Przez kraj przelewa się fala protestów przeciw decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. TK w czwartek orzekł, że przepis pozwalający na przerwanie ciąży, gdy badanie prenatalne wykazuje nieodwracalne uszkodzenia płodu, jest niezgodny z konstytucją, która nakazuje ochronę życia ludzkiego. Oburzone tą decyzją kobiety wyszły spontanicznie na ulice miast.
Protesty odbywają się przed kościołami, na rynkach czy siedzibami Prawa i Sprawiedliwości. Manifestacje zabezpieczane są w całej Polsce przez tysiące policjantów. Zdecydowana większość protestów przebiega w pokojowej atmosferze, a mundurowi nie używają środków przymusu bezpośredniego.
Do starć doszło m.in. w Warszawie czy Katowicach , gdzie policja użyła gazu wobec protestujących. Takie działanie spotkało się z krytyką ze strony protestujących czy posłów opozycji.
Porozmawialiśmy z policjantami z Warszawy, Krakowa i Szczecina, jaki jest ich punkt widzenia w związku z falą protestów.
Głos w sprawie ostatnich wydarzeń zabrał też szef NSZZ Policjantów Rafał Jankowski. Apeluje, by uczestnicy demonstracji nie atakowali policjantów, których zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa.
– My po prostu robimy swoje. Te manifestacje są w większości pokojowe i policjanci nie używają środków przymusu bezpośredniego, jeśli nie muszą. Robią to bardzo rzadko, ale tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja, najczęściej w momencie, gdy atakowani są policjanci. Od tego jest policja, żeby zabezpieczać tego typu wydarzenia i będziemy to robić, bo na tym polega nasza praca – mówi w rozmowie z Onetem Rafał Jankowski.
– W tym miejscu chciałbym zaapelować do manifestujących: możecie wyrażać swoje niezadowolenie wobec rządu, Sejmu, Senatu, Trybunału Konstytucyjnego, Kościoła, wobec wszystkich, ale zostawcie w spokoju policję. Ona jest po to, żeby pilnować waszego bezpieczeństwa. Policja nie może być odbiorcą tych frustracji. Funkcjonariusze też są obywatelami, my też mamy swoje rodziny, żony, matki, żyjemy w tym społeczeństwie i rozumiemy jego problemy – dodaje. Szef policyjnych związków podkreśla, że policjanci mają różny światopogląd, ale nie mogą się nim kierować w trakcie służby.
– Jedni są wyznania katolickiego, drudzy prawosławnego, a jeszcze inni są niewierzący. Jedni głosują na Pawła Kukiza, a inni na Prawo i Sprawiedliwość. Można powiedzieć, że poglądy policjantów rozkładają się tak samo, jak poglądy całego społeczeństwa. Tylko w momencie kiedy wychodzimy na służbę, te przekonania zostawiamy w domu. Dlatego jeszcze raz wzywam do tego, żeby niezadowolenie społeczne nie było kierowane w stronę funkcjonariuszy, którzy wykonują swoje obowiązki. My tak samo jesteśmy obywatelami tego kraju i żyjemy w tym społeczeństwie – tłumaczy Jankowski.
– Chciałbym też wyraźnie podkreślić, że policja musi tak samo reagować bez względu na to, czy protestują zwolennicy aborcji, członkowie ONR-u, czy kibole. Tylko wtedy pokażemy to, co jest solą tej służby, czyli apolityczność i równość wszystkich wobec prawa. To samo tyczy się posłów, którzy nie są świętymi krowami. Co prawda mają immunitet, ale nie powinni wpychać paluchów między drzwi. Siłą rzeczy niektóre sytuacje są dynamiczne i trudno jest odróżnić, czy facet, który wali w tarczę policjanta jest posłem, czy uczestnikiem manifestacji – zaznacza.
Ubolewa przy tym, że policja zawsze jest postrzegana jak zbrojne ramię każdego rządu. – Tak jest teraz, tak był pięć lat temu i dziesięć lat temu. Za czasów PO zarzucano nam, że strzelamy do górników, a teraz jesteśmy uznawani za PiS-owską policję. Nie, policja jest neutralna światopoglądowo, choć każdy funkcjonariusz ma swoje przekonania. Jedni są zwolennikami aborcji, inni nie są. Dlatego żądam, żeby zostawić policjantów w spokoju, bo oni wychodząc na służbę nie są stroną w tym sporze – konkluduje szef NSZZ Policjantów.
