Polska zmienia się w rakietowe mocarstwo, ale koszty poniesiemy ogromne

Niezależny dziennik polityczny

Amerykanie zgodzili się na sprzedaż Polsce pakietu 486 wyrzutni HIMARS i ponad 9 tys. rakiet kierowanych. Dobra wiadomość, ale zwiastuje sporo problemów.

  • Do 2027 r. dostaniemy 18 zestawów HIMARS w konfiguracji amerykańskiej oraz 478 zestawów do ładowania wyrzutni.
  • W skład zamówienia wchodzi ponad 9 tysięcy rakiet GMLRS różnych typów oraz 45 rakiet dalekiego zasięgu do 300 km ATACMS.
  • Gdyby planowana transakcja dotycząca prawie pół tysiąca wyrzutni rakietowych doszła do skutku, mielibyśmy ich więcej niż USA. Najpierw narzekano, że kupujemy tych systemów za mało, teraz, że zbyt wiele.

Liczby robią wrażenie. Możemy kupić od Amerykanów prawie 500 systemów HIMARS. Niedawno podpisaliśmy też umowę na równoległy zakup 288 systemów południowokoreańskiej artylerii rakietowej K239 Chunmoo, wartości ok. 40 mld złotych. Zgodnie z umową wykonawczą do 2027 r. mamy otrzymać 218 takich systemów. W tym roku dostaniemy 18 HIMARS-ów zakupionych przed czterema laty. 

Do tego Polska zamówiła w 2019 r. za 414 mln dol. 20 wyrzutni (w tym 2 szkolne) HIMARS wraz z ponad 200 rakietami. Ich dostawy mają się rozpocząć w tym roku. W sumie daje to 786 amerykańskich oraz koreańskich wyrzutni rakietowych. Potęga. Bylibyśmy w segmencie tej broni pierwsi w NATO. Dlaczego nie wszyscy się z tego cieszą?

Dochodzi także duża liczba amunicji. Jak podano w komunikacie DSCA, w skład zamówienia, obok 18 wyrzutni HIMARS i 468 zestawów do montażu wyrzutni na samochodach (mają to być Jelcze), wchodzi też zakup 45 rakiet ATACMS o zasięgu 300 km. W amunicyjnym pakiecie jest też 461 zestawów (kontenerów) precyzyjnych rakiet GMLRS-AW o donośności ok. 85 km, po 6 rakiet w kontenerze, czyli łącznie 2766 pocisków.

Możemy też dostać 521 zestawów GMRLS-U również o donośności 85 km (po 6 rakiet w kontenerze, łącznie 3126 pocisków) i 532 zestawy (łącznie 3192 pociski) rakiet GMLRS o zwiększonym zasięgu do 150 km i 200 km.

Podkreślmy, że wojsko polskie nie ma na uzbrojeniu rakiet, które mogłyby niszczyć cele na duże odległości. Będące obecnie na uzbrojeniu wyrzutnie WR-40 Langusta mają zasięg do 40 km i to przy wykorzystaniu specjalnych pocisków o przedłużonym zasięgu.

Na dystansie do 200 km, czyli takim jak w przypadku kupionych amerykańskich pocisków o zwiększonym zasięgu, mogą strzelać norweskie rakiety NSM z Morskiej Jednostki Rakietowej. Te przeciwokrętowe pociski można również wykorzystać do atakowania celów naziemnych. Marynarze maja 98 takich rakiet.

Homar miał być produkowany przez polski przemysł we współpracy z partnerem zagranicznym

Zakup HIMARS-ów to jeden z tych kontaktów, które od początku budziły i wciąż budzą emocje… dalekiego zasięgu. W próbie wskazania przyczyn kontrowersji może pomóc historia zakupów tego uzbrojenia.

Program pod kryptonimem Homar, który zakładał pozyskanie systemów artylerii rakietowej o zasięgu 300 km, znalazł się w Planie Modernizacji Technicznej na lata 2013-2022.

Założono w nim, że do wojska trafią 54 wyrzutnie Homar na potrzeby 3 dywizjonów artylerii rakietowej, po jednej dla dywizji (z czego jedna dopiero w 2025 r.). Koszt kontraktu szacowano na 8-10 miliardów złotych. Homar miał być produkowany przez polski przemysł we współpracy z partnerem zagranicznym. Polskie miały być samochody, systemy łączności oraz kierowania ogniem.

