PiS przegrał w Stanach Zjednoczonych. Co prawda była to porażka zastępcza, ale – w Polsce – długo wyczekiwana przez opozycję. Po prostu przeciwnicy obecnej władzy tak bardzo już jej mają dość, że budują sobie takie awatary, aby choć symbolicznie przeżyć namiastkę swego zwycięstwa.
Ale jest w tym trochę racji. Polskie władze rzeczywiście postawiły wszystko na jedną, amerykańską kartę, bez większej chyba refleksji co będzie, gdy ta się odwróci. Już pisałem o tym, ale warto przypomnieć, że w przypadku zmiany wektorów polityki amerykańskiej Polska może popaść w kłopoty. Pal licho, że teraz Biden może postawić wszystko na „walkę z klimatem” czy uzależnienie naszych stosunków od spełniania amerykańskich wyobrażeń o praworządności pomalowanej coraz częściej na tęczowo. Trudno będzie więc Polsce pod obecnymi władzami spełniać takie nowe priorytety.
Ale może dojść do zmiany wektorów w polityce zagranicznej. Ameryka może odpuścić sobie Europę, ułożywszy się z Niemcami, że ci – w porozumieniu z USA – będą ich pośrednikiem w pilnowaniu ich interesów na Starym Kontynencie. Nowa administracja chce jednak podtrzymać wyzwanie, które Chinom rzucił Trump. Tyle, że w inny sposób. Cła będą znaszane, nadzieja na wspólny globalistyczny świat wróciła do łask. Na razie USA zajmują się wewnętrzną rewolucją i sprawiają wrażenie, że obchodzą je własne sprawy. A to oznacza, że na arenie międzynarodowej słabną, co mogą wykorzystać inne potęgi. Ale wirus sprawił, że właściwie na stole pozostały tylko Chiny, zaś powrót do starego układu to powrót do wyścigu, który i tak jeszcze przed wirusem wygrywał Pekin. Tym bardziej teraz będzie to wyścig byłej, dziś już przetrąconej potęgi z nowym pretendentem, który – szczególnie w gospodarce – przeszedł kowida jak złoto.
I USA to widzą. Widzą, że może będą potrzebować co najmniej neutralności Rosji, by jakoś się skonfrontować z Chinami. A Rosja cwanie wyczekuje. Na propozycje. I zdaje się, że już powoli je otrzymuje, czego dowodem jest możliwa zmiana stanowiska Waszyngtonu w sprawie warunkowego wstrzymania amerykańskiego embarga na Nord Stream 2. Ta decyzja otworzyłaby korki od szampana na Kremlu, ale i w… Berlinie. I znowu się zrobi układ, w którym Niemcy z Rosją współpracują politycznie i gospodarczo, co dla nas oznacza kłopoty. I Rosja jeszcze wyraźniej wraca do współdecydowania o losach naszego regionu. A jak tak ma, to przy tym stole nie ma dla nas miejsca.
Ale u nas nie widać byśmy mieli jakieś refleksje z tego tytułu. Ba – jak pisałem na początku – opozycja uważa, że porażka Trumpa to w tej sytuacji osłabienie PiS-u. To prawda, ale kosztem powyżej opisanych fundamentalnych zagrożeń dla Polski. Nie ma się z czego cieszyć. No chyba, że z tego, że wrócimy pod protektorat niemiecki.
Ale radość ta ma też inne przejawy. To, jak USA odtrumpia swoje państwo stało się dla opozycji wzorem jak to może być w Polsce, jak wreszcie pogonimy PiS. W internecie i opozycyjnych mediach pełno cmokania nad tym jak się teraz wyłapuje w Stanach tych ekstremistów i rasistów (czytaj – u nas pisowców). I u nas też się zrobi trybunały, które wszystkich pociągną do odpowiedzialności. No, może łaskawie damy im jakoś przetrwać na obrzeżach życia, ale np. już bez możliwości działalności w sferze publicznej.
Jeszcze o tym napiszę, jak nowa rewolucja w USA powiela stare kalki. Tak jest zawsze – lewicowe przewroty zawsze są ubrane w nową wersję narracji, ale mając wspólne DNA mutują tylko nieznacznie i można tam znaleźć wielkie podobieństwa. Patrząc na zachwyty opozycji nad amerykańskimi nowym ładem, nad tropieniem przeciwników, łącznie z propozycjami ich przymusowej terapii (no bo przecież nikt normalny na umyśle nie może popierać Trumpa, czytaj PiS-u) widać Polskę po przegranych przez PiS wyborach. I nie wygląda to dobrze. Ba – wygląda to tak źle, że można zrozumieć źródło dotychczasowych wyborczych sukcesów partii Kaczyńskiego, które leżą głównie w słabości opozycji. Po prostu – nawet dla ludzi, dla których PiS jest władzą fatalną, jak się rozejrzą dookoła i zobaczą kto miałby go zastąpić, to w te pędy głosują na partię władzy. Dziś jak się chce zobaczyć co się może w Polsce dziać przy odwróceniu się o 180 stopni politycznych wektorów – można patrzeć na Amerykę.
Wiem, że niektórych to w Polsce cieszy. Że uważają, iż w USA dzieje się dobrze. Jak próbowałem to tu napisać – dla nas nie dzieje się chyba najlepiej. Ale satysfakcja, że PiS-owi powinęła się noga może być tak duża, że przyćmiewa rzeczy dla nas fundamentalne. Polską rację stanu. Dziś to już wyświechtane słowo. Polacy, którzy wzięli się od dawna za czuby nie widzą już zmian w otoczeniu, bo zajmuje ich wojna polsko-polska. A otoczenie się zmienia i to w dużej mierze na naszą niekorzyść. Polacy to czasami zauważają ale interpretują tylko w tym zakresie, w jakim ta interpretacja może zaszkodzić wewnętrznemu przeciwnikowi politycznemu.
Kręcimy się w kółko, wysadzamy sobie nawzajem pociągi w wewnętrznym konflikcie, który nie prowadzi do niczego innego jak tylko do naszego osłabienia. W dodatku daje się łatwo stymulować z zewnątrz. A świat nie będzie na nas czekał. Nie będzie się nawet temu przyglądał. Pojedzie dalej, a my zostaniemy znowu jako przedmiot polityki w naszym regionie. W Polsce, gdzie zawsze i tak z połowa obywateli jest zadowolona. Niestety tylko z tego powodu, że dowaliła tej drugiej.