Wojska Obrony Terytorialnej zamówiły dla swoich żołnierzy tysiące profesjonalnych kompasów. Zamiast nich dostały niskiej jakości chińskie urządzenia dostępne na azjatyckich portalach aukcyjnych. Przetarg zorganizowała jednostka wojsk specjalnych Nil. Żołnierze mówią, że to, co dostali, to „plastikowe g…”. Nil nie widzi problemu, a dowództwo WOT nabiera wody w usta. Sprawę bada prokuratura wojskowa.
Wojska Obrony Terytorialnej (WOT) utworzone w 2017 r. przez ówczesnego ministra obrony Antoniego Macierewicza, dziś liczą prawie 28 tys. żołnierzy. W większości są to ochotnicy. Zarówno dla byłego, jak i obecnego szefa resortu obrony Mariusz Błaszczaka, są one oczkiem w głowie, dlatego wydatki na WOT co roku przekraczają 0,5 mld zł. Żołnierze wciąż jednak borykają się z poważnymi brakami sprzętowymi na wielu, nawet najbardziej podstawowych poziomach.
Jak twierdzą nasi rozmówcy, dowódcy WOT proszą żołnierzy o przychodzenie na ćwiczenia z prywatnym sprzętem, m.in. kompasami czy latarkami. Niektórzy z nich odmawiają, twierdząc, że czego wojsko nie dało, tego nie ma prawa wymagać. Inni przynoszą swój sprzęt. Zdarza się więc, że żołnierze ćwiczą bez wymaganego sprzętu. W rozmowach z Onetem mówią, że czasem przypominają bardziej partyzantkę niż regularne wojsko. Trudno się więc dziwić, że wojsko chce te braki szybko uzupełnić.
Kompas „kopiuj-wklej”
Jest lipiec 2019 r. Jednostka specjalna Nil z Krakowa ogłasza przetarg na zakup kompasów dla Wojsk Obrony Terytorialnej. Chodzi o 5 tys. sztuk z opcją powiększenia tej liczby do 7,5 tys. sztuk. W końcu staje aż na 12,5 tys. kompasów.
Nie chodzi jednak o pierwsze lepsze kompasy, ale takie, które spełniają najwyższe wojskowe standardy. Wśród ponad 20 wymogów znajdują się m.in. luminescencyjne oznakowanie typu GITD widoczne w ciemności do 4 godzin, wypełnienie cieczą, która zapobiega nadmiernym drganiom igły magnesu, wysoka klasa szczelności i co najważniejsze – margines błędu pomiaru nie większy niż 1 stopień.
Na ten sprzęt wojsko zamierza przeznaczyć 3,75 mln zł. Ceny za solidny kompas oscylują w granicach od 165 do 400 zł za sztukę, zatem wartość kontraktu odpowiada rynkowym cenom tego typu sprzętu.
Do przetargu na kompasy dla WOT staje dwóch oferentów. Pierwszy, to działająca od 2007 r. firma, która zajmuje się dostawą sprzętu wysokościowo-ratowniczego, m.in. dla wojska i innych służb mundurowych. Wystawia do przetargu sprawdzone kompasy szwedzkiej firmy Silva z typowo wojskowej linii.
Drugi oferent to firma Royal-Poland.pl Michał Stępień ze Zwolenia pod Radomiem, która według Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej powstała w 2015 r. Zgodnie z jej hasłem promocyjnym, sprzedaje „wszystko dla domu i ogrodu”. W jej ofercie znajdują się takie akcesoria ogrodnicze jak grille, trampoliny, kompostowniki, taczki ogrodowe…
Pod koniec sierpnia 2019 r. prowadząca przetarg JW Nil otwiera oferty. Firma oferująca szwedzkie kompasy Silva proponuje cenę 3,5 mln zł za 12,5 tys. kompasów. Jest to o 250 tys. zł niższa kwota od tej, jaką na zakup tego sprzętu chce przeznaczyć wojsko.