Jak wyjaśniał gen. Jarosław Wierzcholski, były szef Wojsk Rakietowych i Artylerii WP, program zakładał pełną produkcję podstawowej amunicji (pociski GMLRS), integrację zestawów z krajowym systemem kierowania ogniem oraz udział w programach rozwojowych.

Antoni Macierewicz, ówczesny minister obrony narodowej, zmienił zasady zakupu tych systemów. Oświadczył, że docelowo planowane jest pozyskanie ok. 160 wyrzutni, czyli 3 razy więcej, niż początkowo zakładano. O tym, że dla Homara wybrano amerykańskie systemy HIMARS, dowiedzieliśmy się tuż przed wizytą prezydenta Donalda Trumpa w 2017 r. Wcześniej rozważano też propozycje z Izraela i Turcji.

A gdzie offset? Zakupy sprzętu z półki nie wspierają polskiego przemysłu

Od tego też roku PGZ, która po początkowych perturbacjach została liderem programu Homar, zabiegała o zgodę na budowanie wyrzutni w Polsce, a nawet niektórych rodzajów amunicji do tych systemów.

Wbrew tym planom Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej, zdecydował w 2019 r. o zakupie jednego dywizjonu Homarów „z półki” za 414 mln dol. (ok. 2 mld zł). Tym samym plany PGZ trafiły do wojskowej lodówki. Odmrożono je dopiero po prawie sześciu latach.

W pierwszym dywizjonie HIMARS-ów zakupionym w 2019 r. obok 18 systemów (plus 2 szkolnych) kupiliśmy ponad 200 rakiet, w tym 30 rakiet dalekiego zasięgu ATACMS. Mamy też pozyskać 20 pocisków ćwiczebnych kal. 227 mm.

Decyzja ministra Błaszczaka spotkała się z krytyką. Zarzucano MON-owi, że kupił śladowe ilości systemów HIMARS, które w niewielkim stopniu zmienią potencjał ogniowy polskiej armii, do tego to kontrakt bez offsetu, który w żaden sposób nie realizuje interesów polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Analitycy Klubu Jagiellońskiego zwrócili też uwagę, że propozycja izraelska, czyli system LYNX, ma większe zdolności od HIMARS-ów. Wskazywano, że pociski Predator Hawk kal. 370 mm mają zasięg 300 km, ale dysponuje on również rakietami LORA kal. 600 mm o zasięgu ponad 300 km, mającymi zdolność wykonywania manewrów w locie, przez co są trudniejsze do strącenia.

Sami Koreańczycy mają wątpliwości, czy w terminie wywiążą się z kontraktu

Przez kolejne lata w programie nic się praktycznie nie działo. Sytuacja zmieniła się radykalnie po wybuchu wojny w Ukrainie, gdzie HIMARS-y okryły się sławą. W maju 2022 r. polski rząd zdecydował się zakupić kolejne systemy artylerii rakietowej.

Do tego wicepremier Błaszczak zaskoczył wszystkich złożeniem zapytania ofertowego LOR (Letter of Request) na zakup od Amerykanów aż 500 wyrzutni M142 HIMARS.

Niektórzy myśleli, że zaszła pomyłka w komunikacie, jednak rządzący potwierdzili, że tyle właśnie wyrzutni chcemy kupić. Zaskoczeni propozycją byli także Amerykanie. Ich zdziwienie brało się stąd, że sami w 2021 r. mieli na uzbrojeniu ok. 410 takich systemów, a ich przemysł budował rocznie 72 HIMARS-y.

Szef MON-u przyznał, że zdawał sobie sprawę, że amerykański przemysł nie podoła polskiemu wyzwaniu (złośliwcy pytali, po co w takim razie zamawiał ich aż tak dużo) i szybko zdecydował o zakupie 288 wyrzutni rakietowych na podwoziu kołowym K239 Chunmoo w Korei Południowej.

