Tak w PiS tłumaczą podwyżki dla rządzących

Czy poseł powinien zarabiać tyle co kierownik sklepu. Tak w PiS tłumaczą podwyżki dla rządzących
Katowice, 11.10.2019. Premier Mateusz Morawiecki (2L) i senator Adam Gawêda (L) podczas spotkania z górnikami, 11 bm. przed kopalni¹ Murcki-Staszic w Katowicach. (mr) PAP/Andrzej Grygiel

Twierdzą, że żaden moment na podwyżki nie jest dobry, bo zawsze ludzie będą to krytykować. – Rośnie płaca minimalna, wynagrodzenia. W firmach prywatnych, czy w spółkach, ludzie mają o wiele wyższe zarobki, dlatego nie chcemy zrobić tak, że wszyscy będą uciekać do spółek, a tutaj nie będzie miał kto pracować – mówi jeden z posłów PiS. Oto jak w obozie władzy odbierają podwyżki dla polityków, które bulwersują część Polaków.

Informacja o wyższych pensjach dla niektórych polityków wywołała lawinę komentarzy i, jak zwykle, skrajnie podzieliła społeczeństwo. Jedni uważają, że słusznie, inni są zbulwersowani. Tak wysokie podwyżki dla wielu są niewyobrażalne.
Szybko wyliczono, że np. przychód Jarosława Kaczyńskiego wzrośnie do niemal 30 tys. zł miesięcznie. Premier i marszałkowie mają zarabiać ponad 20 tys. zł, a posłowie po 12 tys. zł. Eksperci ocenili już, że oznacza to także wyższe emerytury dla polityków.

– Trzeba powiedzieć to, o czym media nie piszą – czyli, jaka to jest wymagająca praca. To jest praca od poniedziałku do niedzieli, od rana do nocy. Nie każdy parlamentarzysta tak pracuje, ale rodziny tych, którzy tak pracują są niesamowicie sfrustrowane. Gdy żona nie pracuje, są dzieci, a mąż na okrągło w pracy. Większość społeczeństwa nie wie, jak wygląda praca parlamentarzystów – reaguje od razu jeden z posłów PiS.
Inny: – Nie może być tak, że wiceprezydent Warszawy zarabia więcej od prezydenta Polski. Jeśli ktoś wymaga od polityków zaangażowania, poświęcenia i służenia sprawie przez 24 godziny na dobę, bo często jest tak, że wraca się do domu po 16 godzinach, to może przyszedł czas, żeby wreszcie to unormować i uporządkować. Myśląc o kolejnych pokoleniach, bo my jesteśmy już w połowie kadencji. Żeby nie trzeba było szukać drugich etatów, tylko jak jest się parlamentarzystą, to jest się parlamentarzystą. Parlamentarzyści nie powinni nigdzie szukać drugiej pracy.

Podwyżki obowiązują od 1 sierpnia

Według przekazów medialnych Jarosław Kaczyński miał obiecać podwyżki już w połowie czerwca podczas wyjazdowego klubu PiS, a sprawa miała być dogadana ponad podziałami.

Przypomnijmy – wszystko nabrało tempa, gdy w piątek 30 lipca prezydent Andrzej Duda podpisał rozporządzenie wprowadzające podwyżki dla wiceministrów. W praktyce oznacza to wyższe pensje również dla premiera, posłów, senatorów, marszałków Sejmu i Senatu, członków rządu, szefów urzędów centralnych i np. prezesa NBP.
– Nie było właściwie żadnych wątpliwości, że ludzie, którzy pełnią stanowiska wiceministrów, czyli podsekretarzy stanu, zarabiają niewspółmiernie mało – argumentował Andrzej Duda.
Poza tym do Sejmu trafił też projekt nowelizacji ustawy dotyczący podwyżek dla wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, radnych, a także dla prezydenta RP i byłych prezydentów.
– Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego. Tylko potraktowanie parlamentarzystów tak, jak każdej innej grupy zawodowej. Parlamentarzyści i samorządowcy w ostatnich kilku latach – a parlamentarzyści przez 23-24 lata – nie otrzymywali żadnych podwyżek wynagrodzeń. Właściwie parlamentarzyści, jako jedyna grupa w Polsce, mieli obniżkę wynagrodzeń trzy lata temu – stwierdził też premier Mateusz Morawiecki.
PO szybko wyczuli, jaki to może być element gry politycznej. W rozmowie z „Wyborczą” posłanka Izabela Leszczyna powiedziała, że opozycja jest wciągana przez PiS w pułapkę. „Chcą nas zrobić wspólnikami w tej brudnej operacji (…). Rosną ceny, rośnie inflacja, a całe grupy pracowników budżetówki nie dostają podwyżek. Podnoszenie w tym momencie pensji parlamentarzystom, członkom rządu, przyznawanie gigantycznej pensji żonie prezydenta to skandal” – skomentowała.
Niedługo potem Klub Koalicji Obywatelskiej zapowiedział, że złoży w Sejmie projekt anulujący rozporządzenie prezydenta w sprawie podwyżek dla parlamentarzystów, premiera i wiceministrów.

