Kilka dni temu zawarto największą jak do tej pory umowę między polskimi firmami na zakup LNG. PGNiG dostarczy spółce Synthos 8,2 tys. ton surowca do końca 2021 roku.
Gaz popłynie z terminala w Świnoujściu i z instalacji skraplającej PGNiG w Odolanowie do zakładów chemicznych Synthos w Oświęcimiu.
Będą kolejne umowy – zapowiada prezes PGNiG Obrót Detaliczny Henryk Mucha. Do 2021 roku firma chce dostarczać klientom ok. 20 tysięcy ton LNG rocznie.
Polska deklaruje, że po roku 2022 przestawi się na LNG i w pełni uniezależni się od dostaw gazu ziemnego od Rosji. Z wypowiedzi pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego w Polskim Radiu 24 wynika, że „Polska realizuje swoją strategię zróżnicowania źródeł i kierunków dostaw gazu bardzo skrupulatnie”.
Będzie zaopatrywać się gazem płynnym między innymi ze Stanów Zjednoczonych, Kataru, Algierii, Norwegii. Podkreślił, że umowa z USA pozwala kupować gaz o 20-30 proc. tańszy niż rosyjski.
Co się kryje za tymi deklaracjami? Skąd bierze się opłacalność sprowadzenia LNG zza oceanu do Polski i nieopłacalność kupna paliwa płynącego gazociągami od Rosji? Czyżby Polska w odróżnieniu od reszty Europy otrzymała ekskluzywne ceny i warunki dostaw? Na te pytania w rozmowie ze Sputnikiem odpowiada profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Adam Michalik.
Kunszt negocjacji
„Chciałbym wiedzieć, skąd pan minister ma takie wyliczenia? Wiem doskonale, jak takimi wyliczeniami można dowolnie sterować, manipulować w zależności od tego, jaką cenę chce się uzyskać” – mówi profesor.
Twierdzi, że ciekawy jest tych wyliczeń, jednak wątpi, że je poznamy.
Możemy założyć, że wynegocjujemy z Amerykanami niższe ceny, niż wynegocjowalibyśmy z Rosją. Tylko dlaczego nie zakładamy, że w relacjach z Rosją jesteśmy w stanie wynegocjować coś więcej?– zadaje pytanie retoryczne.
Według niego jeśli cena surowca na rynku światowym spada, a możliwości przepustowe i transportowe kraju zwiększają się, to pozycja negocjacyjna kupującego staje się lepsza. A Polska nie wiadomo z jakiego powodu z góry przyjmuje, że nie jest w stanie wynegocjować z Rosją lepszej ceny.
Profesor Michalik wyjaśnia, iż zawierając umowę jamalską, Polska miała zupełnie inną pozycję negocjacyjną. Wtedy popełniono pewne błędy. Chociażby klauzula „bierz albo płać” nie jest najlepsza.
„Ale nie jest rozsądne mówienie o tym, że Polska rezygnuje z niego, bo warunki tam nam nie odpowiadają. Kontrakt i tak wygasa w 2020 roku. I pertraktować trzeba raczej o nowych warunkach dostaw.
Natomiast mówienie, że rezygnujemy z umowy, która wygasa za 3 lata, i na pewno za 3 lata kupimy od Amerykanów czy od jakiejkolwiek innej strony gaz o 30 proc. tańszy (a w tym czasie może się jeszcze wiele rzeczy wydarzyć na Bliskim Wschodzie, w polityce Stanów Zjednoczonych, także w Polsce), blokuje nam jedną nitkę negocjacyjną i pozbawia nas elastyczności.
Twierdzenie, że polska strona otrzyma surowiec 30 proc. tańszy od surowca rosyjskiego, jest oparte chyba na jakichś założeniach, na przykład, kwestii kosztów transportu, możliwości przesyłu. Zapowiedź rządu o rezygnacji z gazu z Jamału mogła być też wyrazem gry negocjacyjnej celem wymuszenia na stronie rosyjskiej znaczącej obniżki” – stwierdził rozmówca Sputnika.
Jego zdaniem po roku 2022 na podstawie umowy jamalskiej można renegocjować przedłużenie kontraktu, aczkolwiek to byłaby już nowa umowa, na nowych warunkach.
Nie tylko cena jest istotna. Czyżby intryga rozgrywana wyżej?
Prof. Michalik zastanawia się też nad kwestią, jak się de facto będą kształtowały ceny na gaz na rynkach światowych za 3-4 lata czy później. I jak zachowa się Polska?
„Może albo blefować, albo pokazywać, że my nie będziemy kupować paliwa od Rosji, bo możemy kupić od Amerykanów.
Nie tylko cena jest istotna. Tu jest ważna kwestia bezpieczeństwa, w tym politycznego, warunków dostaw. Do tego trzeba dodać stosunki rosyjsko-ukraińskie, które też mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo dostaw do Polski. Z punktu widzenia negocjacyjnego warto zacząć rozmawiać ze wszystkimi potencjalnymi dostawcami po to, żeby porównać warunki dostaw i podjąć stosowną decyzję– sugeruje profesor Michalik.
Jest przekonany, że w polityce należy patrzeć na dłuższą perspektywę, nie blokować pewnych rozwiązań.
„Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego takie wspomniane wyżej zdania padły z ust naszych wysokiej rangi energetyków. Chyba że są motywowane silnym naciskiem ze strony Amerykanów. Tego nie wiemy.
Być może to jest intryga rozgrywana wyżej niż Polska. To też trzeba uwzględniać. Jak bardzo minister Piotr Naimski w tej wypowiedzi był niezależny i czym mógł być motywowany, tego nie mogę stwierdzić. Z punktu widzenia perspektywy ekonomicznej ta wypowiedź jest co najmniej dziwna.
To, że my chcemy się uniezależnić od jednego dostawcy, jest zrozumiałe. Tylko nie powinno chodzić o to, żeby się uniezależnić od Rosji, a uzależnić się od Stanów Zjednoczonych. Byłoby źle, gdybyśmy nie wykorzystywali już istniejącego potencjału. Często zdarza się takie przepychanie się, straszenie, a później wszystko normalizuje się i jakoś funkcjonuje. Natomiast martwi mnie wysyłanie negatywnych sygnałów – a to jest dla mnie negatywny sygnał, że ewentualnie był jakiś nacisk ze strony, być może, amerykańskiej.
Natomiast jeśli to jest po prostu samodzielna wypowiedź pana ministra, to jest ona nierozważna i tak naprawdę niepotrzebna. Nic nam nie daje, a zamyka kilka drzwi. A po co?” – powiedział na zakończenie profesor Adam Michalik.