– Jestem pewien, że w końcu prądu i gazu zabraknie. Nakładają się tu dwa zjawiska: globalne ocieplenie i bieżące problemy z zaopatrzeniem w surowce energetyczne spowodowane przez wojnę – mówi Tomasz Prejs, prezes Stadler Polska.
- – Stoimy przed ogromnym problemem utrzymania konkurencyjności naszej gospodarki – mówi Tomasz Prejs. Dostępność i cena energii są tu kluczowe.
- – Myślę, że w perspektywie kilkunastu, może dwudziestu lat będziemy posiadali w Polsce zdrowy miks energetyczny, ale najbliższe 10 lat będzie dla nas bardzo dużym wyzwaniem – zaznacza.
- – Gdyby nie wzrost cen energii, moglibyśmy rozważyć przeznaczenie większych środków na wzrost wynagrodzeń naszych pracowników – tak menedżer Stadlera odpowiada na pytanie o bieżącą sytuację firmy.
- Niniejsza rozmowa jest częścią serii wywiadów, które posłużą za fundament raportu „Reakcja polskiego biznesu na szok energetyczny 2022. Perspektywy dla inwestycji energetycznych”, przygotowywanego przez ING Bank Śląski i Europejski Kongres Gospodarczy (EEC). Premiera – podczas XV EEC w Katowicach (24-26.04.2023 roku).
- O transformacji energetycznej i efektywności przemysłu będziemy rozmawiać podczas sesji w ramach ścieżki tematycznej „Energia i bezpieczeństwo” w czasie XV Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
Jaki udział – orientacyjnie – stanowią koszty wszystkich nośników energii w kosztach ogółem państwa działalności i o ile plus minus wzrosły ceny energii w ostatnich 12 miesiącach? Czy wyższe koszty energii w 2022 roku przełożyły się proporcjonalnie na wyższe ceny państwa produktów i usług?
Tomasz Prejs, prezes Stadler Polska: Stadler Polska nie realizuje w ramach swej produkcji wysokoenergetycznych procesów. Kupujemy jednak mocno przetworzone półprodukty od naszych dostawców. To oni wykorzystują lasery tnące metal, prowadzą procesy lakierowania czy spawania, które są bardzo energochłonne i odczuwają bezpośrednio wysokie ceny energii. Producenci pojazdów szynowych są do pewnego stopnia integratorem komponentów.
Problem wysokich kosztów energii dotyka nas od strony ich cen, które wzrosły o około 30 proc. To efekt inflacji, wzrostu wynagrodzeń, wzrostu cen energii elektrycznej, gazu czy węgla.
Trudna sytuacja zarówno dla producenta pociągów, jak i przewoźników
Czy na skutek wzrostu cen energii, mimo że to w państwa spółce nie jest kluczowy czynnik cenotwórczy, musieliście zrobić jakieś oszczędności?
– Odpowiem tak: gdyby nie ceny energii, moglibyśmy rozważyć przeznaczenie większych środków na wzrost wynagrodzeń naszych pracowników.
Dopóki jest koniunktura łatwo wprowadzić wzrost kosztów w cenę usługi; gorzej, gdy koniunktura więdnie… Taką opinię znam z rynku przewozów drogowych. Jak jest w waszej branży?
– W przypadku bieżących kontraktów prowadzimy rozmowy na temat przeniesienia części kosztów na zamawiających. Nasi klienci – przewoźnicy kolejowi – w odpowiedzi argumentują, że są w takiej samej, jeśli nie gorszej sytuacji.
Muszą mierzyć się z wysokimi cenami energii trakcyjnej wykorzystywanej do prowadzenia działalności przewozowej. To wzbudza wiele emocji…
Zamawiający są też rozgoryczeni, że w nowych przetargach ceny ofertowe pociągów są o 20-30 proc. wyższe niż rok temu. Staramy się tłumaczyć, dlaczego tak jest, jak wygląda dziś rzeczywistość producenta taboru, ale nie mam przekonania, że spotykamy się ze zrozumieniem. Sytuacja jest trudna – dla obu stron.
Jak, pana zdaniem, ceny energii zmienią się w ciągu najbliższych 12 miesięcy?
