Minister obrony Antoni Macierewicz we wrześniu 2017 r. na tragach zbrojeniowych w Kielcach podpisał kontrakt na dostawę 53 tysięcy karabinków Grot dla wojska. Potem okazało się, że nie zakończono jeszcze badań kwalifikacyjnych tej broni, oraz że przy zakupie pogwałcono procedury wojskowe. Wzbudziło to pana niepokój?
Cofnąłbym się do lipca 2017 r., ponieważ została wtedy wydana decyzja nr 141 ministra obrony narodowej, która dotyczyła systemu pozyskiwania i eksploatacji sprzętu wojskowego. Wycofała ona uprzednio obowiązującą z 2013 r.
Nowe regulacje polegały na tym, że przy zakupie sprzętu, którego gestorem jest Dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej i Inspektorat Wojsk Specjalnych, nie wymaga się podpisu szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Wcześniej to on podejmował decyzje o wprowadzeniu nowego sprzętu do wojska. Natomiast w odniesieniu do tzw. miękkiego wyposażenia butów czy mundurów robił to szef Inspektoratu Wsparcia.
Nowa decyzja ministra obrony otworzyła furtkę politykom, a ubezwłasnowolniła szefa Sztabu Generalnego. Od tego momentu to politycy zaczęli decydować, jaki sprzęt będzie kupowany dla armii.
Do podpisania kontraktu na Groty ekipa Macierewicza dokładnie się więc przygotowała. Wiedziała, że gdyby wojskowi mieli głos i mogli się wypowiedzieć formalnie, to nie zgodziłby się na wprowadzenie tych karabinków do wojska.
Znaleziono też człowieka, który zgodził się podpisać kontrakt. Przypomnę, że w Kielcach umowę z producentem karabinków, czyli Fabryką Broni „Łucznik” z Radomia podpisał dowódca jednostki wojsk specjalnych JW NIL, choć program pozyskania tego sprzętu był od początku prowadzony przez Inspektorat Uzbrojenia.
Rzeczywiście nie ma rozkazu szefa Sztabu Generalnego wprowadzającego Grota na wyposażenie armii. Jednak mimo lipcowej decyzji, 17 maja 2018 r., karabinek zatwierdził szef Inspektoratu Wsparcia. Czy to oznacza, że decydenci próbowali prostować zaniechania formalne?
Mam ważenie, że wprowadzanie tej broni do armii jest związane z błyskawicznym rozwojem karier wielu oficerów. Jeśli już przy tym temacie jesteśmy, to przypomnę, że 8 lipca 2020 r. kolejny generał, tym razem Dariusz Pluta, szef Inspektoratu Uzbrojenia – czyli na scenę wchodzi już kolejny gracz – podpisał w Radomiu aneks do umowy na zakup karabinków Grot w obecności ministra Mariusza Błaszczaka. Z tej umowy wynika, że w najbliższych latach wojsko kupi kolejne 18 tysięcy tych karabinków.
Kilka dni później gen. Pluta został awansowany na zastępcę szefa Sztabu Generalnego WP. Może to tylko przypadek, ale mój wniosek jest taki, że rządzący politycy mają umiejętność dobierania do współpracy takich wojskowych, którzy dla kariery gotowi są zrobić wszystko, w tym podpisać się pod dokumentami, które niestety w przyszłości będą dla nich stanowiły kłopot.
Mówimy o podpisywaniu kontraktów na zakup karabinków z Radomia?
Historia Grota jest dość długa. Miał on być częścią programu „Tytan” – czyli indywidualnego wyposażenia żołnierza. Prace nad nim trwały już od 2003 r., natomiast koncepcja funkcjonalna pojawiła się w 2010 r. Z całą odpowiedzialnością muszę jednak powiedzieć, że w 2017 r. ten karabinek nie był jeszcze gotowy, żeby wejść na wyposażenie Sił Zbrojnych.
Niestety stało się inaczej, ponieważ obecnie rządzący politycy robią ukłon w stronę firm zbrojeniowych, dlatego są dokonywane zakupy sprzętu, który nie spełnia wymagań i oczekiwań wojska. Twarz temu dają koledzy oficerowie.
Wspominał pan, że wielu oficerów zrobiło na tym karabinku kariery. Jednak żołnierze, którzy dostali go do ręki mają kłopot. W trakcie użytkowania wypadają tłoki i regulatory gazowe, a za ich zagubienie żołnierze muszą płacić z własnej kieszeni.
Symbolem tego karabinka jest trytytka, czyli kawałek plastiku, którym żołnierze mocują regulator gazowy, by go nie gubić. Oczywiście w tej chwili ironizuję, ale trytytka oddaje obraz zarówno stanu Sił Zbrojnych, jak i tego karabinka. To jest wysoce żenujące. Dla mnie zaś przykre, że o takich sytuacjach musimy dyskutować.
Ten karabinek, według mnie, jest papierkiem lakmusowym tego, jak w tej chwili taktuje się kwestie modernizacji armii. Nie kupuje się sprawdzonego, zweryfikowanego sprzętu, tylko to co jest na półkach w zakładach powiązanych koligacjami partyjnymi z politykami.
