Chiny w perspektywie najbliższych lat muszą przyszykować się na „niebezpieczne sztormy” – ostrzegł na XX zjeździe Komunistycznej Partii Chin Xi Jinping. Przywódca Państwa Środka nie krył obaw, że to, co obecnie dzieje się w globalnej gospodarce, jest dużym problemem dla jego kraju. Tak jednoznaczny sygnał z „fabryki świata” oznacza kolejne kłopoty także dla Polski. Nikt już nie ma złudzeń, że nadchodzący rok będzie dla nas jednym z trudniejszych od bardzo długiego czasu.
W niedzielę rozpoczął się XX zjazd Komunistycznej Partii Chin (KPCh), który potrwa do 22 października. Oczekuje się, że numerem jeden w Komitecie, sekretarzem generalnym KPCh i przewodniczącym Centralnej Komisji Wojskowej pozostanie Xi Jinping.
Chiny ostrzegają świat. Nadchodzi gospodarczy sztorm, który dotknie także Polskę
W przemówieniu otwierającym zjazd w niedzielę Xi szczególnie silny akcent położył na sprawy bezpieczeństwa – w tym stabilności społecznej, łańcuchów dostaw czy zdrowia publicznego i pandemii COVID-19. W jego słowach nie znalazły się odniesienia do Rosji ani Ukrainy.
W części poświęconej gospodarce Xi nawiązywał do problemów mieszkaniowych, ale powstrzymał się od powtórzenia swojego kontrowersyjnego zdania, że ”mieszkanie służy do życia, a nie spekulacji”. W czasie gdy eksport Chin słabnie, wezwał również do „budowania potęgi handlowej” i przestawienia torów na nowe technologie oraz większą konsumpcję.
Prezydent Chin nie szczędził jednak gorzkich uwag na temat tego, co czeka Państwo Środka w najbliższych latach.
Bądźmy gotowi wytrzymać silne wiatry, wzburzone wody, a nawet niebezpieczne sztormy – mówił.
To ostatnie zdanie jest niezwykle ważne, ponieważ jeśli wypowiada je przywódca „największej fabryki świata”, jak mówi się o Chinach, to jest to jasny sygnał dla całego globu, że zbliżają się nie lada problemy.
Wiele kryzysów naraz
Druga co do wielkości gospodarka świata wzrosła w drugim kwartale 2022 r. zaledwie o 0,4 proc. rok do roku. Dane za trzeci kwartał mamy poznać we wtorek, choć zgodnie z kalendarzem publikacja wzrostu PKB przypadała na poniedziałek. Biuro statystyczne jednak przełożyło upublicznienie danych ze względu na kongres partii.
Niemniej ekonomiści są zgodni, że Pekin nie będzie rozwijał się w tym roku tak szybko, jak to sobie założono. Xi Jinping nie wycofał się z polityki „zero Covid”, która w ostatnich miesiącach zamknęła przymusowo w domach miliony ludzi, a eskalacja wojny w Ukrainie tylko pogłębi problemy.
Dlatego też kłopoty, które parę miesięcy temu majaczyły gdzieś na horyzoncie, zbliżają się w szybkim tempie i podmywają stabilność gospodarczą.
Kilka dni temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przestrzegł, że świat jest na krawędzi recesji, a kondycja światowej gospodarki pogorszyła się znacząco w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, czyli od czasu przedstawienia poprzedniego raportu MFW.
Główny ekonomista Funduszu Pierre-Olivier Gourinchas dodał, że w ocenie MFW zmiana polityki energetycznej w Europie, będąca konsekwencją agresji Rosji na Ukrainę, jest „głęboka i trwała”. Ostrzegł jednak zarazem, że „zima roku 2022 będzie trudna, ale zima roku 2023 będzie prawdopodobnie trudniejsza”.
Poważne konsekwencje wojny na Ukrainie ciążą globalnej gospodarce, ponieważ „doprowadziły one do poważnego kryzysu energetycznego w Europe, który znacząco zwiększył koszty życia (…). Cena gazu w Europie wzrosła od 2021 roku czterokrotnie. I nie jest to przejściowy szok (cenowy)” – oznajmił Gourinchas.
Polikryzysy uderzą z jeszcze większą siłą
Wcześniej szefowa MFW Kristalina Georgiewa powiedziała, że globalny wzrost gospodarczy do 2026 roku będzie mniejszy o 4 biliony dolarów niż dotychczas przewidywano, ponieważ inwazja Rosji na Ukrainę drastycznie zmieniła perspektywy światowej gospodarki.
Z tej okazji „Financial Times” przypomniał słowa Jean-Claude Junckera, ówczesnego przewodniczącego Komisji Europejskiej, który w 2016 r. mówił o „polikryzysach„, czyli nagromadzeniu się wielu wyzwań stojących przed Europą. Teraz jest podobnie, choć tamtejsze kryzysy wydają się przy tym, co dzieje się obecnie, dziecinną zabawą.