Jak na podwyżki reagują w PiS

Ale jak na to wszystko reagują politycy obozu rządzącego? Zapytaliśmy, jak oni patrzą na wyższe pensje dla siebie i innych parlamentarzystów.

– Nasze życie publiczne przeżarte jest hipokryzją. Politycy Lewicy, wbrew własnej doktrynie pytają, czy to normalne, żeby premier zarabiał mniej niż przeciętny pracownik na stanowisku kierowniczym w korporacji? Jakie to świadectwo o naszym kraju? Politycy wolnorynkowej prawicy, uważają, że to absolutnie skandal, bo nie ma pieniędzy, a ze środków publicznych politycy nie powinni w ogóle zarabiać. Tak to miesza się populizm z cynizmem. Widać, jak łatwo zapomnieć o zdrowym rozsądku. Polska klasa polityczna nie ma odwagi powiedzieć, że politycy powinni zarabiać na miarę odpowiedzialności, jaką biorą za państwo – reaguje Jacek Żalek, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
W tym wszystkim mogą rodzić się przede wszystkim dwa pytania: dlaczego pensje rządzących podniesiono akurat teraz – w momencie, gdy wychodzimy z pandemii, gdy wciąż straszą nas czwartą falą, gdy w ogóle pieniędzy nie ma dla nauczycieli, szpitali i innych zawodów w budżetówce.
I w ogóle – skąd na to wszystko pieniądze?

Skąd pieniądze na podwyżki

– Te pieniądze są przede wszystkim z nowych miejsc pracy, z rosnącej gospodarki, bo ona ma się dobrze. Dzisiaj mamy popyt na wszystko. I na mieszkania, i na samochody. Producenci nie mogą nadążyć z produkcją. W związku z tym wzrost gospodarczy jest przewidywany i dlatego również można dopasować płace poszczególnych grup do władz samorządowych, parlamentarzystów, ministerstw – reaguje jeden z polityków PiS.

– Znajdą się. Niech pani przeliczy 560 osób i jakąś grupę zawodową, która liczy na przykład 100 tys. osób. Wtedy mówilibyśmy o miliardach. Tu, jeśli mówimy o skali wydatków państwa, nie są potrzebne miliardy złotych. Proszę spojrzeć też szeroko na budżet państwa, dla niego podwyżki dla 560 osób to nie jest suma, która go rozłoży – odpowiada inny.
Jego zdaniem podwyżki popiera większość posłów i senatorów. – Według mnie w 90 proc., ze wszystkich opcji, domagali się podwyżek. Nieliczne osoby, w zależności od sytuacji rodzinnej, były temu przeciwne. Ja na przykład nie jestem zwolennikiem podwyżek. Mnie wystarcza – zaskakuje.
– Ale wiem, jakie są poglądy wielu parlamentarzystów. Większość z opozycji też naciska na podwyżki, u nas też jest wielu takich. Są też tacy, którzy nie są za wyższą pensją, ale mogę pani powiedzieć, że jest to mniejszość parlamentarzystów. Zdecydowana większość jest za podwyżkami – dodaje.

Czy to dobry moment na podwyżki?