– Niezadowolenie wśród policjantów jest ogromne, bo ta cała wojna ideologiczna przeniosła się na płaszczyznę społeczeństwo-policja. Wygląda to tak, że politycy rozpętali w Polsce burzę i schowali się za kordonami policji. A w funkcjonariuszach jest dużo bólu, kiedy muszą stanąć naprzeciwko obywateli, wiedząc, że ci obywatele walczą w słusznej sprawie – mówi w rozmowie z Onetem Marcin „Borys” Miksza, były policjant Centralnego Biura Śledczego Policji.
– Oczywiście, zawsze pojawiają się jacyś zadymiarze, tak jak ten facet, który skakał po policyjnych samochodach i chciał po prostu wyładować agresję. Takich ludzi trzeba karać. Natomiast w większość przypadków, to osoby, które walczą o swoje racje i ciężko policjantom pogodzić się z tym, że ta walka uderza też w nich – dodaje.
„Borys” podkreśla też, że jego zdaniem, tak złej atmosfery w policji jeszcze nie było. – Nie mieliśmy do czynienia z takim wykorzystywaniem tej formacji. Wystarczy przypomnieć sytuacje z zabezpieczaniem Sejmu. Już wtedy notowania policji zaczęły lecieć na łeb, na szyję, bo cały ten hejt i nienawiść zaczęły spływać na policjantów, a nie osoby, które odpowiadają za najważniejsze decyzje w państwie – wyjaśnia.
Sam pamięta sytuacje, kiedy jako policjant jeździł na różne manifestacje. Twierdzi jednak, że nigdy nie było tyle złych emocji, co teraz. – Kilka dni temu rozmawiałem z policjantem, który jest w czynnej służbie i on mi powiedział, że nawet przez te przepisy dotyczące pandemii sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Bo ludzie je podważają, wykłócają się i widzą, że potem w sądzie wygrywają. Wszystko przez to, że państwo nie potrafiło precyzyjnie określić przepisów i zadbać o to, żeby policjant miał komfort ich egzekwowania. A to policjanci są na pierwszej linii frontu, nie politycy – tłumaczy były policjant CBŚP.
Podkreśla również, że wielu policjantów sprzeciwia się wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego. – Wczoraj rozmawiałem nawet z jednym funkcjonariuszem, który prywatnie, wspólnie z żoną wybrał się na manifestację. Całe szczęście, że są maseczki, więc nikt go nie rozpoznał, a mówimy o małej mieścinie. Dlatego trzeba pamiętać, że policjanci to też są ludzie, a nie jakieś twory z cementu i betonu. Też mają swoje uczucia, poglądy i system wartości. W większość popierają społeczeństwo i ich walkę – argumentuje „Borys”.
W Krakowie od piątku do niedzieli w protestach wzięło udział łącznie ok. 17 tys. osób. Najwięcej z nich protestowało pod krakowską kurią. Z informacji przekazanych przez biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji wynika, że łącznie przez trzy dni wylegitymowano ok. 200 osób. Wystawiono 26 mandatów, głównie za zaśmiecanie i łamanie przez pieszych przepisów ruchu drogowego. Skierowano też 7 wniosków o ukaranie do sądu.
Rozmawiamy z trzema policjantami prewencji i jednym „operacyjnym”, którzy zabezpieczali manifestację pod Wawelem. Wszyscy proszą o anonimowość.
– Każdy z nas ma swoje zdanie na temat aborcji. Różnimy się to fakt, ale kiedy jedziemy zabezpieczyć demonstrację to nasze przekonania zostawiamy dla siebie – mówi Marek z Oddziału Prewencji Policji w Krakowie.
– Mamy dbać o bezpieczeństwo. I robimy to tak samo teraz, jak w przypadku każdej innej manifestacji. Podczas piątkowych protestów doszło do sytuacji, że na ul. Zwierzynieckiej mieliśmy na chwilę zatrzymać manifestację, żeby zapewnić udrożnienie ruchu. Potem manifestacja miała przemieszczać się dalej. Jednak emocje zaczęły narastać, a my pod swoim adresem usłyszeliśmy, że jesteśmy poplecznikami rządu – opowiada.
Kamil, jego kolega z Oddziału Prewencji w Krakowie, także zabezpieczał tą manifestację. – Mnie irytuje jedna rzecz, że ktoś podchodzi mi pod tarcze i krzyczy, żeby ją zrzucił, żebym zrzucił mundur i poszedł z protestującymi. Prywatnie popieram te protesty, ale strasznie mnie wkurza, że ktoś chce policję wtłoczyć po jednej ze stron konfliktu – opowiada. I dodaje.
– Irytujące jest też to, że część twarzy z tych demonstracji kojarzę, bo brały np. udział w marszach równości. Wtedy mówił jak bardzo nam dziękują, że zachowujemy się godnie. Choć my dokładnie wtedy i teraz wypełniamy te same obowiązki.
