Prezydent Andrzej Duda jest najrzadziej ułaskawiającym skazanych prezydentem w dziejach III RP. Jak przypomina „Rzeczpospolita”, zastosował prawo łaski zaledwie 136 razy w dwóch kadencjach. Nie szasta ułaskawieniami na prawo i lewo, jednak tym razem postanowił zwrócić wolność, wbrew opinii sądu, człowiekowi skazanemu za ciężkie przestępstwo narkotykowe. Nie pierwszy raz wzbudził kontrowersje!
11 maja 2022 roku prezydent Andrzej Duda ułaskawił człowieka skazanego za wprowadzenie do obrotu „znacznej ilości substancji psychotropowej w celu osiągnięcia korzyści majątkowej” – informuje „Rzeczpospolita”. Czyli dilera. Zwykle osoby mające na koncie występki tego kalibru nie mogą liczyć na prezydencką łaskę. Tym razem jednak stało się inaczej. Co więcej, jak informuje „Rzeczpospolita”, Andrzej Duda zrobił to w tak zwanym trybie prezydenckim, czyli najprawdopodobniej sam zainicjował procedurę. Wcześniej nie raz odrzucał wnioski o ułaskawienie mające pozytywną opinię sądu, w przypadku ułaskawienia z 11 maja, dokonał aktu mimo negatywnych opinii zarówno sądu, jak i prokuratora generalnego.
Co takiego stało za sprawą ułaskawienia dilera, że prezydent podjął takie, a nie inne decyzje? Jak wyjaśnia Kancelaria Prezydenta w uzasadnieniu cytowanym przez „Rzeczpospolita”, zadecydowały „względy humanitarne”, które miały czynić karę przesadnie surową. Duda miał też wziąć pod uwagę „bardzo trudną sytuację rodzinną, a także odległy termin popełnienia czynu, prowadzenie ustabilizowanego trybu życia, wywiązywanie się ze wszystkich obowiązków finansowych wynikających z wyroku i wyrażenie skruchy przez osobę skazaną”.
Ułaskawienie z 11 maja wywołało sporo kontrowersji. Politycy opozycji zarzucają Andrzejowi Dudzie, że chociaż rzadko używa prawa łaski, ciągle robi to w sposób chybiony, nie wiedzą jednak, co w tym przypadku kryje się za hasłem „znaczna ilość”. Jak wyjaśniają eksperci, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita”, może to być zarówno 10 gramów konopi indyjskich, jak i ilość potrzebna do odurzenia kilkudziesięciu osób.
To nie pierwsza afera wokół prezydenckiego ułaskawienia. 14 marca 2020 roku ogromne oburzenie wywołał fakt, że prezydent zdecydował się na ułaskawienie dla pedofila, który krzywdził swoją córkę. Fakt dotarł jesienią do akt sprawy, które odsłoniły koszmar, jaki przez lata przeżywała córka mężczyzny, dziś już dorosła kobieta.
Piotr C., którego ułaskawił prezydent Andrzej Duda, był przez lata rodzinnym katem. Upijał się, wszczynał awantury rodzinne, w których czasie znęcał się nad partnerką i córeczką. Dziewczynkę, która nie miała nawet 15 lat, molestował seksualnie. Przytrzymywał ją, bił ręką w twarz, a drugą ręką dotykał w jej krocza. Do tego zmuszał ją do wykonywania posuwistych ruchów na swoim członku. Sąd apelacyjny, który już jako ostatnia instancja wyrokował w tej sprawie w 2013 roku, stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że Piotr C. wykorzystywał seksualnie córkę przez „stosunkowo długi okres” i że robił to wielokrotnie oraz ze znaczną częstotliwością. Sędziowie uznali, że w ten sposób „wyczerpał znamiona art. 197 par. 3 pkt. 2 i 3 kodeksu karnego.
Sam Piotr C. do molestowania dziecka nigdy się nie przyznał. Przed sądem opowiadał jedynie, że niejednokrotnie kładł się z dziewczynką do łóżka i z nią spał. Sądy kolejnych instancji nie dały się przekonać. Za całkowicie wiarygodne uznały zeznania dziewczynki. Słowa małej Ani potwierdzili też jej wychowawca ze świetlicy, ciocia oraz biegła psycholog, która ją badała. To właśnie na podstawie takiego badania ustalono, że Piotr C. onanizował się rączkami dziecka.
Sąd Okręgowy właściwy dla rozpoznania tej sprawy w kwietniu bieżącego roku otrzymał postanowienie prezydenta o ułaskawieniu w zakresie zakazu zbliżania się do ofiar.
– Sprawa dotyczyła jedynie zakazu zbliżania się. Inne kary były dawno wykonane (nie było gwałtu). Dorosła już od lat pokrzywdzona z matką prosiły o uchylenie zakazu zbliżania się, bo w praktyce mieszkają ze skazanym w jednym domu. To sprawa rodzinna. Wniosek popierały sądy i PG – tłumaczył Duda. Otoczenie prezydenta twierdziło, że to sama pokrzywdzona córka pedofila chciała skrócenia zakazu. Słowa o „sprawie rodzinnej” w kontekście pedofilii wiele osób uznało wówczas wprost za skandaliczne.