Miażdżąco przebija ją jednak oferta sprzedawcy grillów i trampolin. Jego cena za 12,5 tys. kompasów dla WOT to zaledwie 769 tys. zł. Na pierwszy rzut oka kwota ta jest znakomitą informacją dla podatnika, który zaoszczędzi na transakcji miliony złotych. Tylko czy za tak niską cenę da się kupić sprzęt o wyśrubowanych wojskowych parametrach?
Przeliczając wartość oferty na cenę jednego kompasu, łatwo obliczyć, że wynosi ona 60 zł, czyli o ponad 100 zł mniej niż kosztują najtańsze wojskowe urządzenia oferowane na rynku. Czyżby właściciel firmy ze Zwolenia postanowił dopłacić do tego interesu parę milionów złotych?
Wystarczy jednak kilka kliknięć w internecie, aby zorientować się, że oferowany przez Royal-Poland.pl kompas nie jest profesjonalnym sprzętem, a zwykłym cywilnym urządzeniem, które każdy może kupić na chińskich serwisach aukcyjnych za kilka dolarów. Okazuje się też, że zaproponowane wojsku kompasy to produkt o nazwie DC45-6E chińskiej firmy Zhejiang Compass Instrument Co Ltd, która nie ma nawet własnej strony internetowej.
Na azjatyckim portalu aukcyjnym Alibaba przy zakupie powyżej 500 sztuk można nabyć taki kompas w jednostkowej cenie od 0,30 do 1,20 dol. Firma ze Zwolenia kupowała 12,5 tys. kompasów, więc cena musiała być bliższa tej pierwszej wartości, a zatem w przeliczeniu na polską walutę 1,20 zł za sztukę. Gdyby jednak przyjąć nawet tę wyższą wartość, to pojedynczy kompas kosztowałby sprzedawcę sprzętu ogrodowego 4,70 zł. Nietrudno obliczyć, że w ten sposób zainwestowałby w zakup na serwisie aukcyjnym od 15 tys. zł do 58 tys. zł netto, a sprzedając go wojsku za 769 tys. zł, zarobiłby na tym od 566 tys. do 610 tys. zł.
Wato dodać, że firma ze Zwolenia nie zajmowała się wcześniej sprzedażą kompasów. Chińskie urządzenia umieściła w swojej ofercie wśród ofert grabi, szpadli i wiader już po ogłoszeniu przetargu przez JW Nil.
– Jeśli w ofercie danej firmy pojawia się sprzęt, kiedy organizowany jest przetarg dla wojska, to musi to budzić wątpliwości. W dodatku jeśli w takim przetargu kupuje się dla żołnierzy chińszczyznę wątpliwej jakości, to wszystko jest mało profesjonalne. Pytania o to, czy przetarg odbył się zgodnie z wojskowymi procedurami, nasuwają się tu same i powinny zostać zbadane przez odpowiednie instytucje, jak Żandarmeria Wojskowa i prokuratura – uważa gen. Waldemar Skrzypczak, był dowódca Wojsk Lądowych i były wiceminister obrony.
Co ciekawe, na stronie swojego sklepu obok zdjęcia chińskiego kompasu sprzedawca nie zamieścił jego oryginalnej specyfikacji, lecz wkleił wprost wojskową z zamówienia. Nie koryguje nawet błędów gramatycznych zamieszczonych w wojskowym tekście. „Lusterko i szczerbinka ułatwiająca wyznaczenie azymut” [zamiast „azymutu”]; „wypełnienie cieczą, które zapobiegają nadmiernym drganiom igły magnesu” [zamiast „która zapobiega”] – sformułowania takie znajdziemy zarówno w oryginalnej, wojskowej specyfikacji przetargowej, jak i tej na stronie firmy ze Zwolenia.
