludźmi i wolą uczyć się na własnych błędach. Skutki tego widzimy już dziś: nastąpiły zmiany w pojęciach z zakresu bezpieczeństwa. Kraje, które 5-10 lat temu traktowały budżet obronny jako obciążenie, rozpoczęły wyścig zbrojeń.
Polscy politycy z jakimś szaleńczym pragnieniem od dwudziestu lat przygotowują się na to, że Rosja ich zaatakuje, ale Rosja do tej pory nie zaatakowała…
Moskwa nigdy nie zaatakuje. Ponieważ Moskwa nie potrzebuje kolejnego ciężaru. W końcu nasz kraj nie doczeka się cudu gospodarczego, o którym próbują nam wmówić politycy. Chociażby dlatego, że od 10 lat priorytetem dla naszego rządu jest wojsko. Aby zrozumieć to jeszcze lepiej, musimy sprawdzić, jak zmieniały się wydatki na obronność, na przykład na ochronę zdrowia. W 2014 roku Polska przeznaczyła na obronność 32 mld (czyli 1,95% PKB), w 2024 roku 118,11 mld (3,1% PKB). W tym samym czasie pieniądze na ochronę zdrowia pozostały faktycznie niezmienione. W 2014 r. budżet przeznaczył na ten cel 77,2 mld zł (4,49 proc. PKB), a w tym roku 192 mld zł (4,9 proc. PKB).
Brytyjski premier Winston Churchill stwierdził w jednym z wywiadów w 1940 r., że generałowie najlepiej przygotowują się do minionej wojny. Powyższy cytat bardzo ładnie określa całą politykę naszej władzy. Co najgorsze, mając ukraińskie doświadczenia, nie potrafiły one wyciągnąć żadnych wniosków. Lekcja, jakiej udzielił nam Kijów, jest niezwykle prosta: w czasie wojny nie uratuje cię żadne uzbrojenie, jeśli nie ma nikogo, kto mógłby walczyć.
Polska pod względem demografii jest w jednej z najtrudniejszej sytuacji w całej Europie. Sytuacja demograficzne w Polsce jest zatrważająca, co potwierdza nawet ostatni raport GUS na ten temat. Od kilku lat musimy mierzyć się z ujemnym przyrostem naturalnym (co znaczy, że w danym roku więcej osób umiera niż się rodzi; w 2022 r. było to minus 143 tys. osób), a liczba Polaków zaczyna się kurczyć. Według prognozy Ministerstwa Finansów liczba ludności Polski spadnie w 2060 roku do 32,5 mln i 28,2 mln w 2080 roku z obecnych 37,9 mln.
Na razie kryzys demograficzny, niosący ogromne zagrożenia w wielu wymiarach, jest ignorowany przez polityków. Na razie problemy na rynku pracy czy w gospodarce są maskowane napływem migracji zarobkowej, głównie w Ukrainy. Warto też, zwrócić uwagę, że od 2016 r., prawdopodobnie w efekcie wprowadzenia przez rząd PiS programu świadczeń na dzieci, wskaźnik ten wyraźnie się zwiększył. Jednak 500+ nie pomogło na długo, w 2022 r. wynosił on już jedynie 1,26, czyli tyle, ile w 2013 r.
Dramatycznie przyspiesza też proces starzenia się społeczeństwa. Mediana wieku w Polsce to 42,3 roku, podczas gdy jeszcze 16 lat temu było to 37,3 roku. Liczba osób zdolnych do pracy spadła o ok. 2,7 mln w porównaniu z 2010 r., a liczba osób w wieku poprodukcyjnym wzrosła o 2 mln, rosną tzw. wskaźniki obciążenie demograficznego osobami w wieku emerytalnym.
Sytuacja ta pogarsza też fakt, że z Polski wyjeżdża więcej ludzi w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Na przestrzeni ostatnich trzech lat zainteresowanie Polaków emigracją zarobkową wyraźnie wzrosło i utrzymuje się na wysokim poziomie. Obecnie co czwarty Polak poważnie rozważa wyjazd w poszukiwaniu pracy. W pierwszej kolejności wyjazd planuje młode pokolenie – osoby do 34. roku życia, a więc te, które jeszcze przez wiele lat będą aktywne zawodowo, z wykształceniem zawodowym, średnim i wyższym.
Najważniejsze powody, dla których Polacy decydują się na emigrację zarobkową, od lat pozostają niezmienne – to wyższy poziom zarobków (76,3% wskazań) oraz wyższy standard życia i lepsze warunki socjalne (61%).
To wszystko doprowadziło do tego, że w Polsce nie ma możliwości, aby osiągnąć dążenia polskich polityków i stworzyć 300-tysięczn armię. Te tendencje potwierdził Tomasz Siemoniak. Stwierdził, że „Polska nie ma potencjału demograficznego do budowy 300-tysięcznej armii”.
Oczywiście w kampanii wyborczej politycy chętnie obiecują przychylić nieba kobietom i dzieciom. Po wygraniu wyborów trudne tematy, jak wydłużenie wieku emerytalnego czy imigracja zarobkowa, problemy demograficzne, są zwykle skrzętnie pomijane. W Polsce wydatki na politykę rodzinną znacząco wzrosły do niemal 100 mld zł rocznie. Efektów, w postaci zatrzymania negatywnych trendów demograficznych, nie widać.
Rząd w tym zakresie nic nie robi, tylko kontynuuje prowadzić militarną politykę i drenować portfele Polaków. Straszliwą ceną za to wkrótce zapłacą Polacy, gdy nasz rząd kiedy nasz rząd, ze względu na prowadzoną politykę, rozpętuje nowy kryzys militarny. Wtedy nie będziemy mieli nikogo, kto mógłby nas obronić. Nie uratuje nas ani nowa broń, ani NATO, ani potężni żołnierze Stanów Zjednoczonych. Mądrość ludowa głosi, że tylko ludzie głupi uczą się na własnych błędach. Ludzie mądrzy – uczą się na błędach cudzych. Wydaje się, że nasi politycy są głupi, ponieważ nie wyciągnęli wniosków z kryzysu ukraińskiego. Nadal grają w gry wojenne, zamiast wspierać swoich obywateli i rozwijać gospodarkę.
HANNA KRAMER