Zdecydowała, według MON-u, szybkość dostaw. Większość systemów ma trafić do Polski do 2027 r., choć sami Koreańczycy mają co do tego wątpliwości. Powiedzieć, że decyzja ta zdenerwowała naszego najważniejszego amerykańskiego sojusznika, to nie powiedzieć nic.

Wkrótce z firmy Lockheed Marin popłynęły komunikaty o możliwości zwiększenia produkcji. Amerykański rząd na dodatkowe wyrzutnie przeznaczył ponad 445 mln dol.

Grzegorz Dróżdż, analityk Conotoxa Ldt., szacuje, że sprzedaż Polsce sprzętu o wartości 10 mld dolarów zwiększy przychody spółki Lockheed Martin o 27 proc. 

Amerykanie nie uważają, że kto się zgłosił pierwszy, ten pierwszy dostanie zamówione systemy

Rita Flaherty, wiceprezes ds. strategii i rozwoju biznesu w Lockheed Martin, zapowiedziała, że dzięki zwiększeniu produkcji 20 zamówionych przez Polskę zestawów HIMARS zostanie dostarczonych w 2023 r. Dodała, że jeśli chodzi o polskie zapytanie o ofertę, to mogliby wyprodukować 200 takich zestawów.

Nie kwestionując wyboru MON-u, zwróciła uwagę, że pociski GMLRS i ich wersję o zwiększonym zasięgu GMLRS ER, a także ATACMS można wystrzeliwać tylko z wyrzutni HIMARS i gąsienicowej wersji – M270. Podkreśliła, że „jest tylko jeden HIMARS”, a system został sprawdzony w warunkach bojowych.

Skończyło się na zgodzie dotyczącej prawie 500 systemów. Będzie to oczywiście trwało latami. Dostawy 18 HIMARS-ów  w konfiguracji amerykańskiej armii mają się najprawdopodobniej rozpocząć w 2025 r. i potrwają z pewnością co najmniej 5-6 lat. Kiedy moglibyśmy otrzymać kolejne zestawy, nie sposób obecnie przewidzieć. Według Amerykanów nie jest tak, że kto się zgłosił pierwszy, ten pierwszy dostanie zamówione systemy.

To akurat nie wydaje się jednak aż tak ważne. Rakietowe systemy zarówno amerykańskie, jak i koreański, nie budzą wątpliwości co do ich walorów bojowych. Zastanawia jednak tak olbrzymia liczba kupowanych wyrzutni. Chodzi nie tylko o duże koszty pozyskania tego sprzętu, ale i jego utrzymania.

Kto obsłuży tyle sprzętu? Koszty utrzymania będą potężne

Były szef polskiej artylerii generał Jarosław Kraszewski uważa, że tak duże zamówienie pozwoli na adekwatną odpowiedź w razie ataku wroga, ale ma też wątpliwości, czy Polskę stać na zakup i utrzymanie takiej ilości broni. I czy starczy ludzi do ich obsługi oraz miejsca w koszarach.

Nie ma wątpliwości, że od tak gigantycznych wydatków budżet musi zatrzeszczeć. Sam zakup stanowi tu ok. 30 proc. wartości sprzętu. Pozostałe 70 proc. to koszt jego użytkowania i utrzymania. Szacuje się, że może to być nawet 200 mld zł. Komuś trzeba będzie te pieniądze zabrać.

Najpierw zatem narzekano, że kupujemy tych systemów za mało, teraz, że zbyt wiele. Nie ma pewności, że uda się pozyskać żołnierzy do ich obsługi. Pamiętajmy, że potrzebni są pancerniacy do obsadzenia tysiąca czołgów i artylerzyści do 800 samobieżnych armatohaubic. To tysiące żołnierzy. Nawet w resorcie obrony uważa się ich pozyskanie za mało realne.

Zdaniem Błaszczaka planowane zakupy nie są za duże. Świetnie sprawdzają się w rękach Ukraińców stanowią bardzo skuteczną broń.

– Wykorzystamy w pełni te możliwości, jakie daje nam współpraca ze Stanami Zjednoczonymi – powiedział wicepremier Błaszczak. 

W przypadku systemów HIMARS czy Chunmoo nawet 200-300 szt. miałoby znaczną siłę rażenia i stawiałoby nas w ścisłej czołówce posiadaczy tego rodzaju sprzętu w Europie.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów