Myli się ten, kto sądzi, że ewakuacja otoczenia głowy państwa z Pałacu Prezydenckiego odbywa się w ciągu dwóch miesięcy między II turą wyborów, a objęciem urzędu przez nowego lokatora rezydencji.
Tak może było w przeszłości, gdy z Krakowskiego Przedmieścia wyprowadzali się Aleksander Kwaśniewski czy Bronisław Komorowski. W przypadku Andrzeja Dudy ewakuacja jego otoczenia jest zjawiskiem permanentnym i nie ma nic wspólnego z wyborczym kalendarzem, który go obowiązuje.
Otoczenie Andrzeja Dudy zawsze było dramatycznie słabe. Wynikało to wprost ze słabości samego prezydenta, który przed wyborczym zwycięstwem był politykiem z czwartego partyjnego rzędu i nikt nie traktował go poważnie – ot, po prostu jeden z wielu, których w żadnej partii nie brakuje. Po zamieszkaniu w Pałacu Prezydenckim zmieniło się jednak tylko to, że teraz Andrzej Duda wszędzie porusza się z ochroną i ma do dyspozycji samochody po 2 mln zł za sztukę. Wagi politycznej nie nabrał i już nie nabierze, ponieważ dobrowolnie podporządkował się PiS, a w PiS mają go za nic.
Współpracownicy głowy państwa doskonale wiedzą, że praca dla Andrzeja Dudy najzwyczajniej się nie opłaca i dlatego główne wysiłki kierują na znalezienie sobie lepszych posad – w biznesie, jak rzecznik Krzysztof Łapiński, w dyplomacji jak rzecznik Marek Magierowski czy w spółkach Skarbu Państwa jak szefowa Kancelarii Małgorzata Sadurska. Ewentualnie w rządowych agencjach jak inna szefowa Kancelarii Halina Szymańska. Główna aktywność otoczenia Dydy to zresztą obecność na pogrzebach. Choć do końca prezydentury Andrzeja Dudy jeszcze ponad cztery lata, ani on sam, ani ci, którzy jeszcze przy nim są nie ukrywają, że nie mają pomysłu na dalszą część kadencji, ponieważ wiedzą, że Jarosław Kaczyński na nic istotnego nie pozwoli. Ludzie z obozu rządzącego mówią dziennikarzom bez ogródek: „Zmarnowane lata”.
Atmosfera w Pałacu przypomina tę w każdym domu, w którym wystawiono trumnę z ciałem jednego z domowników. Nie zawsze oczywiście tak było, ponieważ na początku prezydentury Dudy walczyły ze sobą koterie – walczyły o wpływy. Gdy już jedni wycięli drugich, ci drudzy zorientowali się, że wojna była o nic, ponieważ Andrzej Duda nie ma i nie będzie miał żadnych wpływów, które im jako jego współpracownikom pozwolą zrobić kariery i naprawdę zaistnieć. Chodziły słuchy, że posadę szefowej ARiMR Halinie Szymańskiej załatwiła Julia Przyłębska w trakcie jednego z obiadów, na których gościła w swoim domu Jarosława Kaczyńskiego. Przyłębska Julia, a nie Duda Andrzej. Czy coś jeszcze trzeba dopisać?