- Szczyt NATO w Wilnie odbędzie się w dniach 11-12 lipca. Polska ma szanse wywalczyć tam m.in. stałą obecność NATO-wskich żołnierzy w naszym kraju
- Były szef Sztabu Generalnego twierdzi, że będzie to jednak trudne, ponieważ Polska jest dziś skonfliktowana z wieloma ważnymi sojusznikami
- — To zaś powoduje, że możemy tylko w niewielkim stopniu wpłynąć na decyzje. Nie siedzimy już przy tym najważniejszym, decyzyjnym stole, a decyzje, jakie przy nim zapadają, zapadają bez konsultacji z Polską — mówi gen. Gocuł
Edyta Żemła: Panie generale, porozmawiajmy o zbliżającym się szczycie NATO w Wilnie…
Gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego: Oczywiście, ale wygląda na to, że o tym niewątpliwie doniosłym wydarzeniu na razie rozmawiam tylko z panią. Nie zauważyłem, by na poziomie krajowym toczyła się jakakolwiek dyskusja, by trwały konsultacje…
„Znowu nie wykorzystamy szansy”
Może o nich nie wiemy, ponieważ toczą się za zamkniętymi drzwiami ministerialnych i sztabowych gabinetów?
Bezpieczeństwo i obronność państwa to kwestie, które muszą znajdować się ponad politycznymi podziałami. Jeśli tak byłoby u nas, to rozmowy na temat polskiego stanowiska na szczyt NATO w Wilnie musiałyby wywołać dyskusję zarówno wśród decydentów, jak i opozycji.
W mediach nie znalazłem jednak wzmianek na temat tego, że rząd konsultuje polskie stanowisko na szczyt NATO z politykami opozycji. Ta stagnacja może sprawić, że znowu nie wykorzystamy szansy.
Jakie szanse rysują się przed nami w związku ze szczytem w Wilnie?
Ulokowania na stałe w naszym kraju wojsk NATO-wskich, możliwość jednoznacznego odstąpienia od postanowień aktu stanowiącego NATO-Rosja z 1997 r., czy odsunięcie granicy Sojuszu od Polski poprzez otworzenie Ukrainie furtki do wejścia w struktury Paktu Północnoatlantyckiego. Zanim jednak omówimy je szczegółowo, chciałbym przypomnieć, że wypracowywanie takich ustaleń i zapewnienie im wsparcia odbywa się przed szczytem, nie zaś w trakcie jego trwania.
Dokładnie poznałem te mechanizmy, ponieważ czynnie brałem udział w dwóch szczytach NATO. Był to szczyt w Newport w 2014 r. i szczyt w Warszawie w 2016 r. Przygotowywałem też w Sztabie Generalnym założenia wojskowe do wcześniejszych tego typu spotkań. Nie pamiętam, by którykolwiek ze szczytów NATO, nie był nazywany przełomowym. Niewątpliwie jednak prawie na każdym z nich zapadały decyzje, które miały istotny wpływ na architekturę bezpieczeństwa międzynarodowego.
Co mogłoby się wydarzyć, by szczyt w Wilnie stał się również przełomowy na tle pozostałych, zwłaszcza dla Polski?
Znajdujemy się w sytuacji, która nie miała precedensu od zakończenia II Wojny Światowej. Dlatego polskie oczekiwania powinny być jasne, klarowne i — jeszcze raz podkreślam — powinny stanowić przedmiot debaty politycznej i konsultacji międzynarodowych. Gruntownie musimy się do tego szczytu przygotować, uzgadniając nasze oczekiwania z sojusznikami z NATO.
Kilka dni temu szefowie państw i rządów Polski, Holandii, Litwy, Rumunii, Norwegii, Belgii i Albanii spotkali się na takich konsultacjach w Hadze. W spotkaniu brał też udział Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg. To za mało?
Z całym szacunkiem, ale lista tych państw, to nie jest lista stołu decyzyjnego. Wiemy przecież, że głos decydujący w NATO mają przede wszystkim Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i Niemcy. Jeszcze kilka lat temu siadaliśmy przy stole, przy którym siedziały państwa wiodące. Z całą przykrością muszę powiedzieć, że w ostatnich latach nasze możliwości wywierania wpływu na to gremium legły w gruzach.
Jesteśmy skłóceni nieomal z całym światem. To zaś powoduje, że możemy tylko w niewielkim stopniu wpłynąć na decyzje, które stanowiłyby przełom przed szczytem NATO w Wilnie. Nie siedzimy już przy tym najważniejszym, decyzyjnym stole, a decyzje, jakie przy nim zapadają, zapadają bez konsultacji z Polską.
Siedzimy przy małym stoliku obok wielkiego stołu?
Nawet nie obok. Wielki stół bardzo daleko się od nas odsunął, a ten mniejszy — z całym szacunkiem dla krajów, które przy nim zasiadają — znajduje się na peryferiach. Zatem z punktu widzenia obecnie panujących stosunków międzynarodowych będzie nam trudno wypracować jakikolwiek przełomowy konsensus z punktu widzenia flanki wschodniej, a tym samym bezpieczeństwa Polski.
O co musi zabiegać Polska? „Powinniśmy to wykorzystać”
Rozumiem, że w związku z wojną w Ukrainie oraz sytuacją na Białorusi musimy zabiegać o jeszcze więcej NATO-wskiego wojska i sprzętu na wschodniej flance?
