Roman K. przytaczał przykład Lutra, który porzucił struktury Kościoła, aby reformować go od zewnątrz. Ale sam nowym Lutrem już nie zostanie. Odsiaduje wyrok m.in. za podżeganie do zabójstwa byłej żony. A przed miesiącem doczekał się kolejnego – także za posiadanie pornografii z udziałem małoletnich.
O istnieniu Romana K. przypomniała Prokuratura Krajowa, która w kwietniu 2022 r. opublikowała komunikat o najnowszym wyroku dla byłego księdza, dawnego naczelnego tygodnika „Fakty i Mity” oraz posła Ruchu Palikota z lat 2011-2015. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał go na 4,5 roku więzienia. Kwietniowe orzeczenie jest nieprawomocne.
Ale Roman K. i tak jest pozbawiony wolności od lutego 2016 r. Najpierw trafił do aresztu, a potem do więzienia, w związku z jego najgłośniejszym i prawomocnym już wyrokiem: dostał 8,5 lat za kratkami m.in. za podżeganie do zabójstwa byłej żony.
Orzeczenie z kwietnia 2022 r. jest znaczące o tyle, że sąd uznał Romana K. winnego także posiadania pornografii z udziałem małoletnich. A przecież były ksiądz zbudował swoją karierę m.in. na oskarżaniu duchowieństwa o występki na tle seksualnym.
1. Luter z Kłodawy
Opis rzekomego molestowania 20-letniego kleryka Romana K. przez jego przyjaciela wikariusza jest zawarty już w drugim rozdziale największego antyklerykalnego hitu przełomu wieków w Polsce – czyli w książce pt. „Byłem księdzem”. Roman K. przedstawia się w niej jako urodzony (w 1967 r.) „w rodzinie na wskroś katolickiej, wręcz purytańskiej”. Ta rodzina zamieszkiwała w Kłodawie, a decyzja syna (zrealizowana w 1986 r.) o wyborze po ogólniaku seminarium w pobliskim Włocławku miała sprawić, że matka i ojciec „byli wniebowzięci” i czuli się zbawieni już na Ziemi.
„Byłem księdzem” to powielana potem m.in. w wywiadach z autorem tej książki opowieść o zachwycie perspektywą dołączenia do duchowieństwa oraz o wydarzeniach, które miały sprawić, że Roman K. w połowie lat dziewięćdziesiątych kapłaństwo porzucił.
W „Byłem księdzem” łazienka seminarium we Włocławku to co wieczór „strugi spermy na ściankach kabin prysznicowych”, zaś w Łodzi (Roman K. zmienia uczelnię) znajomy kleryk demoluje pokój innemu w szale po nieodwzajemnionym uczuciu.
Po przyjęciu święceń (1993 r.) młody ksiądz pracuje jako wikariusz w trzech parafiach województwa łódzkiego. Według „Byłem księdzem”, pierwszy proboszcz Romana K. w Ruścu wyciąga przy nim swoje genitalia, a kolejny – z Aleksandrowa Łódzkiego – to alkoholik, który sprowadził z Niemiec passata bez płacenia cła. Aż w końcu w Ozorkowie Roman K. spotyka proboszcza godnego szacunku, bo zdobywa się on nawet na darmowe odprawianie pogrzebów w rodzinach najbiedniejszych parafian. Ale jest już za późno. Autor książki postanawia opuścić Kościół na „znak sprzeciwu”. Z relacji Romana K. wynika, że uważa się on za reformatora w rodzaju Lutra.
„Jego zamiarem było zreformowanie, już wówczas anachronicznych struktur kościelnych” – pisze o Lutrze w „Byłem księdzem” Roman K. – „Tak więc już historia uczy, że Kościół Rzymsko-Katolicki jest niereformowalny wewnątrz własnej struktury, a naprawić go można tylko poza nim samym”.
2. Zakochany wikary
Roman K. nie zdradza w swojej książce szczegółów dodatkowej motywacji, która skłoniła go do zrzucenia sutanny. Tę ujawni dopiero założonemu przez siebie tygodnikowi „Fakty i Mity”. Tym dodatkowym powodem miała być miłość.
