Kiedy podobne miejsca już dawno zniknęły z mapy Warszawy, bazar Olimpia przeżywa swoją drugą młodość. Niewiele się tu zmieniło przez ostatnie dekady: prowizoryczne stoiska rozstawione gdzie popadnie, niektórzy towar mają ułożony na ceratach na chodniku albo sprzedają go z rozkładanych stoliczków.
Kupić można wszystko: ciuchy, antyki, magnetofony, wersalki jak żywcem wzięte z lat 90., lekko albo i mocniej popsute warzywa i owoce, podrobione perfumy, papierosy bez akcyzy, maść na ból z liści marihuany, a nawet statut PZPR. Choć żar leje się z nieba, wędliny sprzedawane są prosto z lad, jajka stłuczki są za 40 gr za sztukę.
Drożyzna w Warszawie. Tłok na bazarze Olimpia, gdzie jest najtańsza żywość
Olimpia uchodzi za najtańszy bazar Warszawy. Ceny biją po oczach: pomidory malinowe za 3 zł, zielone – za 1,50 zł, papryka za 5zł, mandarynki za 3zł, fasolka szparagowa za 4 zł, antonówki za 3 zł, winogrona za 5,99 zł, brzoskwinie i nektarynki za 3,99, rzodkiewka za złotówkę.
Krążę wśród sprzedających i kupujących, pytam o inflację i drożyznę.
Emerytka Wanda (lat 80) sprzedaje sukienki po 40, 60 zł. Rozpoczęła pracę o godz. 6. Rozmawialiśmy ok. godz. 10, a ona nie sprzedała jeszcze ani jednej. – W sobotę na bazarze w Legionowie przez cały dzień sprzedałam jedną. Zarobiłam 30 zł, a na opłatę handlową wydałam 60 zł. Ludzie przestali kupować. Nawet sukienka za 40 zł to dla nich za drogo – wzdycha. – Prawie nie chodzę, nadaję się do szpitala, a nie mogę iść, bo muszę pracować. Mam 1,6 tys. zł emerytury. Jest straszna drożyzna. W sklepie kupuję podstawowe rzeczy i płacę 100 zł. Mieszkam na Bielanach, dom jest ogrzewany gazem. Od stycznia do czerwca za gaz zapłaciłam 4 tys. A co będzie zimą?
Na Olimpii za cztery niedziele płaci 540-600 zł opłaty handlowej. – Już nie dam rady dłużej tego prowadzić. Byłam kierowniczką sklepu Społem. W wieku 55 lat przeszłam na emeryturę i zaczęłam sprzedawać sukienki, jeszcze w latach 90. Ale tak źle, to nawet wtedy nie było – mówi. Zaraz jednak dodaje, że popiera obecny rząd, który pomaga emerytom. – Za Tuska emerytury podnosili o 2,5 zł – rzuca.
Zakupy w czasie inflacji w Warszawie. „Tylko tutaj mnie stać na mięso”
Spora kolejka jest do stoiska z wędlinami. Oto ceny za kilogram: salceson 19 zł, szynka sopocka 30 zł, kabanosy 26 zł, baleron 21 zł, boczek wędzony 23 zł. Jedną z klientek pytam, czy nie boi się kupować wędlin w takim miejscu w dodatku w takim upale. Jest zakłopotana. – Tylko tu mnie stać na wędliny – odpowiada.
Emerytka Barbara (77 lat) przyjechała z Bródna. Kupiła trochę warzyw, borówek (15 zł za kilo) i sukienkę dla wnuczki. Opowiada, że po 37 latach pracy ma 1,6 tys. zł emerytury. W sezonie dorabia, sprzedając warzywa i owoce na innym bazarze. – Tu jest dużo taniej, ale trzeba patrzeć na daty, bo wiele produktów jest już po terminie. Mięsa w ogóle nie biorę na Olimpii – podkreśla.
Starsza kobieta przy głównym wejściu sprzedaje całoroczne bukiety. Zachwala, że mogą stać suche, bez wody. Ceny: od 10 do 25 zł. Przyjeżdża na Olimpię z Marek, żeby dorobić. – Ludzie nie kupują. Jeżeli nie ma na jedzenie, to kto kupi bukiet? Jeszcze niedawno schodziło po 100 sztuk, teraz 10 – wylicza. – Dobrze, że dzieci mamy już odchowane, to jakoś sobie radzimy z mężem. Ale nie wiem, co będzie zimą, bo dom mamy ogrzewany węglem. Złożyliśmy podanie o rządowy dodatek 3 tys. zł. Na razie cisza.
Drożyzna w Warszawie. „Raz zjemy lepiej, raz gorzej”
– Baba 70 lat i muszę tutaj stać, żeby coś zarobić – sarka pani Barbara, emerytka. Pracuje na stoisku z warzywami i owocami. Mieszka w okolicach pl. Unii Lubelskiej. Kiedy zauważam, że dużo ludzi przychodzi na bazar, stwierdza: – W Śródmieściu pomidory są po osiem złotych, tu po trzy. Dziwi się pan?
Bardzo narzeka na drożyznę: – W zeszłym roku czternastka poszła na podwyżkę za śmieci. Ja to już bym wolała, żeby tych czternastek i trzynastek w ogóle nie było, ale żeby ceny tak nie rosły.
Pan Krzysztof kupił „luksusową herbatę”. 30 zł za duże opakowanie. – W sklepie taka kosztuje co najmniej 60 zł – mówi z dumą. – Termin ważności upłynął w maju, ale herbata przecież może poleżeć.
Wśród kupujących dominują seniorzy. Choć zdarzają się też młodsi, rodziny z dziećmi. Jest wielu obcokrajowców, w tym Ukraińców.
Małżeństwo emerytów, Piotr i Elżbieta, są z Mokotowa. Na Olimpię przyjeżdżają co niedzielę i robią zakupy na cały tydzień. Pan Piotr w sprawach finansowych odsyła do żony. – Bardzo odczuwamy tę drożyznę. Powiem tyle: człowiek raz zje lepiej, raz gorzej. Zup na mięsie już nie gotuję. Na maśle, ale masło też drogie – opowiada pani Elżbieta.
Pytam, czy wyjechali gdzieś na wakacje. Pan Piotr: – Marzenie ściętej głowy.
wyborcza.pl