Co się teraz dzieje? Inflacja w najważniejszych gospodarkach świata osiągnęła najwyższe poziomy od przynajmniej 40 lat. Dlatego też banki centralne jak jeden mąż podniosły w tym roku stopy procentowe, a tak szeroko zakrojonej akcji podnoszenia wartości pieniądza nie obserwowaliśmy od lat 70. Drastycznie umocnił się także dolar amerykański, osiągając najwyższy poziom od początku XXI wieku.
To właśnie te czynniki motywują ekonomistów do tworzenia coraz bardziej ponurych prognoz.
Gospodarki wschodzące muszą borykać się przez to z wyższym zadłużeniem denominowanym w dolarach i destrukcyjnym odpływem kapitału. Tymczasem na całym świecie wzrosło oprocentowanie kredytów hipotecznych i koszty kredytów korporacyjnych. Wiele wskaźników stresu na rynkach finansowych również miga na czerwono, ponieważ szybki wzrost stóp z ultraniskich poziomów z czasów pandemii ujawnił słabe punkty wielu gospodarek. Ciągłym ryzykiem jest także możliwość gwałtownej wyprzedaży na rynkach finansowych, co ostatnio pokazały brytyjskie fundusze emerytalne – czytamy w „FT”.
Z kolei Michael Spence, ekonomista i noblista z 2001 r., kilka dni temu opublikował głośny artykuł, w którym wskazał na wiele czynników, które będą utrzymywać wzrost cen na wyższych poziomach przez lata i tłumaczył, dlaczego jest to duże wyzwanie dla rynku pracy, rynku emerytalnego oraz rządów. Jego zdaniem jedynym wyjściem z tej sytuacji jest wzrost wydajności oparty o najnowsze technologie.
Zanim jednak dojdzie do przełomu, czeka nas kilka lat turbulencji – pisał Spence.
Gdzie w tym wszystkim jest Polska? Czeka nas trudny rok
Nie ma co się oszukiwać. Wzburzone wody na świecie podmyją także i polską glebę. Rodzima gospodarka jest bardzo zróżnicowana, co jest jej niewątpliwą siłą i pozwalało przetrwać najtrudniejsze czasy. Obecnie jednak nawet bardzo gorący rynek pracy oraz słabszy złoty (ten był zazwyczaj stabilizatorem gospodarki, wspierającym eksport; jednak teraz coraz większa część eksportu jest importochłonna, przez to ten czynnik zaczyna tracić na znaczeniu) mogą okazać się niewystarczające.
Wprost pisał o tym Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju i prawa ręka premiera Morawieckiego. „Zacieśnienie polityki pieniężnej jest znaczące i globalne warunki płynnościowe są najgorsze od 2009 r. Powoduje to gigantyczne napięcia na długu, walutach i w sektorze finansowym. Dylemat banków centralnych to czy walczyć z inflacją, czy o stabilność makroekonomiczną…” – stwierdził na Twitterze Paweł Borys.
Jego zdaniem trudności lub „prawie bezsilność” polityki makroekonomicznej na obecne szoki potęguje brak globalnej koordynacji działań. Borys podaje przy tym przykład polityki OPEC+ (obniżki wydobycia ropy, co ma podnieść jej ceny), blokady Chin w sprawie długu krajów rozwijających się, brak porozumienia UE dotyczącego maksymalnej ceny za energię, czy wojny handlowej USA-Chiny.
Mamy realnie najpoważniejszy kryzys od dekad. Mniejsza recesja niż w pandemii, ale wojna, energia, żywność, dług, inflacja, czy niestabilność makro powodują, że jest on trudniejszy do opanowania. Przejście tego kryzysu wymaga odpowiedzialnej polityki makro. Przed nami trudny rok –przewiduje Paweł Borys.
Polska a fundusze unijne
A teraz dochodzi kolejny problem dla naszego kraju, czyli możliwość zablokowania funduszy spójności przez UE w związku z działaniami Zbigniewa Ziobry w sądownictwie. Przypomnijmy, że chodzi o dodatkowe – poza KPO – pieniądze rzędu 75 mld zł. Pisał o tym „Financial Times” oraz „Rzeczpospolita”.
Ignacy Morawski, ekonomista, a obecnie publicysta w „Pulsie Biznesu”, twierdzi, że brak funduszy UE „podważy cały model rozwojowy kraju, bo uniemożliwi jednoczesne utrzymanie niezłej stopy konsumpcji i niezłej stopy inwestycji publicznych”.
Według niego stabilność makroekonomiczna naszego państwa zostanie w ten sposób podważona, a „wstrząsy polityczne będą sto razy silniejsze”. Może wystąpić także ryzyko polexitu. To wszystko na tle zewnętrznych globalnych kryzysów byłoby jeszcze bardziej dla nas bolesne. Palcem pogroziły także Polsce agencje ratingowe (więcej o tym piszemy TUTAJ)
W poniedziałek po południu rzecznik rządu Piotr Müller zdementował doniesienia o zablokowaniu środków z Unii. – Informacje dotyczące rzekomej blokady unijnych funduszy dla Polski są nieprawdziwe i zmanipulowane – przyznał.