Czwartkowa decyzja Szwajcarów o rozpoczęciu cyklu podwyżek stóp procentowych spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Dla frankowiczów oraz samych banków będzie to twardy orzech do zgryzienia. Sektorowi grozi kolejna fala pozwów, która może uderzyć w zyski bankierów. Ci z kolei przekonują, że branża już tonie w problemach, co odbije się na klientach, czyli nas wszystkich.
16 czerwca Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) pierwszy raz od 15 lat podniósł stopy procentowe – o 0,5 pkt proc. (z poziomu -0,75 do poziomu -0,25 proc.). Tym na pozór niegroźnym ruchem nie tylko wszystkich zaskoczył, ale przede wszystkim znacząco pogorszył sytuację frankowiczów, co może silnie odbić się na polskim sektorze bankowym. Ale zacznijmy od początku.
Podwójny cios we frankowiczów: drożejąca waluta i rosnące raty kredytów
Polityka monetarna Szwajcarów już przekłada się na portfele polskich kredytobiorców, którzy spłacają zobowiązanie we franku szwajcarskim, a to dopiero początek podwyżek. Kolejne posiedzenie SNB we wrześniu.
– Po decyzji SNB kurs franka przebił 4,6 zł. Ruch był znaczący, stąd teraz możliwa jest jakaś stabilizacja. Czy frank będzie kosztował 5 zł? Taki scenariusz staje się prawdopodobny w najbliższych miesiącach, o ile nie pojawią się jakieś pozytywne sygnały dla polskiej waluty. Na razie ich brakuje – mówi w rozmowie z money.pl Marek Rogalski, analityk walutowy DM BOŚ.
Według ekspertów frankowicze powinni przygotować się na istotny wzrost rat kredytowych w przyszłym roku. Sytuacja wygląda tu jednak nieco inaczej niż przy kredytach w złotych, których w ostatnich latach udzielono bardzo wiele. Podwyżki stóp procentowych najmocniej przekładają się na nowo udzielone kredyty, w przypadku których część odsetkowa raty jest istotnie wyższa od kapitałowej. Ta zależność się odwraca wraz z harmonogramem spłat, czyli im bliżej końca, tym niższa część odsetkowa i wyższa kapitałowa.
Posiadacze tzw. kredytów frankowych, których banki w Polsce obecnie nie udzielają, są mniej więcej na półmetku. Dlatego sam wzrost stóp procentowych nie będzie przez nich tak mocno odczuwalny jak w przypadku kredytów w złotych udzielanych w ostatnich latach. To jednak niewielkie pocieszenie, ponieważ raty będzie prawdopodobnie też podwyższał rosnący kurs franka. W rezultacie mogą one znacząco wzrosnąć – uważa Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors.
Tego samego zdania jest Wojciech Bochenek, radca prawny oraz wspólnik zarządzający w kancelarii Bochenek i Wspólnicy. Według niego raty frankowiczom mogą wzrosnąć nawet o kilkaset złotych.
– Dla zdecydowanej większości umów kredytowych we franku szwajcarskim banki aktualizują harmonogramy spłat co trzy miesiące, sporadycznie co sześć miesięcy. Dlatego część frankowiczów może zapłacić wyższe raty już w lipcu tego roku – zwraca uwagę radca prawny, którego kancelaria reprezentuje frankowiczów w sporach sądowych z bankami.
Drożyzna determinuje kredytobiorców do walki w sądzie. Nowych spraw przybywa w szybkim tempie
Coraz więcej kredytobiorców przekonuje się do tego, aby pozwać bank. Przełomowym momentem był marzec tego roku, gdy kurs franka szwajcarskiego urósł do prawie 5 zł ze względu na sytuację geopolityczną, czyli napięcia związane z rosyjską inwazją na Ukrainę. W tamtym okresie zainteresowanie kredytobiorców obsługą prawną było bardzo duże i utrzymuje się do dziś.