– Aktualnie mamy umowę długoterminową na dostawy energii w stałej cenie, więc nie zastanawiam się, jakie ceny będą za miesiąc czy dwa, ale – obserwując rynek – widzę, że ceny spotowe spadły.
Niektóre firmy zdecydowały się nie wiązać kosztów na rok czy dwa, tylko próbować grać na rynku. Wygląda na to, że to była dobra decyzja – przynajmniej tu i teraz. Co będzie dalej? Patrząc na to, co się działo z cenami gazu i paliw płynnych, trudno cokolwiek prognozować…
Dwa lata temu rozmawiałem z panem o tym, jak sprawić, by kolej zużywała mniej energii elektrycznej – np. przez stosowanie aluminium do budowy pudeł wagonów, aby obniżyć ich masę.
– To dziś temat jeszcze bardziej istotny niż wówczas. Kupując pociąg, którego wagony są ze stali, trzeba się liczyć z wyższymi kosztami energii.
Stadler buduje swoje pojazdy z aluminium, dzięki czemu są lżejsze niż pojazdy stalowe i zużywają znacznie mniej prądu. Z perspektywy cyklu życia pojazdu, który jest eksploatowany przez przewoźnika przez 30-40 lat, to naprawdę ma sens. Przewoźnicy to widzą i doceniają.
Oferujemy także pociągi o napędzie hybrydowym (elektrycznym i spalinowym – red.). Niedawno Stadler dołączył do grona firm produkujących pojazdy o napędzie wodorowym. Jesteśmy też liderem rynku, jeśli chodzi o sprzedaż pojazdów bateryjnych.
Nowe rozwiązania w energetyce za słabe dla dużego zakładu produkcyjnego
Czy wobec wysokich cen energii kierowana przez pana spółka planuje inwestycje energetyczne – np. budowę instalacji odnawialnych źródeł energii czy modernizację energetyczną lub termomodernizację budynków?
– Rozważamy inwestycje w OZE. Najprościej to zrobić, instalując ogniwa fotowoltaiczne; przeprowadziliśmy stosowne analizy kosztowe.
Obecne regulacje nie sprzyjają jednak przedsiębiorcom. W przeciwieństwie do prosumentów indywidualnych z sektora komunalnego, duże firmy pozostawione są właściwie same sobie.
Są pewne zachęty, ale – w mojej ocenie – niewystarczające. Zostaje twarda kalkulacja, która dzisiaj pokazuje, że OZE w przemyśle mają pewien sens, ale przełom jeszcze nie nastąpił.
Nie są to technologie, które nas uniezależnią od energetyki zawodowej. Nie spowodują, że taki zakład produkcyjny jak nasz, zatrudniający1200-1300 osób, wydający kilka milionów złotych na energię elektryczną rocznie, będzie samowystarczalny energetycznie.
Przyglądam się zatem nowym rozwiązaniom, ale nie chcę na razie w nie inwestować, żeby nie walczyć potem z kosztami amortyzacji inwestycji. Nie mam poczucia, że to dźwignia, która wniesie istotną zmianę w naszym biznesie…
Co – pana zdaniem – wstrzymuje większe inwestycje w energię odnawialną i efektywność czy modernizację energetyczną w Polsce?
– Nie powiem nic odkrywczego: w Polsce nie ma obecnie wystarczającej infrastruktury przesyłowej – i to jej budową należy się zająć w pierwszej kolejności. Trzeba rozwijać zieloną energetykę – nasz kraj, jako członek Unii Europejskiej, jest zobowiązany do redukcji emisji.
Z punktu widzenia przedsiębiorcy: jeżeli ma on zainwestować, chciałby widzieć zwrot z inwestycji – czy to w postaci obniżenia bieżących kosztów, czy też zwrotu – poprzez dedykowany mechanizm prosumencki.
Obecnie rewolucja prosumencka zatrzymała się na poziomie mikroinstalacji, bo infrastruktura nie jest w stanie przenieść nadmiaru wytwarzanej przez nie energii, a co dopiero, gdyby musiała przyjąć energię z makroinstalacji. Jeśli mamy ponieść koszty inwestycji, to interesuje nas możliwość oddawania energii do sieci, gdy nie będzie jej potrzebował nasz zakład.