„Swoją przyszłą żonę, Ewę, poznał przypadkowo w warsztacie samochodowym” – pisze o Romanie K. (w artykule o byłych księżach) pracownik tygodnika. „Zadzwonił kiedyś do zakładu i położył słuchawkę obok głośnika magnetofonu, z którego leciały słowa wyznania Czerwonych Gitar «Nikt na świecie nie wie»…” – czytamy.
Prawie trzy dekady po spotkaniu w warsztacie jego dawna właścicielka – i była już żona Romana K. – woli nie komentować ich małżeństwa.
– Nie chcę mieć z tym człowiekiem już nigdy nic wspólnego – mówi krótko Onetowi.
3. Biznesmen. Od podświetlanych kieliszków do własnej gazety
„Fakty i Mity” wspomną także o biznesowym sukcesie swojego założyciela, który zdobył patent na produkcję w Polsce podświetlanych kieliszków do wina. To tłumaczy nazwę wydawcy pierwszego wydania „Byłem księdzem” z 1997 r. – „Glass Plast”.
Początkowo książka Romana K. wcale nie okazała się bestsellerem. Kilkusettysięczne nakłady kolejnych wznowień nadeszły po publikacji wywiadu z autorem przez „Super Express”. Wtedy Roman K. poszedł za ciosem i postanowił założyć „Fakty i Mity” – z podtytułem „Tygodnik nieklerykalny” – w którym od 2000 r. był redaktorem naczelnym. Charakter pisma najlepiej oddają jego okładki z początku XXI w.: z tytułami „Jak kler wywala z roboty”, „300 tysięcy polskich dziwek może uratować budżet”, „Sutannowa szlachta won”.
Za jeden ze swoich największych sukcesów redakcja „Faktów i Mitów” uznała artykuł „Czerwone majtki arcybiskupa”: o molestowaniu poznańskich kleryków przez ks. Juliusza Paetza. Ukazał się on w sierpniu 2001 r. – czyli pół roku przed wybuchem skandalu z arcybiskupem na skutek publikacji w większych tytułach.
Dlaczego skandal nie wybuchł zaraz po „czerwonych majtkach”? Tygodnik Romana K. od początku istnienia pracował na brak zaufania m.in. wśród ówczesnego środowiska dziennikarskiego. Siedzibą nowego pisma stała się Łódź. W 2000 r. jego pierwsze spotkanie promocyjne wzburzyło lokalnych reporterów.
– Roman K. urządził je w hotelu Grand przy Piotrkowskiej, czyli w jednym z najbardziej prestiżowych adresów w mieście. Pojawił się na nim zaproszony przez „Fakty i Mity” Grzegorz Piotrkowski, funkcjonariusz SB, skazany za zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki – opowiada Paweł Patora, wówczas reporter „Dziennika Łódzkiego”.
– I to dla nas był skandal. Od tamtej zbrodni i procesu mijało dopiero kilkanaście lat, rany były bardziej otwarte. Łódzkie redakcje umówiły się, aby to skandaliczne spotkanie zrelacjonować, ale bez podawania nazwy nowego tygodnika. Nie chcieliśmy robić mu promocji.
4. „Bratnia dusza” Palikota
W świetle liczb podawanych przez Romana K. ta środowiskowa solidarność na niewiele się zdała.
„«Fakty i Mity» sprzedają się tygodniowo w nakładzie 60 tys. egzemplarzy” – chwalił się ich naczelny w wywiadzie dla Onetu sprzed dekady. Było to już po wejściu autora „Byłem księdzem” do Sejmu z pierwszego miejsca na łódzkiej liście Ruchu Palikota (za rekomendacją niszowej partii Racja, którą sam założył).
W parlamencie Roman K. znalazł się jako najbogatszy z nowych posłów – z majątkiem wynoszącym około 15 mln zł. Dlaczego przed wyborami parlamentarnymi z 2011 r. dogadał się z Januszem Palikotem?
„Janusz jest moją bratnią duszą. Też przeszedł ewolucję” – mówił Onetowi przed dekadą były duchowny (nawiązując do wcześniejszego zaangażowania Palikota w wydawanie konserwatywnego tygodnika „Ozon”).
