Kantar Public zapytał w sumie cztery tys. osób o preferencje wyborcze w związku z nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi. Padły pytania o cztery różne scenariusze. Z badań wynika, że tylko jeden wariant daje szansę opozycji na pokonanie PiS-u – wspólna lista PO, Lewicy, PSL-u i Polskie 2050. W trzech pozostałych więcej mandatów mają PiS i Konfederacja.
– Ja jestem sceptyczny co do intencji, jaka przyświecała temu sondażowi. To jest tzw. intencja jednolitofrontowa. Ten sondaż został właśnie tak ustawiony, żeby po raz kolejny podjąć próbę zagonienia wszystkich na lewo od PiS-u na jedną listę. Moim zdaniem to się nie uda, bo po prostu nie leży to w interesie liderów większości partii – mówi Onetowi prof. Antoni Dudek.
Zdaniem politolog z UKSW, jedyne co mogłoby spowodować powstanie wspólnej listy opozycji, to radykalna zmiana ordynacji wyborczej przez PiS, idąca w kierunku systemu quasi większościowego, czyli zbliżonego do senackiego. Wiadomo jednak, że do niej nie dojdzie, bo partia rządząca już wprowadziła do kodeksu wyborczego swojego poprawki.
– PiS mógłby tak pożonglować przepisami, że w praktyce ten system byłby zbliżony do większościowego. Tylko to mogłoby skłonić mniejszych graczy do porozumienia Donaldem Tuskiem. Natomiast żaden sondaż Gazety Wyborczej tego już nie zmieni – przekonuje nasz rozmówca.
Prof. Dudek podkreśla, że na dziś stworzenie szerokiej koalicji w gronie partii opozycyjnych jest praktycznie nierealne. Jako główny powód podaje brak zaufania liderów różnych ugrupowań do Donalda Tuska.
– Donald Tusk jest praprzyczyną tego braku porozumienia. Czy to znaczy, że gdyby ktoś inny stał na czele PO, to powstałaby jedna lista? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że niektórzy na Donalda Tuska mają alergię. Na pewno Rafał Trzaskowski miał większe możliwości koalicyjne. Tusk, z resztą podobnie jak Jarosław Kaczyński, ma bardzo dobrze udokumentowaną opinię „politycznego killera”, który po prostu eliminuje słabszych graczy i wszyscy się go boją. Dlatego nie chcą iść pod jego skrzydła – mówi Onetowi ekspert.
Dalsza część artykułu znajduje się poniżej materiału wideo:
Na razie nic nie wskazuje na to, że ta sytuacja miałaby się zmienić. Dlatego zdaniem prof. Dudka na dziś najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że przed jesiennymi wyborami powstaną trzy listy opozycyjne – PO, Lewicy oraz wspólna PSL i Polski 2050.
– Jeszcze jest jakaś niewielka nadzieja na sojusz Koalicji Obywatelskiej z Lewicą, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne. Sam Tusk twierdzi, że takiej koalicji jego partia raczej nie może zrobić, a Lewica ma pretensje do Tuska, że podkrada jej hasła i nie chce stracić resztki swojej autentyczności i odrębności – uważa politolog UKSW.
Prof. Dudek zwraca też uwagę na jeszcze jedną, ważną kwestię. Twierdzi, że błędem jest zakładanie już dziś, że Konfederacja zaraz po wyborach porozumie się z PiS-em.
– Wątpię, by było tak, że Bosak z Mentzenem rzucą się Kaczyńskiemu na szyję i powiedzą „wodzu prowadź”. Zakładanie takiego scenariusza jest błędem. Ja, na miejscu wielu osób, bym się zastanowił, czy to jest dobra ocena sytuacji – przekonuje. – Między Konfederacją a PiS-em jest jednak bardzo dużo różnic. Jest ostry spór. To oczywiście nie znaczy, że koalicja Konfederacji z tzw. opozycją demokratyczną jest bardziej realna, bo nie jest – dodaje.
Dlatego ekspert nie wyklucza innego scenariusza, w którym Konfederacja odegra kluczową rolę.
– Konfederacja może przedstawić listę warunków, na podstawie których będzie skłonna poprzeć jakiś rząd, nie wchodząc do niego. Takiej sytuacji nie mieliśmy w Polsce od dawna. Kiedyś próbował to zrobić Kaczyński, zanim wpuścił do rządu Ligę Polskich Rodzin i Samoobronę. To się nazywało wtedy „pakt stabilizacyjny” – przypomina.
– On nie wypalił, ale to nie oznacza, że nigdy nie wypali. Konfederacja może dopuścić powstanie jakiegoś rządu, w zamian za realizację jej postulatów. Taki rząd pewnie czterech lat nie przetrwa, ale ja nie zakładam już teraz, że koalicja PiS-u z Konfederację to coś oczywistego. Tym bardziej że Konfederacja może mieć nawet 40-50 posłów, a wtedy będzie dużą siłą polityczną w Sejmie – reasumuje nasz rozmówca.