Precyzyjny jak kompas WOT
Kompasowa chińszczyzna nijak się ma jednak do profesjonalnego wojskowego sprzętu. Wbrew przeklejonej ze stron JW Nil specyfikacji, nie spełnia ona podstawowych wymogów wojska.
Najbardziej istotnym elementem wojskowego kompasu jest jego precyzja. JW Nil zaznaczyła, że odchylenie od wskazanego kierunku może wynosić na kompasie co najwyżej 1 stopień. Tymczasem sam chiński producent podaje, że w jego kompasie takie odchylenie wynosi do 2 stopni. Podczas 10-kilometrowego marszu daje to różnicę kilkuset metrów. – Z tak precyzyjnym kompasem można niechcący znaleźć się po drugiej stronie granicy państwa – komentuje wojskowy.
– Dla żołnierza, który prowadzi działania nieregularne, gdzieś w lesie, zawłaszcza jeśli jest to teren nieznany, kompas jest kluczowym narzędziem ustalania swojej pozycji i nawigacji. Jeżeli nie trzyma parametrów i nie wskazuje odpowiednich kierunków, to będziemy po prostu kręcić się po tym lesie w koło – mówi płk Piotr Gąstał, były dowódca jednostki specjalnej GROM.
Ta rozbieżność dyskwalifikuje więc chiński kompas z użycia w wojsku. Jednak różnic między wymogami armii a parametrami sprzętu jest więcej. Waga kompasu powinna wahać się w granicach 80-120 g, a ten kupiony od firmy ze Zwolenia waży 70,6 g. – To oznacza, że został wykonany z najtańszych, a co za tym idzie najlżejszych materiałów – wyjaśnia osoba z branży.
– Plastikowe kompasy kupuje się dzieciom do przedszkola, a żołnierzom kupuje się profesjonalne i trwałe urządzenia. Wolą podatników jest to, by polski żołnierz miał sprzęt najwyższej jakości – uważa gen. Skrzypczak.
Wojsko wymaga też, aby luminescencyjne podziałki na kompasie były widoczne w ciemności do 4 godzin. Chińska specyfikacja wspomina tylko, że podziałki są widoczne w nocy, ale nie wiadomo, przez ile czasu. – Szwedzki kompas jest atestowany i podziałki faktycznie widać przez 4 godziny. Ten chiński nie wytrzymuje nawet 30 minut. Nie muszę mówić, jak to się przekłada na skuteczność kompasu podczas wielogodzinnych działań nocnych – opowiada nam osoba, która sprawdzała oba kompasy.
Wojsko precyzyjnie określa również wymaganą klasę szczelności kompasu: to IP 67, która zapewnia urządzeniu całkowitą odporność na pył oraz umożliwia użytkownikowi pływanie z nim. Chiński producent pisze jedynie, że kompas jest wodoszczelny.
Żołnierze JW Nil powinni, po sprawdzeniu sprzętu, wytknąć sprzedawcy grillów wady kompasu, tym bardziej że jednym z warunków przetargu było złożenie w jednostce karty katalogowej ze specyfikacją sprzętu. Powinni się też zorientować, że karta katalogowa złożona przez firmę ze Zwolenia jest przeklejoną metodą „kopiuj-wklej” specyfikacją przedstawioną przez jednostkę. Tym bardziej że już po otwarciu ofert konkurent przetargowy firmy ogrodniczej pisze do JW Nil list, w którym to wszystko opisuje.
Nic takiego się nie dzieje. 26 września 2019 r. JW Nil publikuje informację o wyborze najkorzystniejszej oferty. Wygrywa chiński kompas od firmy Royal–Poland.pl Michał Stępień. W zakresie spełnienia wymogów specyfikacyjnych dostaje 100 punktów. Także kryterium cenowe spełnia w 100 procentach.
Konkurenci przecierają oczy ze zdumienia. Czyżby wady chińskiego kompasu umknęły żołnierzom JW Nil? Piszą kolejne pisma – tym razem nie tylko do organizatora przetargu, ale także do WOT, których żołnierze mają być użytkownikami kompasów. Informacja na ten temat trafia też do Żandarmerii Wojskowej. Żaden z adresatów nie odpisuje.
