Rolnicy wyjadą w czwartek na ulice Warszawy, by wyrazić swoje niezadowolenie m.in. ze sprowadzania zboża z Ukrainy i radykalnie rosnących kosztów produkcji. Postulatów jest jednak więcej, a nastroje bojowe. – Powinny płonąć opony – zapowiada lider Agrounii, Michał Kołodziejczak.
O tym, jakie konsekwencje mogą mieć protesty rolników, przekonali się w tym tygodniu Holendrzy, którzy zastali puste półki w swoich sklepach. Podczas blokad łańcuchów dostaw w tym kraju policja zdecydowała się nawet na otwarcie ognia. Tamtejszym rolnikom przeszkadzają przede wszystkim wysokie ceny nawozów.
W Polsce również nastroje są coraz gorętsze, a w czwartek traktory zjadą do stolicy. Protestujący zgromadzą się o godz. 10 pod Pałacem Kultury i Nauki, a stamtąd udadzą się pod Sejm. Jedną z głównych przyczyn organizowanego przez Agrounię protestu jest niezadowolenie ze zniesienia ceł na produkty rolne z Ukrainy. — Na Podkarpaciu czy Lubelszczyźnie kukurydza i pszenica są wręcz nie do sprzedania, bo jest tak wielki napływ produktów z Ukrainy. A polski rząd nie wie nawet, co wjeżdża do kraju i co się z tymi towarami potem dzieje. A to staje się łatwym celem dla spekulantów, którzy zaniżają ceny rolnikom albo wcale nie chcą ich produktów – mówi w rozmowie z Business Insider Polska, Michał Kołodziejczak, lider Agrounii.
A to wywołuje wściekłość rolników. Jak zapowiada szef Agrounii, można spodziewać się, że będą ją ostro wyrażać. — Powinny płonąć opony. Rolnicy bardzo dużo inwestowali, a dziś są pod ścianą. I pytają mnie, jak zorganizować podpalenie opon pod Sejmem – wskazuje.
Zdaniem protestujących obecna sytuacja dobija producentów, którzy już teraz borykają się z ogromnym wzrostem kosztów. Ich zdaniem wsparcie w postaci dopłat do nawozów czy obniżenia opodatkowania na paliwo to za mało, by skutecznie pomóc.