Sprzedaż stoczni, masowe zwolnienia. Tak rząd PiS „odbudowuje przemysł stoczniowy”

Sprzedaż stoczni, masowe zwolnienia. Tak rząd PiS "odbudowuje przemysł stoczniowy"

Miała być wielka odbudowa przemysłu stoczniowego, milionowe kontrakty i poszukiwania nowych stoczniowców. Tymczasem Morska Stocznia Remontowa „Gryfia” właśnie zwolniła blisko 200 osób i sprzedaje swoje tereny w Świnoujściu. – Zwolnień nie planowaliśmy i nie planujemy, wręcz przeciwnie – obiecywał jeszcze w lipcu były poseł PiS, a obecnie prezes MSR „Gryfia”.

– Dopóki nie wywiozą ostatniej śrubki z zakładu, nie przestaniemy o niego walczyć. Sami go budowaliśmy – mówią stoczniowcy ze Świnoujścia, którzy odebrali właśnie wypowiedzenia z pracy. To blisko 200 osób, które z dnia na dzień zostało bez pracy. Bo prowadzenie zakładu w Świnoujściu zdaniem Gryfii się nie opłaca. Zarząd Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia” chce sprzedać tereny zakładu w Świnoujściu.

W świnoujskiej stoczni zostało wszystko. Wyposażenie, maszyny, a nawet część prywatnych rzeczy pracowników. – Nawet w czajnikach została woda. Jakbyśmy mieli wrócić po świętach. Chcą zlikwidować nas po to, żeby uratować Szczecin – mówi Bartłomiej Szmyt, przewodniczący Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ „Solidarność” przy Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia”.

Wiadomo już, że pracownicy nie zamierzają się poddać. – Istota jest taka, że w ostatnich dniach prawie 200 pracowników świnoujskiego oddziału Stoczni Gryfia otrzymało wypowiedzenia. Zarówno te ostateczne, jak i zmieniające. Potencjalnie każda osoba może się odwołać. Wiele osób z tego skorzysta. Problem polega na tym, że w ocenie organizacji związkowych nie została zachowana szczegółowa procedura dotycząca konsultacji decyzji o likwidacji zakładu w Świnoujściu – tłumaczy mec. Patryk Zbroja, pełnomocnik zwolnionych stoczniowców.

Wypowiedzenia dla pracowników oznaczały jednocześnie zwolnienie z obowiązku świadczenia pracy, mimo że przetarg na sprzedaż terenów stoczniowych został przesunięty do 15 stycznia. – To pokazuje, że ta firma ma jednak pieniądze, skoro stać ją na taki wydatek – mówi jeden z pracowników.

Jak PiS ratuje przemysł stoczniowy

– Mamy do czynienia z likwidacją tzw. destrukcyjną. Cały sprzęt ma trafić do Szczecina, a teren zostać sprzedany bez możliwości prowadzenia w tym miejscu stoczni – alarmuje Rafał Zahorski, pełnomocnik zachodniopomorskiego marszałka do spraw gospodarki morskiej.

O komentarz chcieliśmy poprosić prezesa „Gryfii”. Krzysztof Zaremba, wieloletni działacz PiS (wcześniej PO), prezesem został w lutym tego roku. Wcześniej, w 2019 r., bezskutecznie ubiegał się o mandat poselski. Wysokie stanowisko w „Gryfii” przyjął jednak w atmosferze skandalu po tym, jak poprzedniego prezesa zatrzymała prokuratura.

Jak pisała wówczas szczecińska „Gazeta Wyborcza”, Artur Trzeciakowski stał się dla Gryfii problematyczny, kiedy okazało się, że zatrzymanie go na fotelu prezesa oznacza brak koncesji MSWiA na obrót wyrobami o przeznaczeniu wojskowym i policyjnym. „Taką koncesję stocznia miała za prezesury Marka Różalskiego. Kiedy wiosną 2019 r. prezesem został Trzeciakowski, firma musiała złożyć nowy wniosek. Koncesja zależy bowiem ściśle od tego, kto jest w zarządzie spółki” – ujawniła „Wyborcza”.

Od „zwolnień nie planujemy” do likwidacji

Pozostawanie Trzeciakowskiego w KRS-ie „Gryfii” oznaczało wielomilionowe straty. Dlatego dotychczasowy prezes został „dyrektorem naczelnym”, a na jego miejsce pojawił się Krzysztof Zaremba. W kontekście likwidacji świnoujskiego zakładu Zaremba nie chciał z nami rozmawiać. Chcieliśmy zapytać go m.in. o te słowa powiedziane pod koniec lipca tego roku w rozmowie z dziennikarzem „Kuriera Szczecińskiego”:

– Zwolnień nie planowaliśmy i nie planujemy, wręcz przeciwnie. Na początku roku oferowaliśmy zatrudnienie pracownikom upadłej ST3 Offshore. Zgłosiło się kilkudziesięciu chętnych, a pracuje kilkunastu. Obecnie „Gryfia” w swoich zakładach w Szczecinie i Świnoujściu zatrudnia ok. 750 osób. Mamy ofertę dla kolejnych 250 – zapewniał.