Jest bubel, nie ma winnego
Tymczasem kompasy od sprzedawcy ogrodowych grillów dostają żołnierze WOT. – W jednostce, którą znam, przełożeni od razu sugerują żołnierzom, żeby zaopatrzyli się we własne kompasy, bo te, które dostają na wyposażenie, się nie nadają – mówi nam osoba ze środowiska WOT.
Inny żołnierz WOT na pytanie o to, jaki ma kompas, odpowiada: „Zwykłe g… plastikowe bez nazwy”.
Rzecznik JW Nil mjr Adam Tupaj, z dziewięciu pytań, jakie do niego wysyłamy, odpowiada na jedno. W krótkim e-mailu informuje nas, że „Michał Stępień złożył wszelkie wymagane dokumenty określone w dokumentacji przetargowej, a ich zakres i sposób przygotowania odpowiadał treści SIWZ [Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia, czyli wymagań wojska dotyczących kompasu]”.
Major nie odpowiada jednak na pytanie, czy sprawdzono zwycięski kompas pod względem deklarowanych przez oferenta parametrów. Informuje nas tylko, że treść dokumentów odpowiada wojskowym wymogom.
– Po zakupieniu sprzętu robi się jego odbiór wojskowy. Wtedy sprzęt powinien być sprawdzany pod względem zgodności ze specyfikacją i parametrami. Sprawdzeniu podlega też to, gdzie został wyprodukowany, kto go kupował oraz dostarczył armii. Jeśli dany sprzęt nie spełnia parametrów, to wojsko powinno zerwać umowę – wyjaśnia płk Gąstał.
Zapytaliśmy JW Nil, czy zdawała sobie sprawę z tego, że oferta firmy została przeklejona z wojskowej specyfikacji? Odpowiedzi na to pytanie nie otrzymaliśmy, mjr Tupaj odesłał nas po nią do strony internetowej producenta.
Zapytaliśmy też jednostkę, czy zakupione kompasy odpowiadają wojskowym wymaganiom, jak margines błędu 1 stopień, waga 80-120 g, oznakowanie świecące w ciemności do 4 godzin czy klasa szczelności IP 67. W tej kwestii mjr Tupaj także odesłał nas do sprzedawcy, jakby to sprzedawca, a nie kupujący miał wiarygodnie ocenić jakość kupionego produktu.
Znacznie ostrożniej do sprawy kompasów podchodzi użytkownik – dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej. Odmówiło nam ono odpowiedzi na pytania, zasłaniając się śledztwem Żandarmerii Wojskowej prowadzonym pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Krakowie. „Sprawa jest w toku, dlatego w tym zakresie jestem zmuszony odesłać Pana Redaktora do wskazanej Prokuratury” – napisał rzecznik WOT płk Marek Pietrzak.
Rzeczywiście, żandarmeria pod nadzorem krakowskiej prokuratury prowadzi w sprawie kompasów śledztwo z zakresu przestępstw przeciwko mieniu. Potwierdził nam to rzecznik ŻW ppłk Artur Karpienko.
– Pismo w tej sprawie wysłaliśmy do żandarmerii w listopadzie 2019 r. i od tamtej pory nie dostaliśmy od tej instytucji żadnego wezwania na przesłuchanie, a o tym, że żandarmeria w ogóle prowadzi jakieś śledztwo, dowiadujemy się od dziennikarzy Onetu – mówi nam autor pisma z konkurencyjnej wobec sprzedawcy grillów firmy.
„Postępowanie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko jakiejkolwiek osobie” – informuje nas rzecznik nadzorującej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Krakowie Janusz Hnatko, odmawiając bliższych informacji na ten temat.
