Przepisów nie ma, bo te istniejące niedawno zniesiono, a nowych nie uchwalono. A jak nie ma przepisów, to nie ma pieniędzy. W Polsce w roku 2023 obrona cywilna – już tylko z nazwy i na „nielegalu”- opiera się na strażakach.
Zimą 2022 roku na naszą wschodnią granicę napłynęła wielomilionowa fala Ukraińców uciekających przed wojną. Na pomoc uchodźcom ruszyły – niezależnie od administracji państwowej – tysiące Polaków, a dziesiątki tysięcy przyjęło uchodźców w swoich domach.
Sytuacja hipotetyczna: jak po ubiegłorocznej zmianie przepisów wyglądałaby w Polsce ewakuacja ściany wschodniej, gdyby wojna dotarła i do nas?
Obrona cywilna to nie żołnierz z karabinem. Obroną Cywilną Kraju (OCK) nazywamy system, który w czasie wojny ma zajmować się m.in. ochroną ludności, zakładów pracy, zabezpieczaniem dóbr kultury czy ratowaniem i udzielaniem pomocy rannym. W czasie pokoju OCK ma współdziałać np. w zwalczaniu skutków klęsk żywiołowych i katastrof.
W pierwszej kolejności do akcji powinny wkraczać gminy, później starostowie, wojewodowie, a wreszcie – gdy katastrofa przerośnie ich możliwości – państwo w postaci Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.
Mówimy o urzędnikach. A kto fizycznie zająłby się niesieniem pomocy? W głównej mierze formacje niemające nic wspólnego z wojskiem: straże pożarne – państwowa i ochotnicze, straże zakładów pracy (np. rafinerii), WOPR, TOPR, GOPR. Do akcji włączyliby się ratownicy medyczni i pracownicy spółek komunalnych, choćby tych transportowych.
Część wspomnianych zadań wypełniają dziś Wojska Obrony Terytorialnej. Tyle że to, co może funkcjonować w czasie pokoju, np. podczas katastrof naturalnych, nie mogłoby działać w przypadku wojny. IV Konwencja Genewska jasno wskazuje, że w takich warunkach ochroną ludności (mówimy o niesieniu pomocy, nie – o walce) zajmują się formacje cywilne, a nie mundurowi. Powód jest prosty, a wyjaśnia go gen. Stanisław Koziej.
Były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego przypomina, że WOT to jeden z pięciu rodzajów sił zbrojnych. W przypadku działań zbrojnych, gdyby żołnierze WOT wypełniali zadania obrony cywilnej, mogliby zostać po prostu zaatakowani, a wraz z nimi ludzie, którym staraliby się pomóc.
Pstryk i obrona cywilna znika
Tymczasem w Polsce powstała bardzo niebezpieczna luka. Do kwietnia ub. roku system OCK kierowany i koordynowany był przez szefa OCK, czyli komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej (aktualnie jest nim gen. brygadier Andrzej Bartkowiak).
Wynikało to z Ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej. „Wynikało”, bo te przepisy zniosła Ustawa o obowiązku obrony Ojczyzny. Dla kwestii związanych z obroną cywilną nie było tam miejsca. One miały pojawić się w Ustawie o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej. Ale jej nie uchwalono.
– Projekt ustawy został zgłoszony przez MSWiA w czerwcu 2022 roku (po dwóch miesiącach pustki prawnej). W Rządowym Centrum Legislacji pierwszy ślad rejestracji projektu ustawy to 5 września 2022 roku. Zgłoszono go 31 sierpnia 2022 roku pod numerem UD432 – mówi Tomasz Leśnik.
Publicysta wojskowy dodaje, że do projektu zostało zgłoszonych kilkaset poprawek i zastrzeżeń. Wniosły je niemal wszystkie ministerstwa, samorządy, organizacje prawne etc.
Ostanie informacje publiczne dostępne na temat ustawy pochodzą z listopada 2022 roku. Pytania o losy ustawy skierowaliśmy do Macieja Wąsika, sekretarza stanu w MSWiA. Odesłał nas do Łukasza Schreibera, ministra w Kancelarii Premiera, a ten na próby kontaktu pozostał głuchy.