Tym wszystkim generałom, którzy podpisywali zgody na wprowadzenie karabinka Grot do wojska, poleciłbym film „AK-47 Kałasznikow”. Może są to młodzi ludzie i nigdy nie używali takiego karabinka. Ja akurat używałem. Niezawodność tej broni jest od wielu lat powszechnie znana.
Tymczasem u nas wprowadza się do wojska karabinek, w którym nie działają elementy istotne dla jego sprawności: regulator gazowy wypada, znane są przypadki, że kolby nie można rozłożyć, czy złożyć, że lekkie zapiaszczenie wyłącza go z użytkowania.
Widziałem też zdjęcia uszkodzonych karabinków i muszę powiedzieć, że jeżeli ktoś podczas służby nigdy nie odbywał strzelań – podejrzewam, że część kolegów związanych z logistyką, mimo że kiedyś strzelali – nie ma wyobrażenia, jak wielką wagę ma dobre funkcjonowanie karabinka. Nawet kolba ma duże znaczenie dla celnego, skutecznego oddania strzału. Jaką więc wartość ma karabinek, który się rozlatuje, ma luzy, pęka komora, do której wkłada się magazynek? Dobrze, że to się nie skończyło nieszczęściem.
Ten sprzęt nie nadaje się dla wojska?
Karabinek Grot w tej chwili to gadżet, który mogliby mieć na wyposażeniu pasjonaci survivalu, czy gier strategicznych, ale nie żołnierze, którzy mają wykonywać misje nie tylko w kraju, ale również poza granicami.
Wspominałem już o tym, że zapiaszczony karabinek zacina się. Proszę sobie teraz wyobrazić, że taką bronią posługują się nasi żołnierze w Afganistanie, czy w Iraku, gdzie od kurzu i pisaku powietrze jest aż gęste.
Moje wielkie emocje wzbudza to, jak bardzo brakuje wyobraźni dowódcom, którzy taki sprzęt dają do rąk żołnierzom. Broń, która przestaje strzelać, nie jest tylko problemem technicznym, ale stanowi zagorzenie dla zespołu, drużyny.
Niektórzy rozmówcy Onetu twierdzą, że Grot pomimo wad jest celną bronią.
W dzień może i tak, ale nie w nocy. Kolejnym fenomenem Grota jest to, że co prawda można z niego strzelać nocą, ale nie da się oddać celnego strzału z wersji, którą kupiła polska armia. Zamontowany jest na nim tzw. system celownika mechanicznego, przyziernikowy – nazwa może prosta, lecz mocno fachowa więc wyjaśnię. Chodzi o to, że karabinek nie ma muszki i szczerbinki tylko element z dziurką, przez którą trzeba dostrzec muszkę i dopiero wówczas można zgrać przyrządy celownicze. Konia z rzędem temu, kto w nocy to zrobi.
Dopiero jeżeli dokonamy kolejnego zakupu i wyposażymy ten karabinek w celownik optyczny czy kolimator, to jest szansa, że można prowadzić z niego celny ogień w nocy.
Nie można było od razu wyposażyć go w odpowiednie przyrządy?
Pewnie można było, ale tego nie zrobiono i teraz jest kłopot. Najbardziej kuriozalne jest jednak to, jak wybrnęły z tego Wojska Obrony Terytorialnej. Jak wiadomo, żołnierze monitują i zgłaszają dowództwu problemy z tym karabinkiem. Kiedy okazało się, że jest kłopot z jego celnością nocą, w październiku w 2018 r. w WOT ogłoszono nowy model szkolenia. Polegał on na tym, że na karabinkach zamontowano celowniki holograficzne i zrobiono test. Eureka – okazało się, że wyniki żołnierzy, którzy je mieli, były dużo lepsze niż bez nich.
Mówimy o celownikach holograficznych, które są używane w wojsku już od kilkunastu lat. Ekscytowanie się tym faktem można porównać do ekscytacji tym, że samochody mają wspomaganie kierownicy. Ci, którzy ogłaszają takie „nowatorskie rozwiązania”, są albo niekompetentni albo brakuje im wyobraźni.
Wspominam o tym, by pokazać brak konsekwencji – najpierw kupujemy karabinek, potem się przekonujemy, że nie można z niego celować i trafiać w nocy, więc dokupujemy następny element i szumnie na łamach mediów ogłaszamy nowy model szkolenia. Takiej indolencji dawno nie widziałem.
„ W toku zbierania danych dotyczących eksploatacji karabinka zdefiniowano prostą zależność pomiędzy kwalifikacjami kadry i jakością szkolenia, a usterkowością broni” – napisał w odpowiedzi na nasze pytania rzecznik WOT. Czy to nie jest zawoalowany sposób zrzucenia winy na żołnierzy za wadliwość tego karabinka?