Adam Suliga nie jest już prezesem Fabryki Broni w Radomiu. Onet informował o kumoterstwie za jego kadencji
Sprzedawca ściśle tajny
Aby dowiedzieć się o szczegóły przetargu dla wojska, zadzwoniliśmy do firmy Royal-Poland.pl Michał Stępień. Kiedy się przedstawiliśmy i powiedzieliśmy, dlaczego dzwonimy, anonimowa osoba po drugiej stronie poinformowała nas, że szef raczej nie będzie zainteresowany rozmową. Jednak obiecała, że przekaże mu naszą prośbę. Kiedy oddzwoniła, dowiedzieliśmy się tylko, że „szef nie jest zainteresowany przekazywaniem jakichkolwiek informacji”.
Wtedy skierowaliśmy do firmy e-maila z pytaniami. Z krótkiej odpowiedzi podpisanej przez Michała Stępnia dowiedzieliśmy się, że jego firma „nie może udzielić odpowiedzi” na pytania, ponieważ „informacje dotyczące przywołanych przetargów objęte są klauzulą poufności, a ponadto stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa”.
Problem w tym, że tylko niektóre z naszych pytań dotyczyły przetargu, a nawet wtedy pytaliśmy o zupełnie jawne sprawy, np. o to, w jakiej cenie firma kupowała produkty, a w jakiej sprzedawała je wojsku. Ceny tych produktów znajdują się na serwisach aukcyjnych, a ceny zakupu ich przez wojsko są publikowane na stronach polskiej armii.
Sprzedawca ogrodowych akcesoriów nie odpowiedział nawet na te pytania, które nie miały nic wspólnego z przetargiem, np. o to, ile typów kompasów firma ma w swojej ofercie i kiedy pojawiły się one na jej stronach. Wystarczy na nią jednak wejść, aby dowiedzieć się, że są tam jedynie dwa kompasy, w tym jeden ze sfałszowaną kartą katalogową, który pojawił się po ogłoszeniu przetargu przez wojsko.
Równie tajemnicza co właściciel firmy jest jej siedziba: pod adresem, na który jest zarejestrowana, stoi niewielki jednorodzinny domek.
Michał Stępień dalej sprzedaje wojsku chiński sprzęt. W tym samy roku co kompasy, WOT kupił od niego ponad 1 tys. latarek czołowych. Też chińskich.
CELOWE ZNISZCZENIE LUDOWEJ OJCZYZNY POLAKÓW !
Zdrada, sabotaż, współpraca opozycji z zachodnią agenturą, planowana dywersja i po 1989 roku rozkradzenie i wyprzedaże majątku narodowego Polski Ludowej przez uprzywilejowanych tych którzy dziś najbardziej zajadle plują na Polskę Ludową.
Ważne jest by czytać ze zrozumieniem, ponieważ są to ważne informacje dotyczące Polski Ludowej.
Dziś tak głośno oczernianej i opluwanej przez tych którzy najwięcej od 1989 roku nakradli i majątek narodowy rozgrabili. Przez różne sfory żydów i potomków upa Ukraińców będących w polskich partiach politycznych i u władzy. Sprawa dotyczy zniszczenia PRL przez wewnętrznych wrogów Polski sponsorowanych przez zachodnią agenturę. Którzy doprowadzili zdradą, sabotażem, dywersją do upadku Polski Ludowej.
Działo się to przez celowy sabotaż, szkodzenie Polsce, przez ludzi którzy mieli władzę lokalną i ogólnokrajową.
Pani Tiamat pisze.
Mnie nie podobało się paraliżowanie polskiego przemysłu.
Nasi rodzice ciężko na to pracowali żebyśmy mogli otrzymać bardzo dobre wykształcenie i leczyć się bezpłatnie ze skutków minionej wojny. A szalały w Polsce powojennej straszliwe choroby.