Ostatecznie MSWiA odpowiedziało lakonicznie, że „aktualnie projekt Ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej znajduje się na końcowym etapie pracy Stałego Komitetu Rady Ministrów”.
Projekt, o którym chcieliśmy rozmawiać, zawiera m.in. przepisy znoszące istnienie Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB). To organ powołany w 2007 roku, czyli za czasów pierwszych rządów PiS. Teraz to samo Centrum – odpowiedzialne za zarządzanie kryzysowe szczebla krajowego – PiS chce zlikwidować.
Ustaliliśmy, że RCB – jako organ centralny – nie brało udziału w przygotowaniu założeń Ustawy o ochronie ludności. Centrum potwierdziło, że ustawa je likwiduje, a regulacje prawne na temat Obrony Cywilnej Kraju zostały formalnie zniesione poprzez wejście w życie Ustawy o obowiązku obrony Ojczyzny.
I tu pojawia się kolejny problem. Mówi o nim dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Główną przeszkodą w formułowaniu zasad dotyczących obrony cywilnej, w tym podstaw prawnych, jest to, jakich zdolności od niej oczekujemy. Gdy rozmawiamy o czołgach, wiadomo, że mówimy o terenie i przeciwniku, z którym te czołgi mają walczyć. A co z OC? – pyta Piekarski.
Doktor przypomina, że w czasie zimnej wojny potencjalnym zagrożeniem były, ataki lotnicze i rakietowe na polskie miasta. W tym z użyciem broni atomowej. I to określało, jakie zdolności w zakresie ochrony ludności ma posiadać aparat państwowy, jakie uprawnienia mają mieć władze, czego trzeba uczyć obywateli i jaką mamy posiadać infrastrukturę ochronną.
– Po 1989 roku, po zmianie sojuszy przez Polskę i dołączeniu do NATO, należy postawić pytania o zakres zagrożeń ze strony głównego potencjalnego przeciwnika, czyli aktualnie Rosji – mówi dr Piekarski. – Czy OC ma zajmować się np. tylko schronami i działaniami ratowniczymi? W jakim zakresie i co ma się zmienić odnośnie do już istniejącego Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego? Czy OC ma się też zajmować zagrożeniami innego rodzaju jak walka z dezinformacją i jej skutkami? Dopiero wtedy możemy rozmawiać o strukturach i aktach prawnych.
Przepisy wyparowały, a razem z nimi pieniądze
Nie mamy więc przepisów o OC, a tym samym pojawił się problemem z finansami. To dlatego, że wraz z przepisami zniknęła reguła budżetowania środków na OC, które można przekazać samorządom.
Gdy zaczęliśmy o nie dopytywać, rozpoczął się urzędniczy ping-pong. Urzędy wojewódzkie (to one przekazywały pieniądze z budżetu państwa do samorządów) odsyłały nas do marszałkowskich, a marszałkowskie – do wojewódzkich. Z udzielonych odpowiedzi wyłania się ponury obraz.
Na przykład w woj. dolnośląskim „z budżetu Wojewody Dolnośląskiego nie są przekazywane do jednostek samorządu terytorialnego subwencje na OC”. Urząd marszałkowski wskazuje, że to zadania realizowane przez wojewodę. Tak samo jest w woj. śląskim. Tamtejszy urząd marszałkowski wskazał na „brak podstaw prawnych w przedmiotowym zakresie”.
W woj. kujawsko-pomorskim ostatnie wydatki na OC pochodzą z roku 2021. Urząd wojewódzki informuje, że wydano wtedy 216 tys. zł. Przeznaczono je m.in. na sprzęt łączności i alarmowania, motopompy, łóżka i śpiwory oraz osuszacze.
Newralgiczne ze względu na uchodźców z Ukrainy i położenie graniczne jest woj. lubelskie. „W 2021 i 2022 roku w budżecie na dotacje na OC przeznaczono po 17 tys. zł” – przekazał nam Urząd Wojewódzki.
