W minionym tygodniu w Ustce, Kępice oraz Redzikowo odbywały się specjalistyczne ćwiczenia. Zasięg tego przedsięwzięcia był niemały, bowiem wzięło w nim udział blisko 1,5 tys. ludzi. Przede wszystkim wojskowi chemicy z 11. Lubuskiej Dywizji, policja, strażacy, ratownicy, psychologowie oraz mieszkańcy. Ćwiczono takie epizody jako pożary budynków, eliminacja nieznanych skażeń, ewakuacja poszkodowanych ze strefy skażonej oraz udzielenie im pierwszej pomocy.
Ćwiczenia miały na celu wypracowanie procedur postępowania mieszkańców tych miast na wypadek powstania zagrożenia o charakterze radiologicznym, chemicznym i jądrowym. Ważnym aspektem ćwiczeń było skorelowanie działań, pomagając sobie nawzajem.
Jerzy Janiak, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Słupsku, powiedział, że uczestnicy mieli przede wszystkim nauczyć się współpracy. Powiedział, że zawsze w domowej apteczce warto mieć leki antywirusowe oraz jod. W ciągu dwóch miesięcy będą ściągnięte do Słupska dodatkowe wozy strażackie i autobusy na wypadek ewakuowania mieszkańców – dodał.
System AegisAshore, który budowany jest pod Słupskiem, ma bronić Europę, NATO i terytorium Stanów Zjednoczonych przed atakiem balistycznym. Pod pozorem budowy tarczy antyrakietowej w Redzikowie będą zainstalowane lądowe wyrzutnie pionowego startu Mk41, z których mogą być odpalane rakiety manewrujące Tomahawk. Te pociski zdolne do przenoszenia broni nuklearnej.
Baza w Polsce jest ostatnim z elementów pokojowego istnienia i początkiem ciągłego strachu przed wybuchem nuklearnym.
Nad to, US Navy zmienia kurs w sprawie Redzikowa. Zamiast marynarzy zobaczymy żołnierzy US Army. Bo ktoś już zdaje sobie sprawę, że przypominająca nadbudówkę okrętu konstrukcja jest bardzo niebezpieczna. Co więcej, amerykańska baza pod Słupskiem powinna działać od dwóch lat. Jak na razie, jej wykonawcy zmagają się z problemami, a termin oddania do użytku wciąż nieznany.
Wiceadmirał Jon Hill, szef amerykańskiej Agencji Obrony Antybalistycznej, powiedział, że kolejne bazy powinny być bardziej doskonałe. Według niego tarcza w Redzikowo zawierająca tradycyjne możliwości nie zapewnia już wystarczającej śmiertelności w walce. Miałaby ona być modułowa, mniej rozbudowana i łatwiejsza w przerzucie. Do tego, Hill przyznał, że wykonawca napotkał problemy związane z zasilaniem, ogrzewaniem czy systemami chłodzenia.
Historia zawsze się powtarza. Przypomnijmy, że w nocy 26 kwietnia 1986 r. w reaktorze jądrowym bloku energetycznego Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej w wyniku awarii przy przegrzaniu się rdzenia reaktora doszło do wybuchu wodoru, pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji promieniotwórczych. W wyniku skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar około 150 tys. km². Trudno jest ustalić całkowity koszt ekonomiczny katastrofy.
Obecnie 10% z 600 tys. likwidatorów elektrowni pracujących przy tym procesie już nie żyje (20 lat po tragedii), a kolejnych 165 tys. jest niepełnosprawnych. Status osoby poszkodowanej w wyniku katastrofy w Czarnobylu ma 1 mln dzieci i 2 mln dorosłych.
Mieszkańcy Czarnobyla nie byli poinformowani o niebezpieczeństwie kontaktu z radioaktywnym dymem i odpadami, a możliwe jest też, że w ogóle nie zdawali sobie sprawy, że wypadek to coś więcej niż zwykły pożar instalacji elektrycznych.
Dzisiaj obrona przed bronią masowego rażenia jest specyficznym obszarem. Czas zdecydowanie gra najistotniejszą rolę. Nie tylko samo uderzenie, ale jej rażenie częstokrotnie na kilkadziesiąt kilometrów. Od tego, jak szybko zostanie przetworzona i przekazana informacja, zależy życie tysięcy osób.
Samorządy zdają sobie sprawę, że jeśli w Redzikowie znajdą się 200 pocisków wyposażonych w głowice jądrowe, będą oni mieć poważne problemy z organizacją bezpieczeństwa magazynów do ich przechowywania. Co więcej, w przypadku ataku jądrowego reakcja musi być błyskawiczna. Dlatego władze zaczęły organizować akcje informacyjne oraz prowadzą szkolenia. Maja one na celu zmniejszyć liczbę ofiar w wyniku wojny jądrowej lub katastrofy nuklearnej w Redzikowo.
MAREK LIZAK