Białystok co jakiś czas narzeka, że w budżecie brakuje pieniędzy, ale na autobusy elektryczne nie szczędził dziesiątek milionów złotych. Taki pojazd kosztuje dwa razy więcej od spalinowego, a co więcej – zarządzający miastem nie wiedzą, ile wyniesie eksploatacja elektryka.
Całkiem niedawno Białystok żalił się, że nie ma pieniędzy na przykład na renowację zabytków. Co i rusz słyszymy też, że do miejskiej kasy wpływa mniej pieniędzy z podatków, bo PiS nieco zmienił system i teraz więcej pieniędzy idzie do centrali.
Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji miasto powinno oszczędzać. Tymczasem chwali się właśnie, że kupiło 20 autobusów elektrycznych za – bagatela – 57 milionów złotych. Zajmą miejsce nie tak starych znowu autobusów, bo wyprodukowanych w latach 2006-2007.
Autobusy elektryczne wyprodukowała firma Yutong Bus Co. Umowa na ich zakup, zawarta z firmą Busnex Poland, obejmowała także montaż dwudziestu stacji ładowania tych pojazdów w zajezdniach spółek komunikacyjnych oraz trzech stacji ładowania warsztatowego.
Znalazły się też pieniądze na zorganizowanie pikniku, podczas którego mieszkańcy mogli sobie na elektryki popatrzeć i nawet do nich wsiąść. Ale przede wszystkim politycy mogli się pokazać i zapozować do zdjęć.
Wszystko oczywiście w imię klimatu i unijnej tzw. zielonej polityki, za którą wszyscy płacimy bardzo drogo.
Drogo, bo autobus elektryczny kosztuje dwa razy więcej od spalinowego. Jest też droższy w eksploatacji. Koszt prądu jest bowiem wyższy niż koszt paliwa potrzebnego do przejechania takiego samego dystansu. Zresztą, dyrektor Białostockiej Komunikacji Miejskiej Bogusław Prokop przyznał, że nie ma pojęcia, ile będzie kosztowała eksploatacja tych „eko” autobusów. Baterie w nich mają wystarczyć na 350-400 km jazdy bez konieczności ładowania.
Białystok ma obecnie na swoim stanie łącznie ok. 250 autobusów. Przepisy dotyczące elektromobilności stawiają przed miastem wymóg, by do 2028 roku w mieście było 80-90 autobusów tzw. zeroemisyjnych.