Było wiele kalek, ofiar bombardowań i łapanek. Zrujnowaną i zniszczoną Polskę stać było, żeby ludzi leczyć bezpłatnie i wybudować dwa i pół miliona mieszkań kwaterunkowych w ciągu 10 lat. (Dziś brakuje w Polsce 3 miliony mieszkań- mimo, że miliony Polaków wyjechało z kraju za pracą).
Stać było Polaków na to, żeby odbudować kraj i rozbudować przemysł.
W powojennej Polsce zniszczonej prze okrutną niemiecką okupację i toczące się działania wojenne na terenie Polski było dużo problemów. A mimo to PRL wysiłkiem własnym Polaków stworzył bardzo dużo dobrych rzeczy:
Potężny polski przemysł, edukację, dla każdego opiekę zdrowotną czyli służbę zdrowia, budownictwo mieszkaniowe, bezpłatne wczasy pracownicze (rodzinne) , pełne zatrudnienie.
Po 1989 roku należało zostawić pozytywne osiągnięcia a pozbyć się niedociągnięć. Ale to już nie od nas zależało.
Niestety.
Polska klasa robotnicza postanowiła sama się zlikwidować bo obiecali jej wizje biznesmenów i milionerów. Teraz żaden robotnik nie wyjdzie na ulice przeciwko oligarchom i pasożytom.
Po 1989 roju, żal było patrzeć jak ci którzy przejęli władzę niszczą trud i osiągnięcia naszych rodziców.
Myśmy przecież tę Polskę kochali i przeżywaliśmy radośnie każde osiągnięcie: każde nowe osiedle mieszkaniowe, każdą nową szkołę na Tysiąclecie Polski, każdy nowy szpital, nowy statek wybudowany w polskiej stoczni, nową hutę, kopalnie.. mieliśmy przyjaciół; Polska żyła otoczona przyjaznymi nam sąsiadami, żyliśmy w przyjaźni z innymi narodami.
Nikt nas nie straszył ZSRR, Rosją. ZSRR był gwarantem naszych polskich granic !.
Nawet do Afganistanu nas Rosjanie nie namawiali. Byliśmy samodzielnym państwem. Nikt Polaków nawet nie śmiał zapędzić do wojny w Afganistanie. Teraz jesteśmy na zawołanie hersztów z USA.
Nie mamy dumnej klasy robotniczej; ale mamy za to armie Ukraińców – w sumie też przepędzanych za chlebem z własnego kraju…A polski rolnik nie śmie hodować dużo krów bo mu Unia zabroniła nadprodukcji mleka ! Straszne są kary za nadprodukcję mleka w Polsce! Wielu rolników popełniło samobójstwo.
PRAWDA o PRL
TEKST POCHODZI Z KRĘGÓW WOJSKOWYCH PRL ALE WART JEST PRZECZYTANIA I ZADUMY.
A kto – z młodych wykształconych, z dużych miast – wie,
że kiedyś w Polsce produkowano generatory elektryczne dla największych elektrowni?
Że produkowano turbiny o mocy 500 MW, — a przymierzano się do turbin o mocy 1500 MW?
Że połowa chińskich, indyjskich, indonezyjskich, greckich i tureckich, libijskich i irackich elektrowni — wyposażona była / jest nie w amerykańskie, czy niemieckie — a w polskie turbiny?
Że produkowano u nas śmigłowce, samoloty tłokowe i odrzutowe,
że produkowano 40.000 ciężarówek, że wytapiano 20 mln. ton stali, że byliśmy na 2 miejscu – za Japonią w produkcji statków rybackich, a te zdobywały Błękitną Wstęgę Atlantyku w tej kategorii, czy dzisiaj o tym się pamięta?
Że nasze zestawy audio – radio, wzmacniacze, głośniki, gramofony, magnetofon Radmoru — były lepsze niż amerykańskie i japońskie?
Że nasze sprężarki chłodnicze kupowało wiele krajów świata?
Że już w latach 50-tych nasz Star był napędzany gazem LPG — i miał nim chłodzone nadwozie?