Większość naszych rozmówców prosi o anonimowość. I dość zgodnie uważają, że żaden moment na podwyżki nie jest dobry. – Pandemia? Myślę, że z pandemii wyszliśmy. Może borykamy się teraz ze szczepieniami, ale gospodarka ma się dobrze. W Europie pokazuje się, że jesteśmy najbardziej prężną gospodarką, która sobie poradziła. Czyli, że rząd prawidłowo zadziałał na skutki. Wsparł przedsiębiorców. Bezrobocie mamy jedno z najmniejszych w Europie – słyszę.

Posłowie PiS przypominają, że zawsze, gdy pojawiał się temat podwyżek, było to krytykowane i wywoływało emocje. – Nigdy nie byłby na to dobry czas. Nawet jak się skończy pandemia. W 2016 roku, gdy mówiono o podwyżkach, nie było mniejszej nagonki w mediach? Była taka sama. A wie pani ile lekarz specjalista potrafił zarobić w czasie pandemii w szpitalu? 100 tys. miesięcznie – twierdzi jeden z polityków PiS. Mówi, że takie były informacje od dyrektorów szpitali.
– Można mówić, że nie taki czas…Ten czas nigdy nie będzie dobry. Rośnie płaca minimalna, rośnie płaca na godzinę, rośnie wynagrodzenie. Dlatego pewne grupy budżetówki – w urzędach, w ministerstwach, ci co odpowiadają za strategiczne gałęzie gospodarki, też muszą być dobrze wynagradzani. W firmach prywatnych, czy w spółkach, mają o wiele wyższe zarobki. Dlatego nie chcemy zrobić tak, że wszyscy będą uciekać do spółek, a tutaj nie będzie miał kto pracować – wskazuje inny z posłów.
Wiceminister Jacek Żalek pyta wprost: – Czy Poseł powinien zarabiać tyle, co kierownik sklepu, a prezydent RP tyle co przedstawiciel handlowy? Odpowiedzialność posła za proces legislacji, to zdolność podejmowania samodzielnych decyzji w oparciu o program wyborczy, a nie oczekiwania lobbystów. Politycy muszą być odporni na siłę wpływów lobbystów. Każdemu państwu opłaca się mieć polityków odpornych na zewnętrzne wpływy, niestety takiej rękojmi nie dają słabo opłacani przedstawiciela administracji państwa.
Podkreśla:– Zastanówmy się, czy potrzebujemy polityków, którym będziemy słabo płacić i mało wymagać, czy potrzebujemy polityków, których można rozliczyć za wykonaną pracę i będziemy mieli satysfakcję z ich pracy? Albo niech praca polityka ma wymiar społeczny, bez wynagrodzenia i stać na nią będzie tylko najbogatszych, albo uznajmy, że to jest praca, jak każda inna i będziemy wynagradzać za jej wykonanie, w zależności od odpowiedzialności, jaką politycy na siebie biorą.

– Zasadniczo są dwa skrajne modele wynagradzania polityków: singapurski, gdzie politycy zarabiają bardzo dobrze, a stopień korupcji jest niemal zerowy i modele, gdzie politycy oficjalnie zarabiają mało, ale nie działają żadne procedury antykorupcyjne. Analogicznie, jeżeli chcemy mieć osiągnięcia w danej dziedzinie sportu, to inwestujemy w zawodników, trenerów, profesjonalne szkolenie i infrastrukturę sportową, czy zdajemy się na działaczy amatorów i spokojnie, bez wysiłku czekamy na efekty? – zauważa Jacek Żalek.
Co zatem powiedzieć nauczycielom, czy medykom, dla których nie było i nie ma takich podwyżek?

– Pamiętam, że sześć lat temu, gdy PiS wygrał wybory, płaca minimalna była na poziomie 1800 zł. Dziś mamy już 2800 zł, czyli to już prawie 50 proc. podwyżek. Tak samo można mówić o innych zawodach. Podwyżki też następowały. Natomiast tutaj od 6 lat nie było żadnej. Fachowców też trzeba opłacać. Przecież przed nami ogromne zobowiązania. Polski Ład to ogromne pieniądze, fundusze, za które będą odpowiedzialne ministerstwa. Oni też muszą zarabiać godnie – odpowiada jeden z posłów.

natemat.pl

Więcej postów