Ponadto Roman K. wyliczył w rozmowie, że „dzięki »Faktom i Mitom« Ruch Palikota zdobył kilka punktów poparcia”, bo jego czytelnicy „są tak zdyscyplinowani, jak czytelnicy «Naszego Dziennika» czy «Gazety Polskiej»”.
Ceną za to poparcie okazały się kłopoty, których Roman K. przysparzał swojemu klubowi w parlamencie. Najgłośniej było o ataku nowego posła na dziennikarkę Monikę Olejnik. Ta w audycji po wyborach z 2011 r. wróciła m.in. do sprawy zaproszenia mordercy ks. Popiełuszki na promocję „Faktów i Mitów”. W odpowiedzi tygodnik insynuował, że dziennikarka zrobiła karierę dzięki powiązaniom jej ojca ze służbami PRL.
5. Poseł z teczką w IPN
Na dokładkę niedługo po wyborach z 2011 r. Instytut Pamięci Narodowej opublikował dane o zawartości „teczki” na temat Romana K., objętego „zainteresowaniem operacyjnym SB jako alumn Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku” – według informacji z dokumentów organów bezpieczeństwa PRL.
Autor „teczki” melduje, że w kwietniu 1989 r. 22-letni kleryk został pozyskany pod pseudonimem Janusz do operacji, której celem była „kontrola środowiska tutejszego seminarium duchownego, rozeznawanie planów, zamierzeń, charakterystyki alumnów, kadry profesorskiej, operacyjna kontrola POH [Polskiej Organizacji Harcerskiej] i ruchu oazowego”. Ta współpraca miała trwać rok.
Roman K. częściowo „rozbroił” tę bombę już w „Byłem księdzem”. W książce pisze o milicjancie „po cywilnemu”, który odwiedził kleryka w jego rodzinnym domu, gdy ten spędzał w nim swoje pierwsze akademickie wakacje (byłoby to zatem już latem 1987 r.).
„Interesowali go zwłaszcza moderatorzy i profesorowie – czy nie wzywają do postaw i zachowań antypaństwowych, czy nie szkalują władzy ludowej? itp. Już po kilku minutach zapytałem o sens rozmowy na takie tematy, a później odmówiłem udzielania jakichkolwiek informacji” – zapewniał Roman K. w „Byłem księdzem”. Ale jednocześnie zgodził się podpisać „jedno zdanie” – że rozmowa miała miejsce.
Ostatecznie prokurator IPN pozostawił sprawę „teczki” Romana K. bez dalszego biegu, stwierdzając, że materiał archiwalny nie jest wystarczający do skierowania wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego.
6. Podżegacz do morderstwa byłej żony. Zgodnie z prawomocnym wyrokiem
Były ksiądz nie dotrwał przy Palikocie do końca kadencji. Z grupą rozłamowców utworzył nowe koło poselskie, a kadencję dokończył jako poseł niezrzeszony i w 2015 r. nie ubiegał się o reelekcję.
Roman K. – już bez immunitetu – stracił wolność w lutym 2016 r., gdy do redakcji „Faktów i Mitów” weszli agenci Centralnego Biura Śledczego Policji, m.in. zabezpieczając twarde dyski komputerów oraz zatrzymując naczelnego.
Zatrzymanie zamieniło się w trzymiesięczny areszt, ale — jak się potem okazało — wielokrotnie przedłużany. Prokuratura Krajowa wniosła akt oskarżenia w styczniu 2018 r. Zgodnie z nim, Roman K. w latach 2010-2012 wielokrotnie nakłaniał dwóch mężczyzn do zabójstwa Ewy, byłej już żony, proponując jednemu z nich nie mniej niż 500 tys. zł. Z zeznań drugiego z nich wynikało, że powodem podżegania do morderstwa kobiety był m.in. spór między byłymi małżonkami o podział majątku.
Zarzuty Prokuratury Krajowej dotyczyły również malwersacji związanych z prowadzeniem przez Romana K. spółki wydającej „Fakty i Mity”.
„Takiego potopu nienawiści, tak podłych, obrzydliwych pomówień, obliczonych na zniszczenie człowieka – nie doświadczyłem” – pisał na łamach „Faktów i Mitów” naczelny w liście do czytelników opublikowanym w dziewiątym miesiącu aresztu. Za ten „potop” winił m.in. część byłych współpracowników, którzy odeszli z jego redakcji.