Prezes „Gryfii” poprosił o pytania drogą mailową na adres sekretariatu. Skierowaliśmy je bezpośrednio do niego cytując powyższą wypowiedź. Niestety, odpowiedzi na to pytanie nie otrzymaliśmy.

„Likwidacja Zakładu Spółki w Świnoujściu oraz sprzedaż znajdujących się tam nieruchomości wynikają przede wszystkim z konieczności koncentracji działalności Stoczni. Działania te podejmowane są w ramach wdrażanego planu modernizacji Spółki. Celem podejmowanych działań jest zbudowanie silnej, zintegrowanej Stoczni, specjalizującej się w remontach statków na bazie aktywów produkcyjnych skoncentrowanych w jednej lokalizacji, a także wzmocnienie pozycji konkurencyjnej stoczni m.in. dzięki dostosowaniu potencjału dokowego do wymagań rynku. Pozyskane ze sprzedaży środki przeznaczone zostaną na inwestycje towarzyszące budowie jednego z największych w basenie Morza Bałtyckiego doków remontowych, który posadowiony zostanie w Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia” S.A. w Zakładzie w Szczecinie. Nadmienić przy tym należy, że zdecydowana większość załogi MSR Gryfia S.A. opowiada się za wdrożeniem planu modernizacji” – czytamy w odpowiedzi „w imieniu zarządu”.

Zakup wspomnianego doku „Gryfia” zapowiedziała już w styczniu tego roku. Jeszcze wcześniej, w 2017 roku, zapowiedziano inną wielką inwestycję, którą miała realizować „Gryfia”. – Przyjechaliśmy tutaj, żeby dać nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej, dać konkretne zamówienia, stworzyć popyt na okręty i statki, które będą tutaj budowane – przekonywał w Szczecinie wówczas jeszcze wicepremier Mateusz Morawiecki.

W czerwcu minęły trzy lata od tej deklaracji. Stępka, która miała być zapowiedzią „odbudowy przemysłu stoczniowego” stoi w tym samym miejscu do dziś. Tymczasem projektu budowy samego promu wciąż nie ma, mimo że – według zapowiadanego w 2017 roku harmonogramu – prom powinien być już u armatora. Później mówiono o 2021, a w lutym tego roku ówczesny minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (resort już nie istnieje), Marek Gróbarczyk zapowiedział: – Negocjujemy zakup projektu promu, który ma zostać wybudowany w Szczecinie.

W połowie tego roku, na wniosek szczecińskiego posła Koalicji Obywatelskiej, Arkadiusza Marchewki, wszczęta została kontrola NIK w sprawie niszczejącej stępki i budowy promów. Jej wyniki powinniśmy poznać do końca roku.

Innym flagowym działaniem rządu w „odbudowie przemysłu stoczniowego” miało być odtworzenie potęgi państwowej Stoczni Szczecińskiej. Tak w 2018 roku Szczeciński Park Przemysłowy, który w głównej mierze zajmuje się dzierżawieniem prywatnym firmom suwnic i hangarów, decyzją władz wrócił do historycznej nazwy „Stocznia Szczecińska”. Nie na długo jednak. We wrześniu tego roku z budynków i szyldów zniknęły napisy z tą nazwą. Sądy dwóch instancji uznały, że władze Szczecińskiego Parku Przemysłowego używały ich bezprawnie.

Praca (nie) dla wszystkich

W odpowiedzi na nasze pytania zarząd „Gryfii” przekonuje, że każdy pracownik ze Świnoujścia mógł bez najmniejszego problemu przejść do pracy w szczecińskim zakładzie. – To tylko populistyczne deklaracje, bo jeśli pan prezes Zaremba mówił na spotkaniach, że jest przerost zatrudnienia w Szczecinie i Świnoujściu, to oczywiste, że jest to nierealne. Taką propozycję dostało 21 osób. Były to osoby potrzebne Szczecinowi – kontruje Aneta Stawicka przewodnicząca Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Stoczni.

Pracownicy za fatalną sytuację stoczni obwiniają przede wszystkim polityków Prawa i Sprawiedliwości. – Dawali nieodpowiednich ludzi do rządzenia takimi spółkami. Pan Krzysztof Zaremba i pan Trzeciakowski nie są związani z gospodarką morską. Jeśli się daje takich ludzi do rządzenia, to nie ma co oczekiwać, że ci panowie wprowadzą restrukturyzacji, czy postawią zakład na nogi – mówi Bartłomiej Szmyt.

„Gryfia” liczy, że tereny w Świnoujściu sprzeda za co najmniej 58 mln zł. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że chętnych brakuje. Tym bardziej że zgodnie z regulaminem na terenach stoczniowych w Świnoujściu może powstać właściwie wszystko. Poza samą stocznią, która mogłaby być konkurencją dla Szczecina.

ONET.PL

Więcej postów