Jeżeli firmy mają pieniądze, mogą wprowadzać ESG, zielone technologie, kupować auta elektryczne. Na końcu jednak są rachunki do zapłacenia. Jak się je położy na stole, widać, że nie ma dzisiaj klimatu, który sprzyjałby przedsiębiorcom, chcącym inwestować w nowe rozwiązania energetyczne.
Przed firmami w Polsce trudne 10 lat, potem może być lepiej
Czy obawiają się państwo w przyszłości problemów z dostępem do energii i paliw?
– Jestem pewien, że w końcu prądu i gazu zabraknie. Nakładają się tu dwa zjawiska: globalne ocieplenie i bieżące problemy z zaopatrzeniem w surowce energetyczne spowodowane przez wojnę. Jeśli chodzi o tę pierwszą tendencję :przypomnę rok 2015, gdy w upalne lato Polska stanęła na krawędzi blackoutu, a zakładom produkcyjnym wyłączano prąd.
To do nas wróci… Rzeki będą wysychać, elektrownie nie będą miały się czym chłodzić. Nie mówiąc o tym, że będą coraz starsze. Zanim wybudujemy alternatywne źródła energii, zanim powstanie nowa sieć energetyczna, która pozwoli przesyłać prąd z farm wiatrowych na morzu czy fotowoltaicznych budowanych na lądzie, zanim powstaną elektrownie atomowe, w średniej perspektywie – 3-5, może 10 lat – czekają nas bardzo trudne czasy.
Jeśli chodzi o bieżące zaopatrzenie w surowce energetyczne, to też nie jestem optymistą. Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Czy wystarczająco zapełnimy magazyny gazu przed kolejną zimą? Czy będzie wystarczająca pula węgla? Czy Unia zdoła „przekierować” łańcuchy dostaw? Czy Arabowie nie podniosą cen ropy i gazu?
Jak – według pana – polityka Unii Europejskiej (dywersyfikacja dostawców gazu, energetyka odnawialna, efektywność energetyczna, wysokie ceny uprawnień do emisji CO2, nierównomierny rozwój energetyki jądrowej i obawy w niektórych krajach) wpływa na walkę z kryzysem energetycznym?
– Nie jestem w tych sprawach specjalistą. Skomentuję to inaczej: Unia Europejska tylko to pewnego momentu jest unią. W pewnym miejscu zaczyna się gra interesów jej członków.
Rozprawianie o wspólnym dostępie do źródeł energii brzmi dumnie i pasuje do pewnej ideologii, ale na końcu są interesy poszczególnych państw. Wydaje mi się więc, że musimy zadbać o siebie sami.
Czy wysokie ceny energii stanowią barierę rozwoju kierowanej przez pana firmy i polskiej gospodarki?
– Stoimy przed ogromnym problemem utrzymania konkurencyjności naszej gospodarki. Do pewnego momentu węgiel pozostawał tani – nieważne, czy pochodził ze Śląska czy z Rosji. Koszt energii w Polsce, nawet uwzględniając ślad węglowy, był względnie niski. Przy umiarkowanym koszcie siły roboczej nasza gospodarka się broniła.
Teraz, gdy cenowo zaczynamy się zbliżać do Hiszpanii czy Portugalii, oparcie miksu energetycznego na trudno dostępnym i coraz droższym węglu i gazie może stanowić duży problem. Jeśli dołożymy do tego coraz wyższe koszty transportu, nasza gospodarka przestaje być konkurencyjna. Takie są realia…
Kolejne 10 lat będzie dla nas bardzo dużym wyzwaniem. Dla organizacji, którą prowadzę, oznacza to konieczność jeszcze większej optymalizacji kosztów i jeszcze wyższej produktywności. Myślę jednak, że w perspektywie kilkunastu, może dwudziestu lat będziemy posiadali zdrowy miks energetyczny: mamy morze, wiatr, słońce, coraz więcej wiemy o wodorze. Polska to duży kraj, a Polacy są bardzo przedsiębiorczy. Kończymy zatem tę rozmowę optymistycznie.
Źródło: wnp.pl