W sierpniu 2019 r. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Romana K. na 10 lat więzienia, a późniejsza apelacja przyniosła jego skrócenie do 8,5 roku – prawomocnego już – pobytu za kratami.
7. Przetrzymywany z „wątpliwościami”
Jednym z mężczyzn wymienionych w akcie oskarżenia – tym, który zeznawał o sporze przy podziale majątku – był Erlet G., dawny znajomy Romana K. z nauki w łódzkim seminarium. Erlet G. nie został jednak księdzem, a po seminarium trafił do więzienia za oszustwa.
W 2012 r. z niedoszłym duchownym spotkał się Andrzej Rozenek, wówczas rzecznik Ruchu Palikota, który reprezentował w Sejmie (obecnie jest posłem koła Polskiej Partii Socjalistycznej). Rozenek poszedł wtedy na spotkanie, bo Erlet G. alarmował sekretariat ugrupowania, że znalazło się w niebezpieczeństwie. Jego powodem miałyby być działania Romana K., który namawiał Erleta G. do zabójstwa byłej żony.
– Przedstawiał się jako nasz zwolennik, ale braliśmy pod uwagę trzy opcje – wylicza Rozenek. – Pierwszą: jakiś rodzaj szantażu wobec ugrupowania albo wobec Romana, wszak był on bogatym człowiekiem. Drugą: prowokację służb z wykorzystaniem Erleta G. Miał on opinię m.in. „agenta celnego”, czyli osoby specjalnie podsyłanej do danej celi, aby dostarczać materiały obciążające współosadzonych. Opcja trzecia, czyli prawdziwość tego, co mówi Erlet G. o Romanie, wydawała się najmniej prawdopodobna.
Poseł wspomina, że na spotkanie z Erletem G. przyszedł ze świadkiem, jego przebieg nagrał, a materiały dostarczył Komendzie Stołecznej Policji.
– Sprawa była tego rodzaju, że jako parlamentarzysta, funkcjonariusz publiczny, nie mogłem zachować się inaczej – mówi Rozenek.
Dodaje przy tym, że Erlet G. równolegle sam zgłosił się ze swoimi twierdzeniami na policję, zatem nie można traktować materiałów przekazanych warszawskim funkcjonariuszom z Ruchu Palikota jako bezpośredniej przyczyny późniejszego aresztowania Romana K.
Jak Rozenek postrzega orzeczenia, które zapadły wobec dawnego naczelnego „Faktów i Mitów”?
– Nie mam podstaw, aby podważać te wyroki sądów, nie znam akt sprawy. Na pewno poważne wątpliwości budzi długość aresztu Romana – ocenia.
– Niezależnie od tego, o jakie czyny ktoś jest oskarżony, taki areszt powinien trwać trzy miesiące. W uzasadnionych przypadkach można go przedłużać o kolejne trzy. Ale razem dwa lata? [od początku aresztu do aktu oskarżenia – red.] To się w głowie nie mieści, zwłaszcza że pamiętam, jak szybko Austriacy uporali się ze znacznie bardziej skomplikowaną sprawą Josefa Fritzla, mordercy i gwałciciela, który więził rodzinę w piwnicy.
Sprawa, którą przywołuje Rozenek, zaczęła się od zeznania jednej z ofiar Fritzla na policji w kwietniu 2008 r., wyrok skazujący zapadł w marcu 2009 r.
8. Nieprawomocnie winny posiadania pornografii dziecięcej
Nieprawomocne orzeczenie Sądu Okręgowego w Łodzi z kwietnia 2022 r. ponownie odnosi się do malwersacji na majątku spółki wydającej „Fakty i Mity” oraz jednej z łódzkich organizacji charytatywnych na łączną kwotę 1,7 mln zł. Sąd uznał Romana K. winnego także posiadania pornografii z udziałem małoletnich.
W maju Onet zadał pytanie, jakie materiały były przedmiotem tego wątku postępowania. Z odpowiedzi sądu wynika, że chodzi o dwa pliki – film i zdjęcie – znalezione w lutym 2016 r. na dysku komputera, którego Roman K. był jedynym użytkownikiem.