Możemy oczywiście bić głową o ścianę, ale jej nie przebijemy, zachowując się tak, jak dotychczas. Tymczasem w obrębie flanki wschodniej, przy granicy NATO mamy wojnę. Dlatego szczyt odbywa się w Wilnie, co ma niezwykle symboliczne znaczenie.
Ustalenia na temat tego, gdzie odbędzie się szczyt NATO, zapadały dużo wcześniej. Wybrano Wilno, czyli stolicę kraju znajdującego się na flance wschodniej Sojuszu. I to nie jest przypadek. W pobliżu toczy się wojna z Rosją, która jest członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ i jest państwem nuklearnym. Dlatego właśnie spotkanie w Wilnie ma swój wymiar, wydźwięk i symbolikę.
Polska powinna to wykorzystać, by z całą siłą przekonywać partnerów, że Rosja stanowi realne zagrożenie nie tylko dla krajów sąsiedzkich, ale dla Sojuszu. Zbrodnicze działania Rosji w Ukrainie są na to ostatecznym dowodem.
Podsumowując, aspekt wojny, fakt, że kraje NATO uznały w końcu Rosję za realne zagrożenia oraz to, że szczyt odbywa się w Wilnie, są to argumenty, którymi Polska powinna grać, by wykorzystać swoje szanse. Wymaga, to jednak stworzenia szerszej koalicji, lecz jak już wspomniałem mamy w tym zakresie ograniczone możliwości.
Wróćmy do naszego stanowiska przed szczytem NATO w Wilnie. Czego powinniśmy oczekiwać?
Przede wszystkim jednoznacznego odstąpienia od postanowień aktu stanowiącego NATO-Rosja z 1997 r. Stanowi on, że po rozszerzeniu NATO o nowe państwa na ich terytorium nie będą rozmieszczane znaczące lądowe siły wojskowe.
Co oznaczają „znaczące siły lądowe”?
To wojska w sile dywizji. Chodzi o to, że 26 lat temu NATO w porozumieniu z Rosją podpisało pakt, że takie wojska nie pojawią się na terenie nowych państw Sojuszu. Dziś wielu ekspertów podważana znaczenie tego faktu, w kontekście ataku Rosji na Ukrainę, a co za tym idzie pogwałcenia przez nią wszystkich konwencji międzynarodowych. Dopóki jednak ten akt nie zostanie wypowiedziany, nadal obowiązuje.
Dotyczy on Polski oraz wszystkich nowych państw NATO w większości państw znajdujących się na wschodniej flance. Powinniśmy więc zbudować z nimi koalicję i sprawić, że ten akt przestanie istnieć, ponieważ jest to ograniczenie suwerennych decyzji Sojuszu w zakresie rozmieszczania na stałe istotnych sił na flance wschodniej.
Zabierzemy tym ruchem argument wszystkim tym, którzy chcieliby w przyszłości zapisy aktu NATO-Rosja wykorzystać. Dlatego ten postulat powinien paść na szczycie w Wilnie. Tym bardziej że sprawa dotyczy naszego regionu, a szczyt odbędzie się w stolicy Litwy.
Jakich argumentów w tym kontekście możemy użyć?
Na Białorusi mamy do czynienia już nie tylko z tzw. ZBiR-em, czyli związkiem Białorusi i Rosji w wymiarze wojskowym, ale chodzi tu też o wymiar polityczny. Niedawno mieliśmy zaledwie zapowiedzi rozmieszczania sił rosyjskich w sąsiednim państwie, dziś ta obecność wojskowa już tam jest, w dodatku w czasie gdy Rosja prowadzi działania zbrojne w Ukrainie.
Białoruś stała się obecnie satelitą albo nawet jedną z rosyjskich republik. To zaś oznacza, że nasza granica z realnym przeciwnikiem została wydłużona o granicę polsko-białoruską.
Znacznie się wiec wydłużyła…
Jakiekolwiek działania wojskowe w obrębie północnej części flanki wschodniej wymagają teraz tego, abyśmy stawili czoła na granicy polsko-rosyjskiej i polsko-białoruskiej. W tym kontekście należałoby oczekiwać istotnego wzmocnienia tego odcinka. Nie mówię o rotacyjnej obecności wojsk NATO na tym terenie, lecz o obecności stałej.
Dlaczego to jest tak ważne?
Ponieważ nie chcemy, by w jakiejś perspektywie od wybuchu konfliktu wojska NATO przybyły tu i wyzwalały nasz kraj. Chcemy, by zapewniły stabilny i bezpieczny rozwój Polski i jej obywateli bez prowadzenia działań zbrojnych. Stąd istotą i przełomowym znaczeniem szczytu w Wilnie powinna być zmiana percepcji NATO, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo flanki wschodniej.
Dotychczasowa strategia była taka, że jeżeli dojdzie do sytuacji kryzysowej, bądź do działań zbrojnych, to NATO wyśle do nas swoje jednostki. Na bazie doświadczeń z Ukrainy wiemy już jednak, że wyzwalanie terenów zajętych przez Rosję, to dzielnie sytuacji takiej, jaka ma tam miejsce, a więc mordów, gwałtów, przestępstw, płaczu, bólu, etc.
Sojuszniczy mogą odbijać piłeczkę, twierdząc, że obecność żołnierzy NATO na flance wschodniej, choć jest rotacyjna, to jednak ciągła. Ci żołnierze cały czas u nas stacjonują.