Rzecznik WOT, mój były podwładny płk Marek Pietrzak, zamiast mówić prawdę, wymyśla skomplikowane figury leksykalne, by nieudolnie tłumaczyć stan rzeczy. Kiedy dowodząc wojskiem, jeździłem na kontrolę zajęć na strzelnice i poligony, to nakazywałem dowódcom wykonywanie strzelań z broni, którą posiadali ich podwładni. Myślę, że gdyby dowództwo WOT zostało zobligowane do tego, żeby odbyć strzelania, które jeszcze w dodatku zostałyby ocenione w zakresie skuteczności prowadzenia ognia, to dziś nie byłoby tak swobodne w ocenach i deklaracjach, które tłumaczą fatalny stan karabinka.
Rzecznik WOT twierdzi też, że karabinek jest cały czas modyfikowany i rozwijany zgodnie z oczekiwaniami żołnierzy. Czy jednak nie oczekują oni tego, by dostać do ręki niezawodny sprzęt?
Pani założenie jest słuszne. Jeżeli przyjmiemy, że dziś armia liczy 110 tys. żołnierzy, a kupujemy 71 tys. karabinków, to możemy założyć, że trafią one do ponad połowy z nich. I co, nadal jest to eksperyment? Znowu powtórzę, że oficerowie, którzy zostali wyznaczeni na kierownicze stanowiska, nie mają wyobraźni. Kto zagwarantuje, że ten karabinek nie będzie musiał być użyty za tydzień, czy za miesiąc? Jeżeli zapadnie decyzja, że bierzemy udział w misji stabilizacyjnej, wymuszaniu pokoju, to dla tych żołnierzy będą kupowane specjalnie karabinki?
Każdy system uzbrojenia jest doskonalony w trakcie użytkowania, ale bazowy karabinek ma być już sprawny, skuteczny i zapewniający żołnierzowi bezpieczeństwo. Nonszalancja pomieszana z indolencją spowodowała, że eksperymentujemy na żywym organizmie, wydając gigantyczne pieniądze podatników.
Nasza elitarna jednostka GROM kupuje karabinki niemieckie. Dlaczego nie Groty?
Dobre pytanie. Oni muszą mieć sprawdzony i niezawodny sprzęt, a widocznie Grot w ich opinii taki nie jest. Ten kontrakt jest naprawdę kuriozalną sytuacją, mieszanką cynizmu politycznego polegającego na tym, że wciska się wojsku wszystko, byle przetransferować pieniądze do zakładów, które nie dają sobie rady. Do tych działań dobierani są żołnierze zawodowi, którzy nie mają żadnego kręgosłupa etycznego i moralnego, bo za awanse gotowi są podpisać wszystko, a troska o bezpieczeństwo żołnierzy i społeczeństwa jest dla tych ludzi wtórna.
Jeśli jesteśmy przy karabinkach, to przypomnę, że we wrześniu 2017 r. Inspektorat Uzbrojenia zawarł z Fabryką Broni w Radomiu kontrakt na dostawę 490 karabinków reprezentacyjnych MSBS-R. Wartość umowy to ponad 5,5 mln zł.
To też rodzina karabinków Grot?
Tak i karabinki te trafiły do Pułku Reprezentacyjnego Wojska Polskiego. Niewielu wie jednak, że to był szczególny fenomen, bo kupiono karabinki, które mogą strzelać tylko amunicją ślepą. Wyjaśnienie było wówczas takie, że modułowy system pozwala przystosować je do funkcji bojowej.
Polski żołnierz nosi karabin na ślepaki?
Zadałbym pytanie, czy kierownictwo resortu obrony narodowej obawiało się, że poirytowany żołnierz pododdziału reprezentacyjnego, który niejednokrotnie stoi na posterunku a wokół są kluczowe osoby w kraju, może użyć karabinka i zademonstrować jakąś formę niezadowolenia? Nie znajduję innego wytłumaczenia, tego jak można do jednostki wojskowej dostarczyć karabinek na ślepaki w dodatku za 5,5 mln zł.
Co dalej z karabinkiem Grot?
Wycofałbym go z użycia, a żołnierzom wydałbym karabinki, które są w magazynach: Beryle, kbk AK. Są to karabinki na pewno bardziej bezpieczne niż Grot. Zleciłbym też audyt postępowania na zakup Grota, by wskazać osoby, które zawiniły. Na koniec powinny zostać przeprowadzone testy tego karabinka przez interdyscyplinarny zespół fachowców, którzy byli na wojnach i konstruowali karabinki, żeby przedstawili diagnozę, czy na bazie tego, co już zostało zrobione, można jeszcze wyprodukować dobry sprzęt.
Założenie tej broni jest bardzo dobre, polegające na tym, że na modułowej konstrukcji można zmontować subkarabinek, karabinek, karabin wyborowy. Fantastyczne założenie to jednak za mało. Należy pytać o materiały, jakie wykorzystano do jego produkcji, czy rozwiązania techniczne. Na dziś, jeśli ktoś mnie zapyta, jak widzę kwestię wprowadzenia karabinka Grot na wyposażenie armii, to odpowiem krótko – to jest sabotaż.