Kto pamięta, że pierwszy PC komputer powstał w Erze – jeszcze przed ZX Spectrum?
Że wybudowano: Trasę Warszawa-Katowice (Gierkówka, niecałe 300 km – jedna z nielicznych dziś dróg dwujezdniowych o tej długości w Polsce). Trasę Łazienkowską wraz z drogami dojazdowymi w Warszawie;Dwujezdniową drogę Tuszyn-Łódź;
Szpital „Centrum Zdrowia Dziecka”; Szpital „Centrum Zdrowia Matki Polki”;
Rafinerię ropy naftowej w Gdańsku;
Odlewnię żeliwa w Koluszkach;
Zakłady Dziewiarskie „Kalina” w Lodzi;
Zakłady produkcji dywanów „Dywilan” w Lodzi;
Zakłady odzieżowe „Cotex”;
Zakład produkcji profili giętych w Bochni;
Zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego w Leżajsku i Lipsku;
Hutę miedzi w Głogowie;
Produkcja blach walcowanych na zimno w Hucie im. Lenina (obecnie im. Tadeusza Sendzimira);
Płocką Fabrykę Maszyn Żniwnych (wyd. 2,5 tys. sztuk kombajnów zbożowych BIZON);
Zakłady mleczarskie w Węgrowie, Ciechanowie, Chodzieży, Zabrzu;
Produkcja autobusu Jelcz w Laskowice-Jelcz koło Wrocławia.
Zakłady mięsne w Ostródzie, Sokołowie Podlaskim, Zielonej Górze;
Port Północny i nafto-port (mieliśmy wtedy własne tankowce);
Zakład kineskopów kolorowych na licencji amerykańskiej w Piasecznie (wtedy jedyny zakład w Europie produkujący tej klasy sprzęt);
Produkcja układów scalonych i półprzewodników w Naukowo-Produkcyjnym Centrum Półprzewodników CEMI w Warszawie,
Elektroniczne Zakłady Elwro we Wrocławiu. Polski komputer „ODRA”
11 elektrowni (w tym największa, Kozienice I – o mocy 1200 MW; Elektrownie Turów w Turoszowie i wielką kopalnię odkrywkową węgla brunatnego. (A po 1989 r. – zero elektrowni) –
W PRL było jeszcze wiele, wiele innych polskich zakładów przemysłowych.
W latach 70′ oddawano do użytku ok. 300 tys. mieszkań rocznie, a obecnie ok. 1/3 tej liczby, w latach 90-tych jeszcze mniej. W latach 1970-75 płace wzrosły o 40%; W dekadzie 1970-80 – wzrost PKB to około 80% (po 1989 r. potrzeba było na taki sam wyczyn 20 lat); Spożycie mięsa na głowę było wyższe niż dziś, mięsa nie myto, nie szpycowano chemią i nie nasączano (Constar);
Od 1989 roku mierzy się w Polsce liczbę osób żyjących poniżej minimum socjalnego na 24 %, obecnie jest to – powyżej 60% !
We wrześniu 1980 r. (kiedy Gierek odchodził) zadłużenie Polski w Klubach Paryskim i Londyńskim wynosiło ok. 17,6 miliardów dolarów. Na osobę (615 USD) było ono mniejsze niż na Węgrzech (836 USD) lub Jugosławii (856 USD). Pod względem zadłużenia byliśmy na 12-13 miejscu w świecie — co odpowiadało naszej ówczesnej produkcji.
Przypominam, że Polska posiadała wówczas rezerwy walutowe w wysokości ok. 1,3 mld USD — 4 mld USD w surowcach i półfabrykatach, jak również blisko miliardową nadwyżkę eksportu nad importem (wartość eksportu w 1980 to ok 10 mld USD;
Dług Gierka został prawie całkowicie spłacony w roku 2009. Gierek, kiedy rządził, mieszkał w rządowych willach (które przy niektórych dzisiejszych chałupach wyglądały jak psia buda). Po internowaniu mieszkał w domku typu klocek w Ustroniu. Jeździł maluchem 126p kupionym za talon. Żył tylko z emerytury belgijskiej za okres przepracowany w tamtejszych kopalniach.