Nieco lepiej – na papierze – wyglądała sytuacja w woj. lubuskim. Na zadania związane z OC przeznaczono w 2021 i 2022 r. po 80 tys. zł.
W woj. małopolskim w rozdziale „obrona cywilna” przewidziano dla wszystkich gmin kwotę 50 tys. zł. Tyle że mówimy o roku 2021. Ponadto Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, w ramach zadań związanych z OC, organizował również szkolenia z udziałem samorządów i właściwych podmiotów. Finansowane były też zakupy i remonty dla Wojewódzkiego Magazynu Obrony Cywilnej oraz Wojewódzkich Formacji Obrony Cywilnej. W 2021 roku było to 483 tys. zł., a rok później 70 tys. zł.
Krucha linia została przerwana
Samorządowcy wskazują, że z budżetu państwa nie płyną do nich pieniądze na OC, a te paraliżuje z kolei wspomniany już brak przepisów.
– Panom na Wiejskiej udało się wylać dziecko z kąpielą. Problemy OC znam od lat i to od poziomu gminy – mówi nam jeden z urzędników urzędu marszałkowskiego z zachodniej Polski. – Kiedy szedłem wyżej, powiedziałem następczyni: Gdyby się coś wydarzyło i nie miało to charakteru kryminalnego, to niech pani dzwoni po Ochotniczą Straż Pożarną. Oni najszybciej pomogą.
Nasz rozmówca wskazuje na całkowity brak przepływu informacji i koordynacji między samorządami a szczeblem rządowym. Po wprowadzeniu Ustawy o obowiązku obrony Ojczyzny krucha już wcześniej linia łącząca poziom lokalny z centralnym została przerwana.
Urzędnik wydziału bezpieczeństwa z miasta powiatowego na południu mówi wprost o katastrofie. Również on chce pozostać anonimowy.
– Bazujemy praktycznie na przepisach IV Konwencji Genewskiej z 1977 roku, normujących kwestie ochrony ludności cywilnej w czasie konfliktu zbrojnego. Brakuje nam od lat ustawy o obronie ludności. Ustawa o obowiązku obrony Ojczyzny wykasowała dział o obronie cywilnej – opisuje. – Teraz wszystko się zwija i próbuje się zrzucać zadania na straż pożarną. Zabrano nam przepisy i nie wiemy, na czym stoimy. OC praktycznie leży.
Również on wskazuje na symboliczne wręcz dotacje z urzędu wojewódzkiego lub ich całkowity brak. W tej sytuacji miasto stara się radzić samo sobie. Ostatnio kupiono za 30 tys. zł syrenę alarmową dla jednej z miejskich dzielnic.
Ewakuacja? Zabezpieczenie? Schrony? Lepiej nie pytać
W ubiegłym roku MSWiA zarządziło przegląd schronów i ukryć dla ludności cywilnej. Dokonywali go oczywiście strażacy. W czwartek 6 kwietnia 2023 roku komendant główny PSP podał, że w polskich schronach jest ponad 300 tys. miejsc, „w miejscach ukrycia” – ponad 1,1 mln, a w „miejscach doraźnego schronienia” – blisko 47 mln.
Na papierze fantastyczny wynik. W rzeczywistości kategoria druga, a już na pewno trzecia, mogą co najwyżej ochronić przed deszczem. Przed bombami na pewno nie.
13 tys. strażaków miesiącami liczyło po prostu, ile piwnic jest w polskich domach i blokach. Pozbawione wentylacji i dróg ewakuacyjnych staną się po prostu śmiertelnymi pułapkami.
W polskim systemie prawnym od 1 lipca 2004 roku nie było zdefiniowanego pojęcia budowli ochronnej (schronu i ukrycia). A jeśli czegoś nie było, to żaden podmiot nie był zobowiązany do prowadzenia ich ewidencji, konserwacji czy planowania użycia.
Strażacy swoją kontrolę rozpoczęli, zanim definicja się pojawiła.