– Różnimy się światopoglądowo, ale będąc na służbie nie jesteśmy po żadnej ze stron – dodaje Paweł, policjant operacyjny z Krakowa. – W piątek podczas demonstracji było nawoływanie do rozejścia się zgromadzenia. Bezskuteczne. Więc po prostu staraliśmy się jak najlepiej zabezpieczyć zgromadzenie, aby nie doszło do żadnych przykrych wydarzeń – opowiada.
Kacper z Oddziału Prewencji Policji w Krakowie ma z kolei żal do polityków, którzy starają się wykorzystywać sytuacje do swoich rozgrywek. – Jak czytam w internecie ich wpisy na nasz temat, to miałbym ochotę zaproponować im, aby zobaczyli, jak to jest. Mamy zapewnić bezpieczeństwo i wydaje mi się, że w Krakowie dobrze do tej pory to wychodzi – mówi. – Tak, to prawda, że każdy z chłopaków z oddziału ma swoje poglądy na temat aborcyjnych protestów. Są bardzo różne, ale nie widziałem, aby to wpłynęło na profesjonalizm działania – kwituje.
Manifestacje w Szczecinie trwają od piątku. Protestujący byli m.in . pod biurem poselskim posłów PiS, domem Bartłomieja Sochańskiego, sędziego Trybunału Konstytucyjnego, czy pod główną siedzibą PiS w mieście. Wszystko odbywało się jednak spokojnie. Policja zabezpieczała każde z miejsc, w których protestowali mieszkańcy, jednak nie wystawiono ani jednego mandatu. Nikt nie został też zatrzymany. Było jednak kilka sytuacji, kiedy policjanci nie dali się sprowokować.
– Po co wy tu jesteście? Powinniście być z nami, nie macie żon, córek? To też ich dotyczy – pytała w piątek jedna protestujących młodych kobiet. Stanęła na wprost policjantów, którzy odgradzali manifestujących od siedziby PiS. Początkowo odpowiedziała jej cisza.
– Ja pani odpowiem – powiedział w końcu jeden z dowódców. – Jesteśmy na służbie. To nasza praca. Dbamy o to, żeby nikomu nic się nie stało. Także wam.
Śledząc protesty w Szczecinie można było dokładnie to zobaczyć. Nie było prób rozpędzenia tłumu, a z policyjnych megafonów słychać było jedynie nawoływanie do zachowania odstępów.
– Ale prawda jest taka, że demonstrujący u nas w mieście też są spokojniejsi niż w innych częściach Polski – mówi w rozmowie z Onetem jeden z policjantów.
– Czasami ciężko jest nie dać się sprowokować. Kiedy ktoś np. narusza twoją przestrzeń osobistą to jest to właściwie odruch. Ale jesteśmy dobrze wyszkoleni. Czy nie zgadzam się z protestującymi? Prywatnie sam biłbym im brawa, jak jedna z policjantek w Polsce. Ale jestem na służbie, koncentruje się na tym, żeby było bezpiecznie i to jest moje zadanie. Nieważne, czy to marsz środowisk LGBT, pro-life, czy z okazji 11 listopada. Zadanie zawsze jest takie samo, a swoje własne przekonania chowa się w kieszeń. Boli, kiedy ktoś mówi, że jesteśmy upolitycznioną formacją, czy osiągamy korzyści majątkowe za „ochronę PiS-u”. Zwłaszcza teraz, kiedy jest pandemia i my naprawdę mamy ręce pełne roboty, a świat zwariował, to boli podwójnie – opowiada.
– Ja mogę o tym z żoną pogadać w domu, ale jak ubieram mundur i idę na służbę to mam związane ręce. Wkurza mnie strasznie, kiedy słyszę „Ściągnij mundur, przeproś matkę”. Za co mam przeprosić? Za to, że nie pozwoliłem uszkodzić radiowozu, czy któregoś z budynków? Bo tak to wygląda. Nie sądzę, żeby którykolwiek policjant z tych filmików, które obiegają internet, tak po prostu zaatakował protestujących ocenia funkcjonariusz.
– Kiedy jednak pojawia się agresja lub dewastowanie ze strony strajkujących, to nie możemy sobie stać i udawać, że nic się nie dzieje. Ja się w pełni utożsamiam z tym protestem, ale nie zobaczycie tego po mnie na służbie. Bo tam mam konkretne zadanie. Myślę, że podobnie ma 90 proc. policjantów. Niezależnie jednak od tego, czy się zgadzamy z postulatami, czy nie to wszystko się sprowadza do tego, czy ktoś narusza porządek publiczny. Jeśli to robi, to my reagujemy – dodaje inny funkcjonariusz.
Chcesz porozmawiać z autorami? Napisz: [email protected]; [email protected] ; [email protected]