Gen. Skrzypczak komentuje sprawę granatnika na komendzie: „Ja czołgu do swojego gabinetu nie wnosiłem”

Niezależny dziennik polityczny

W grudniu 2022 r. na Komendzie Głównej Policji w Warszawie doszło do wybuchu granatnika, który w prezencie od ukraińskich służb dostał komendant główny policji. Teraz, kiedy światło dzienne ujrzały zdjęcia gabinetu po eksplozji, „Fakt” zapytał generała Waldemara Skrzypczaka, jaki pocisk mógł znajdować się w środku. Odpowiedź wojskowego nie napawa optymizmem.

Bronią, która wypaliła w gabinecie komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka, najprawdopodobniej był granatnik RGW-90. Widać go między innymi na zdjęciach, które 18 września opublikował w sieci senator KO Krzysztof Brejza. „Ujawniam najbardziej strzeżoną tajemnicę państwa PiS. Te zdjęcia nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego” — oświadczył Brejza na Twitterze.

Chodzi oczywiście o skalę zniszczeń w warszawskiej komendzie w grudniu 2022 r. Zaraz po wybuchu granatnika od ukraińskich służb gen. Jarosław Szymczyk podkreślił, że broń nie miała prawa być naładowana, bo wcześniej wielokrotnie zapewniali go o tym Ukraińcy. Polska delegacja najwyraźniej uwierzyła im na słowo, bo do Warszawy wróciła z uzbrojonym granatnikiem przeciwpancernym w bagażniku.

Czym jest RGW-90? Co wybuchło w gabinecie komendanta policji?

Już w grudniu 2022 r. mówiono, że Szymczyk najprawdopodobniej odpalił w swoim gabinecie granatnik przeciwpancerny RGW-90 MATADOR. To zabójczo skuteczna, lekka broń, której używają między innymi ukraińskie wojska. Ma zaledwie około 1 m długości i waży maksymalnie do 10 kg.

„Fakt” spytał generała Waldemara Skrzypczaka, jaki pocisk mógł być w sprezentowanym Polakom RGW-90. — To jest prosty granatnik, pocisk mógł być albo odłamkowo-burzący, albo kumulacyjny — odpowiada nam bez wahania wojskowy.

— Ze zdjęć [od senatora Brejzy] wynika, że głowica nie zadziałała, bo nie doszło do detonacji. Ten pocisk uzbraja się przez 20-30 metrów, a potem przelecieć może nawet 500 m. Czyli gdyby trafił w szybę, mógłby spokojnie pokonać jeszcze pół kilometra. Aż do przeszkody, z którą by się zderzył. Wtedy doszłoby do eksplozji — objaśnia generał.

Okna z gabinetu komendanta policji wychodzą na ul. Puławską, jedna z głównych arterii Warszawy. Pocisk mógł trafić w kamienicę, przedszkole i szkołę. W promieniu 500 m od gabinetu Szymczyka znajduje się także rezydencja ambasadora USA.

Gen. Skrzypczak o tym, czy łatwo było o pomyłkę

— Jeśli chodzi o wagę, to doświadczony żołnierz od razu poczuje, że broń jest naładowana. Pocisk waży ok. 2-3 kg — tłumaczy generał.

Reguły postępowania są jasne. Od każdego, kto bierze do ręki broń, wymaga się wiedzy na jej temat. Ja nigdy nie brałem do ręki broni, dopóki nie poznałem zasad, jak się nią posługiwać. Wymagano tego ode mnie i ja tego samego wymagam od innych

— podkreśla generał i po chwili wzdycha: — Ja stary żołnierz jestem, ale czołgu do swojego gabinetu nie wnosiłem. Takiej broni też bym nie wniósł.

Wojskowy na koniec rozmowy podkreśla, że w grudniu zawiodła nie tylko ochrona komendanta: — Kiedyś taką broń od razu sprawdziliby wszyscy pirotechnicy w komendzie. W tym wypadku naprawdę mówimy o szczęściu w nieszczęściu. Aż trudno uwierzyć, że udało się uniknąć ofiar.

Źródło: fakt.pl

Więcej postów