Sylwia Nowosińska, dziennikarka Fakt.pl
Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej w ostatnich dniach jest jeszcze bardziej napięta. Dyskusje o rozwiązaniu trwają nie tylko w Polsce, ale także na arenie międzynarodowej. Do tej pory głos w sprawie zabrali przedstawiciele UE, Stanów Zjednoczonych. Sprawę poruszyli także ONZ i NATO. Rząd informuje o pracy służb na granicy i działaniach dyplomatycznych, takich jak apele o zawieszenie lotów z krajów pochodzenia migrantów. Fakt zapytał byłych szefów MSWiA – Ryszarda Kalisza i Ludwika Dorna – o to, jakie działania podjęliby, gdyby teraz stali na czele resortu?
Ryszard Kalisz (64 l.) szef MSWiA w latach 2004-2005, winą za obecną sytuację na granicy polsko-białoruskiej obarcza polskie władze. – Cała obecna sytuacja jest konsekwencją nieumiejętnych działań rządu Mateusza Morawieckiego – przekonuje w rozmowie z Faktem. Były polityk SLD przypomina, że podobne kryzysy zdarzają się od wielu lat. Jako przykład podaje hiszpańską wyspę Ceuta położoną na obszarze Afryki, gdzie terytorium kraju wtargnęło prawie 10 tys. ludzi.
Były szef MSWiA i szef kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego uważa, że przy rozwiązaniu kryzysu migracyjnego należy wziąć przykład z innych krajów UE, które wcześniej znalazły się w podobnej sytuacji. – Na początku należałoby uruchomić politykę migracyjną z pomocą UE, zacząć przyjmować uchodźców i stworzyć za pieniądze z UE miejsca zamieszkania dla nich. Weryfikować tożsamość tych ludzi, ustalać kim są, podejść do tego normalnie – kontynuuje Ryszard Kalisz w rozmowie z Faktem.
– W 2005 r. podjąłem decyzję o przyjęciu ponad 30 tys. Czeczenów. Rozmieściliśmy ich w ośrodkach w całej Polsce. Utworzyliśmy nowe, m.in. w Łomży, i po kolei weryfikowaliśmy możliwość uzyskania przez tych ludzi ochrony międzynarodowej albo azylu. Tak się normalnie robi, a nie jakaś retoryka wojenna i stwierdzenie, że kilka tysięcy ludzi na polskiej granicy to atak na Polskę – mówi Faktowi były minister. I podkreśla, że migranci potrzebują pomocy. Zaznacza też, budowa muru nic nie da, bo Aleksander Łukaszenko, będąc po drugiej stronie muru, ma liczne możliwości, aby go zniszczyć.
– Niewpuszczanie tych ludzi jest wykonywaniem zamiarów Aleksandra Łukaszenki. Dzięki temu on pokazuje, jaka Polska jest nieczuła i opowiada, że to my doprowadzamy do kryzysu migracyjnego – zwraca uwagę Ryszard Kalisz w rozmowie z Faktem. Były szef MSWiA podkreśla, że właśnie dlatego migrantów należy przyjąć, rozpatrzyć ich wnioski o azyl i doprowadzić do tego, żeby Unia Europejska prowadziła konsekwentną politykę migracyjną. Uważa, że w tym celu należałoby zaangażować ABW, Straż Graniczną, Frontex i Europejską Agencję ds. Azylu. – To nie jest wojna, to jest normalna sytuacja, gdzie kilka tysięcy osób chce u nas schronienia i my powinniśmy je zapewnić, dając jednocześnie odpór dyktatorowi Łukaszence, który ma swoje inne cele. Łukaszenka to wszystko rozgrywa, a rząd PiS daje mu się rozgrywać jak małe dziecko – mówi Ryszard Kalisz w rozmowie z Faktem.
– Czy jeśli przyjmiemy do siebie migrantów, to Łukaszenka przestanie ich zsyłać? Ja tak nie uważam, bo tu jest potrzebna również praca dyplomatyczna, która powinna być wykonywana od kilku miesięcy. Jeżeli ci ludzie są zwożeni samolotami, to linie lotnicze, które czarterują lub pożyczają samoloty, powinny być objęte sankcjami. Po drugie trzeba prowadzić politykę na terenie Turcji, Iraku i sąsiadów Afganistanu. To jest działalność dyplomatyczna, której polski rząd kompletnie nie wykonuje – twierdzi Ryszard Kalisz w rozmowie z Faktem.
Ludwik Dorn, współzałożyciel PiS, a także były szef MSWiA w latach 2005-2007, poprawę sytuacji na granicy polsko-białoruskiej rozpocząłby od wpuszczenia na miejsce mediów.
– Po pierwsze, skoro już mamy stan wyjątkowy, to w jego ramach wprowadziłbym instytucję akredytowanego korespondenta, czyli dopuściłbym środki masowego przekazu: prasę, telewizję do strefy. Mamy taką sytuację, że jest istotny problem z wiarygodnością informacji i dokumentacji, jaką przedstawia rząd i służby, bo nie mają one niezależnej weryfikacji. Nie ma w tym nic dziwnego, bo zarówno w mediach społecznościowych, jak i w środkach masowego przekazu, materiał empiryczny jest potrzeby. A zarówno przy materiałach strony białoruskiej, jak i polskiej nie ma tutaj niezależnej weryfikacji. W związku z tym pojawia się zawsze pytanie o ich wiarygodność – mówi Faktowi Ludwik Dorn.
Były wicepremier, podobnie jak Ryszard Kalisz uważa, że w rozwiązaniu kryzysu na granicy warto skorzystać z doświadczeń innych krajów europejskich. – Zwróciłbym się do Frontexu o jego zaangażowanie. Nie chodzi o masywne wzmocnienie kadrowe, ale istotne są dwa względy. Po pierwsze, można by skorzystać z doświadczeń funkcjonariuszy służb granicznych państw unijnych, np. Hiszpanów czy Greków – mówi Faktowi Ludwik Dorn.
Były wicepremier stwierdza, że rozumie apele Komisji Europejskiej, żeby Polska zwróciła się o pomoc do Frontexu. – Komisja Europejska chce mieć niezależnych od władz polskich obserwatorów. Bo nie ufa, bo ma ten sam problem z wiarygodnością informacji rządowych, jaki ma znaczna część opinii publicznej w Polsce. A jeżeli instytucje unijne, a przede wszystkim KE, będzie miała wiarygodny i niezależny dopływ informacji, to moim zdaniem może być czynnik, który ułatwi silniejsze zaangażowanie także polityczne i dyplomatyczne ciał unijnych – zwraca uwagę Ludwik Dorn w rozmowie z Faktem.
Jego zdaniem decyzji o tym, dokąd mają trafić imigranci, nie trzeba podejmować od razu.
– Imigranci w większości chcą dostać się do Niemiec. Znaczna część tych ludzi niszczy paszporty, bo jeżeli będzie miała ze sobą dokumenty, to zostanie deportowana. A jeżeli nie mają ze sobą dokumentów, to dokąd zostaną deportowani. Moim zdaniem najpierw należy opanować ten problem, który istnieje, a co z tymi ludźmi zrobić, to jest problem, który będzie można rozwiązać w następnej kolejności – stwierdza były szef MSWiA w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Ludwik Dorn w rozmowie z Faktem dodaje, że gdyby teraz był szefem MSWiA, kolejnym działaniem, które by podjął, to rozmowy z Litwą i Łotwą ws. wspólnego wystąpienia konsultacje w ramach artykułu 4. traktatu północnoatlantyckiego i zwrócenie się do kwatery głównej NATO, żeby wysłała na granicę swoich obserwatorów.