Co do zakładów pracy w PRL, to można wymienić jeszcze setki innych, w zależności z jakiego fragmentu Polski się pochodzi, bo po prostu było tego całkiem sporo.
Jeśli wszystko to było nieopłacalne – to niech mi ktoś wyjaśni, z czego dokładano do interesu ?
Proste pytania dla tych, którzy dostają piany na ustach kiedy pada słowo ROSJA.
Proszę ujawnić przedstawić dokument, które przedsiębiorstwa wykupiła Rosja lub Rosjanie w Polsce za bezcen, a następnie zlikwidowała przez tzw. wrogie przejęcia ?
Może w Warszawie ?, w Łodzi? na Górnym Śląsku, w Starachowicach? W jakim rejonie Polski ?
Kto doprowadził armie Polską do ruiny, tak że w tej chwili mamy zaledwie parę tysięcy żołnierzy zdolnych do obrony do walki?
Czy to w Moskwie powstają prawa zakazujące w Polsce wędzenia mięsa?
Kto limituje nam połowy ryb, produkcję mleka, cukru, etc.? Rosja ?
Czy to Rosja kontroluje handel w Polsce przez 12 największych sieci handlowych?
Ktoś może dać przykład ? — Gdzie i kiedy Rosjanie przez podstawione osoby wykupują ziemie na zachodzie, północy Polski?
A może ktoś zna jakieś rosyjskie, lichwiarskie banki w Polsce ? w kraju nad Wisłą?
Kto zlikwidował całe nasze gałęzie przemysłu takie jak stocznie, elektronika, hutnictwo, zbrojeniówkę? Zrobili to Rosjanie ???
A może Putin nałożył na nas haracz za emisję dwutlenku węgla, przez co prąd kosztuje Polaka dwa razy więcej !.
Czy Rosja w Polsce propaguje demoralizację, czy propaguje marsze homo i niszczy rodzinę, patriotyzm młodzieży, atakuje katolików?
Czy Rosja nie pozwala budować dróg tak jak chcemy, ze względu na dwa żółwie przechadzające się od sadzawki do sadzawki? Czy Rosjanie planują masowe osadnictwo obcych na ziemiach polskich?
Czy Rosjanie roszczą pretensje do 1/3 polskiego terytorium?
Czy Rosja wspiera naszych wrogów takich jak banderowcy?
Czy żąda od nas wysyłania kontyngentów wojskowych do Afganistanu, na Bliski Wschód czy ostatnio do Afryki przy okazji niszcząc nasze interesy i powiązania handlowe?
Czy Rosja narzuca nam swojego rubla, czy ktoś inny – euro?
Czy Rosja zmusiła do emigracji zarobkowej około 4 milionów, głównie młodych ludzi po 1989 roku?
Czy to Rosja kazała nam podpisach w 2006 roku traktat lizboński, który de facto zlikwidował suwerenność Polski?
Co złego uczyniła Rosja po 1989 roku Polsce i Polakom ?
Jest tu ktoś taki komu Rosja zrobiła osobistą krzywdę ??? !!!
Pytania można mnożyć – bagaż historyczny stosunków polsko-rosyjskich jest ciężki jak cholera (tylko że obecnie jest rok 2020 teraźniejszość i obecni Rosjanie nic nie mają wspólnego z minioną historią i żadnych roszczeń do obecnej Polski)– każdy powinien zrozumieć proporcje.
Los Ukrainy jest ważny — ale jeszcze ważniejsze jest to, co LEŻY w INTERESIE POLSKI
a co NIE LEŻY w naszym POLSKI INTERESIE – czasem się o tym zapomina…