Była premier, a dziś posłanka do Parlamentu Europejskiego Beata Szydło odmówiła startu w jesiennych wyborach do Sejmu. Woli pozostać w PE i ponownie ubiegać się o mandat europoselski w 2024 r., a docelowo walczyć o to, aby być kandydatką na urząd prezydenta w 2025 r.
– Szydło była naciskana, ale odmówiła startu do Sejmu – mówią nasze źródła w obozie rządzącym.
– Dla niej start do Sejmu nie ma sensu – mówi bliska jej osoba z PiS. Dlaczego? O tym pisaliśmy już w Gazeta pl. Jeśli Szydło wystartuje, a PiS straci władzę? – Siedzieć w ławach opozycji i wysłuchiwać jak Donald Tusk z Szymonem Hołownią po niej jeżdżą? To przecież żadna przyjemność – odpowiada poseł bliski byłej premier. A jak PiS jednak utrzyma władzę? – Jeśli wtedy Szydło dalej będzie zmarginalizowana, a Morawiecki pozostanie premierem, to po co? – dodaje.
Partii by się to jednak opłacało, bo Szydło wciąż ma posłuch, choć już nie tak wielki jak kilka lat temu, w szeregach PiS i elektoracie tej formacji.
Do Sejmu mogą za to startować inne osoby zasiadające dziś w Parlamencie Europejskim, a wybrane z listy PiS. Wedle informacji Gazeta.pl, nie będzie ich jednak wiele, bo zaledwie kilka osób. Do Sejmu mogą wrócić niektórzy europosłowie jak np. Dominik Tarczyński czy Zbigniew Kuźmiuk. Patryk Jaki może startować, ale nic tu nie jest przesądzone.
Celem Beaty Szydło jest walka o najwyższe, a docelowo prezydentura, która by była ukoronowaniem kariery. Była premier ma taką ambicję, o czym pisaliśmy już o tym parę lat temu. Grono potencjalnych kandydatów jest jednak szersze, bo swoje prezydenckie ambicje mają też premier Mateusz Morawiecki i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Żródło: gazeta.pl