Kwietniowy wyrok to 4,5 roku za kratkami, w tym 10 miesięcy za pornografię dziecięcą na dysku byłego księdza. W maju 2022 r. sąd poinformował Onet, że prokurator oraz obrońca zwrócili się o pisemne uzasadnienie skazania, co może poprzedzać apelację.
Pracowników i felietonistów „Faktów i Mitów” z lat świetności tygodnika na początku XXI w. trudno przekonać do rozmowy o Romanie K. Część z nich weszła z byłym szefem w spory sądowe, jedna z tych osób prowadzi organizację charytatywną, której pieniądze – według kwietniowego wyroku – przywłaszczył były ksiądz.
9. Naczelny, który płacił na czas. Przynajmniej znanym piórom
Na wspomnienia zgadza się za to prof. Joanna Senyszyn. Roman K. zdołał namówić do publikowania w „Faktach i Mitach” nazwiska rozpoznawalne na całej lewicy w Polsce – m.in. polityczkę z Trójmiasta.
– Początek naszej współpracy to 2004 r. – opowiada Senyszyn, która była wtedy posłanką SLD. Obecnie jest ona w Sejmie członkinią koła Polskiej Partii Socjalistycznej.
– Poznaliśmy się z redaktorem K. podczas konferencji w Senacie na temat Funduszu Kościelnego. Mówiłam o konieczności jego likwidacji, a w podsumowaniu wystąpienia oceniłam, że Kościół jest „pięć razy B.”: bezczelny, bogaty, bezideowy, bezduszny i bezkarny. Najwyraźniej się spodobało, bo redaktor zaproponował mi pisanie do „Faktów i Mitów” cotygodniowego felietonu. Zgodziłam się, ponieważ tematyka tygodnika bardzo mi odpowiadała.
Profesor wspomina także swój reportaż dla „Faktów i Mitów” z pogrzebu Jana Pawła II, na którym była w parlamentarnej delegacji.
– Ani razu nie użyłam w nim słów „papież”, „Jan Paweł II” ani „pogrzeb”. Nosił tytuł „Papoland” – opowiada posłanka.
Entuzjazm Romana K. wobec Senyszyn opadł w 2015 r., co obecna posłanka PPS wiąże z tym, że jej ówczesna partia – SLD – nie dostała się do parlamentu.
– Otrzymałam propozycję, aby pisać felieton tylko co drugi tydzień, nie przyjęłam jej i wtedy zakończyliśmy współpracę – mówi Senyszyn.
Wróciła na łamy „Faktów i Mitów” już w 2016 r. – po lutowym aresztowaniu Romana K. Inicjatywa, jak wspomina, wyszła od nowego naczelnego tygodnika.
– Redakcja uznała, że w kryzysie, w jakim się znalazła, przyda się powrót nazwiska, które zawsze przyciągało czytelników – ocenia.
Senyszyn dla środowiska dawnych „Faktów i Mitów” pisze do dziś – ma swoją rubrykę w tygodniku „Fakty po Mitach”.
– Honoraria za felietony przychodziły na czas – odpowiada na pytanie Onetu, czy także wobec niej Roman K. był nieuczciwy w kwestiach finansowych. – Informacjami o defraudacjach, podżeganiem do zabójstwa byłej żony i posiadaniem pornografii dziecięcej jestem oburzona i wstrząśnięta do dziś. Takich rzeczy trudno się spodziewać.
Jednocześnie Senyszyn dodaje, że Romana K. znała tylko od strony zawodowej.
– Nie kontaktowaliśmy się towarzysko, a sprawy związane z felietonami omawialiśmy przez telefon. Na żywo widzieliśmy się zaledwie kilka razy: na spotkaniach z czytelnikami „Faktów i Mitów” – puentuje.
10. Autor „Byłem więźniem”?
Jeśli sąd apelacyjny podtrzyma wyrok z kwietnia 2022 r. – po odsiedzeniu kar wymierzonych w obu procesach – Roman K. u progu czwartej dekady XXI w. będzie wolnym człowiekiem. Znając dotychczasowy dorobek dawnego posła, nikogo nie zdziwi, jeśli i wspomnienia zza krat przybiorą formę książki.