A jak wyglądałaby ewakuacja ludności w przypadku konfliktu zbrojnego? Załóżmy, że w Polsce trzeba byłoby ewakuować ścianę wschodnią. Miliony ludzi. Jak wyglądałaby np. dostępność środków transportu zbiorowego, takich jak – często zależne od ograniczonych finansowo przez pandemię i kryzys samorządów – koleje regionalne czy linie autobusowe?
Strażacy nie rozwiążą wszystkich problemów
– Dla własnego zdrowia psychicznego nie pytałbym, co urzędnicy wiedzą na temat ewakuacji lub zniszczenia dokumentacji zgromadzonej w ich zasobach. Nie pytałbym też, jakie są trasy ewakuacji ludności, gdzie są miejsca zbiórek, jak zapewnić zaopatrzenie ewakuowanym. Kiedy odbyły się ostanie praktyczne ćwiczenia OC na ich terenie i jaki był ich zakres? Ewakuacja dóbr kultury, zabezpieczenie? – mówi Tomasz Leśnik.
– To pełna improwizacja w większości przypadków i zależna od własnej inicjatywy osób za nie odpowiedzialnych. Owszem, w grupie ludzi odpowiedzialnych za zarządzanie kryzysowe na szczeblach powiatu lub województwa, można spotkać pasjonatów, ale to nie zastąpi sprawnego i przemyślanego systemu – podsumowuje publicysta.
Także badanie IBRiS, zrealizowane na rzecz portalu Infosecurity24.pl nie pozostawia złudzeń w tym zakresie: 80 proc. ankietowanych nie wie, gdzie znajdują się najbliższe schrony czy ukrycia na wypadek działań wojennych. A także jakie są ich obowiązki na wypadek konfliktu czy klęski żywiołowej.
Były szef PSP i szef OCK, generał brygadier Wiesław Leśniakiewicz mówi, że w Polsce brakuje usystematyzowanej prawnie pomocy humanitarnej dla ludności. Cała sfera ewakuacji na wypadek zdarzeń masowych pozostaje w próżni prawnej.
Sam Leśniakiewicz dostrzega wady poprzedniego rozwiązania – „stare” prawo utrzymywało istnienie OCK w uśpieniu, na papierze. Dlatego decydenci – jego zdaniem – doszli do wniosku, że lepiej doposażać PSP oraz OSP i nakładać na strażaków kolejne zadania.
Mówi o tym były komendant dolnośląskiej PSP Zbigniew Szczygieł. W rozmowie z WP przyznaje wprost, że OC formalnie przestała istnieć po wejściu w życie Ustawy o obronie Ojczyzny, a formacje OC nie mają podstaw prawnych.
Nie znaczy to, że wcześniej było dobrze. Istniały struktury i sprawozdawczość, ale w OC nie o tabelkową teorię chodzi, a o realną sprawność.
Zbigniew Szczygieł zaznacza zarazem, że według niego pod względem zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego nie dzieje się nic negatywnego. Funkcjonuje Krajowy System Ratowniczo-Gaśniczy, skupiający służby, inspekcje i straże oraz inne jednostki ochrony przeciwpożarowej.
– Uchwalenie ustawy o OSP w grudniu 2021 r. było faktycznie wzmocnieniem tego systemu. Uregulowane zostały relacje pomiędzy gminą a stowarzyszeniem, jakim jest każda Ochotnicza Straż Pożarna – mówi Szczygieł.
– Problem leży w niewystarczających narzędziach prawnych. Nie mamy np. podstaw prawnych do planowania masowej ewakuacji. Cały system alarmowania opiera się na niesformalizowanych normach – uważa Wiesław Leśniakiewicz. – Dając strażakom zadania, dajmy im środki na ich realizację. Brakuje elementu, który wskazywałby podmioty – ale i organy – które będą odpowiedzialne za wdrożenie i koordynację działań związanych z ochroną ludności. Inna rzecz, że działania te nie miałyby wiele wspólnego z OCK w ujęciu systemowym, za to wiele – z improwizacją.
Źródło: wp.pl