Jeśli warunki spłaty kredytu dla frankowiczów będą się wyraźnie pogarszać, odbijając się na ich budżecie domowym, to naturalnym wyborem będzie szukanie jakiegoś rozwiązania tego problemu, na przykład poprzez dążenie do unieważnienia umowy w sądzie – uważa z kolei Michał Sobolewski, analityk bankowy DM BOŚ.
Przypomnijmy, że wymiar sprawiedliwości prezentuje w tych sprawach dwa rodzaje orzeczeń na korzyść pokrzywdzonych. Mniej pieniędzy pozwala odzyskać „odfrankowienie”, czyli zamiana kredytu na złotowy. W uproszczeniu polega ono na przewalutowaniu zobowiązania z franka szwajcarskiego na złotego po kursie średnim NBP z dnia zawarcia umowy kredytu, przy jednoczesnym utrzymaniu wskaźnika SARON (do niedawna obowiązywał LIBOR) jako podstawy oprocentowania, charakterystycznego dla kredytów w walucie obcej.
Korzystniejszy dla kredytobiorcy jest drugi typ orzeczeń – stwierdzenie nieważności umowy. Wówczas klient oddaje bankowi kapitał, a bank zwraca mu wszystkie pobrane raty i opłaty wraz z odsetkami. W ostatecznym rozrachunku w obu wariantach kredytobiorca wychodzi znacząco na plus.
Garść statystyk z wokandy. Miażdżąca przewaga frankowiczów ośmiela kolejnych
Szacuje się, że banki udzieliły ok. 750 tys. kredytów frankowych – z tego ok. 410 tys. umów wciąż jest aktywnych. Jeśli chodzi o pozostałe umowy, w zdecydowanej większości są to kredyty już spłacone, z którymi również można pójść do sądu i walczyć o należne roszczenia. Z obserwacji Wojciecha Bochenka wynika, że coraz więcej takich kredytobiorców walutowych chce pozwać bank.
Przed 2015 rokiem, czyli przed tzw. czarnym czwartkiem, gdy kurs CHF wystrzelił, zaledwie garstka frankowiczów szła do sądu z bankiem. Po tym przełomowym wydarzeniu kredytobiorcy zaczęli mieć problem ze spłatą kredytu i szukali pomocy w kancelariach. Jak dotąd do sądu skierowano ok. 120 tys. spraw. Zdaniem Wojciecha Bochenka to niewiele.
Sądom na początku te sprawy szły jak po grudzie, a wyroki były korzystne głównie dla banków. Sytuacja orzecznicza jednak diametralnie się zmieniła, a sądy przyspieszyły z wyrokami. Tylko w pierwszym kwartale tego roku zapadło ich blisko 1,7 tys., z czego w pierwszej instancji 97 proc. spraw wygrali kredytobiorcy. Wyroków prawomocnych, czyli drugoinstancyjnych, zapadło 315, z czego 313 na korzyść frankowiczów.
Patrząc przez pryzmat naszego doświadczenia widać, że sprawy w sądach zdecydowanie przyśpieszyły i potrafią zakończyć się prawomocnym wyrokiem w niespełna 16 miesięcy. W niektórych naszych przypadkach sprawy zakończyły się w okresie niespełna roku od wytoczenia powództwa – podkreśla mecenas Wojciech Bochenek.
Ugody z bankami, czyli jeden wielki niewypał
Z danych publikowanych przez banki wynika, że niewielka część negocjacji z frankowiczami kończy się sukcesem. Według Michała Sobolewskiego przy rosnących stopach procentowych program ugód przy sądzie polubownym traci na atrakcyjności przez wysoki WIBOR. W podobnym tonie wypowiada się Wojciech Bochenek.
– Propozycje ugodowe przedstawiane przez banki nie przekonują kredytobiorców. Nie przedstawiają takich korzyści jak możliwość drogi sądowej. Kredytobiorcom oferuje się zamianę kredytu frankowego na złotowy stało- lub zmiennoprocentowy. W obu przypadkach to mało korzystna opcja w porównaniu z tym, co można osiągnąć w sądzie – podkreśla radca prawny.
Do tego ugody to niepewne rozwiązanie. Dlaczego? Bo trwają prace nad nowym wskaźnikiem, który ma zastąpić WIBOR. Ponadto oferowanie stałego oprocentowania na pięć lat na poziomie 6-8 proc. nie przekonuje kredytobiorców. Zdaniem Wojciecha Bochenkach utracili oni zaufanie do banków i obawiają się, że wyjdą na tym, jak Zabłocki na mydle.
Więcej frankowiczów w sądach oznacza większe problemy banków, którym sen z powiek spędzają m.in. wakacje kredytowe, czyli rządowy program wsparcia dla złotówkowiczów. Sektor oszacował roczny koszt tego rozwiązania na 20 mld zł. Do tego dochodzi koszt sporów sądowych z frankowiczami, który z roku na rok rośnie.
– Gdybyśmy mieli wyraźne przyspieszenie w liczbie nowych pozwów, pogłębiłoby to koszty dla banków i oznaczało kolejną rundę zawiązywania rezerw na wypadek przegranych sporów sądowych. To tylko jeden z wielu problemów, z którymi obecnie mierzy się sektor bankowy – zauważa Michał Sobolewski (BOŚ).
Alarmistyczne głosy z banków. Frankowa bomba na horyzoncie
Kilka dni temu w money.pl pisaliśmy o alarmistycznych głosach z sektora bankowego w Polsce. – Nie jesteśmy przygotowani na kryzys, bo go nie mieliśmy. Powinniśmy być gotowi na wielki kryzys, który może się wydarzyć – ostrzegał Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego.
– Nastąpił niesłychany koktajl negatywnych czynników materializujących się w tym samym czasie. Tak dużo wyzwań przed gospodarką i sektorem bankowym jeszcze nie było – podkreślał Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska.
– Większość zagrożeń, z którymi mamy do czynienia to nie są takie zagrożenia, które mogą wystąpić, ale takie, które już się materializują. Scenariusze są albo złe, albo bardzo złe i to oznacza dla naszych klientów duże turbulencje – dodawał Michał Gajewski, prezes Santander Bank Polska.
Teraz, gdyby sytuacja frankowiczów się jeszcze bardziej pogorszyła i ruszyliby oni tłumnie do sądu, banki znalazłyby się skraju katastrofy.
– Jestem bardziej pesymistyczny niż prezesi banków. Wielu z nich myśli, że linia orzecznicza się zmieni i banki zaczną wygrywać. Ja, jako prawnik, nie widzę specjalnie takich znaków. Dzisiaj ponad 90 proc. klientów wygrywa w sądzie, więc spodziewam się, że coraz więcej pozwów będzie kierowanych – mówił w programie „Money.To się liczy” Andrzej Powierża, analityk domu maklerskiego Citi Handlowy.
Myślę, że rezerwy na kredyty frankowe będą rosnąć. Dla mojej ósemki [banków, którym doradza – przyp. red.], gdyby wyeliminować te czynniki, o których mówiliśmy, prognozuję 30 mld zł zysku. To byłoby dwa razy więcej, niż w zeszłym roku, bo mamy wysokie stopy procentowe i na razie niskie koszty ryzyka. Ale jeśli od tej kwoty odejmiemy te 20 mld zł dla sektora kosztów wakacji kredytowych, składki i miliardy na kredyty frankowe, to wychodzi, że końcowy wynik będzie około zera, może na minusie – wyjaśniał.
– A pamiętajmy, że wynik to nie tylko coś, co banki sobie zapisują, a akcjonariusze i prezesi się cieszą. Zyski sprawiają, że rosną kapitały banków i zdolność udzielania kredytów. Upraszczając, to, ile bank może dostarczyć kredytowania, zależy od tego, ile ma kapitału – komentował Powierża.