Przedstawiciele MON regularnie mówią o tym, jakie programy zbrojeniowe są priorytetowe, że trwają negocjacje, że niebawem dojdzie do podpisania umowy. Potem nastaje cisza i po jakimś czasie okazuje się, iż priorytety się zmieniły, a terminy odsunęły.
Zakup nowych śmigłowców, temat wyjątkowo głośny od lat, został po raz kolejny odsunięty w czasie. Teraz mowa o podpisywaniu umowy na zakup czterech w nieokreślonym okresie „do 2022 roku”. Choć jeszcze niecałe dwa lata temu Antoni Macierewicz i jego współpracownicy mówili o zakupach śmigłowców jako „priorytecie”, który zostanie zrealizowany „lepiej, szybciej i taniej” niż za czasów PO.
Podobnie z zakupem okrętów podwodnych, który pod koniec 2017 roku miał być blisko kluczowych decyzji, ale nadal jest w fazie analiz. Również „priorytetowe” rakiety dalekiego zasięgu Homar, które miały być dostarczane od 2019 roku, teraz będą od 2022 roku i będzie ich znacznie mniej.
Wąski strumień informacji
Podobnych przykładów jest więcej. Wszystkie pochodzą z odpowiedzi MON na interpelację poselską byłego ministra obrony z czasów PO, Tomasza Siemoniaka. Polityk opozycji w czerwcu zadał szereg pytań o plany zakupów uzbrojenia w najbliższych latach. Pod odpowiedzią wysłaną na początku listopada podpisał się sekretarz stanu MON Wojciech Skurkiewicz.
Takie interpelacje to obecnie jedno z nielicznych źródeł informacji na temat zamierzeń MON, które pod rządami Mariusza Błaszczaka bardzo skąpo informuje o swoich planach. Ministerstwo nie ma nawet rzecznika prasowego. To duża zmiana po czasach Macierewicza, który dużo deklarował, jednak często okazywało się to nie mieć pokrycia w rzeczywistości.
Teraz znacznie rzadziej padają deklaracje, jednak nie oznacza to, że wizje przyszłości są stałe.
Śmigłowce odlatują coraz dalej
Najbardziej tą chwiejność widać przy programach zakupu śmigłowców, okrętów i od niedawna też rakiet dalekiego zasięgu. Ten pierwszy wywołuje największe zainteresowanie, ze względu na bardzo głośne i polityczne zawirowania wokół niego. Najpierw za czasów PO miało być 50 H225M Caracal od Airbus Helicopters. PiS po dojściu do władzy przetarg anulował, a Macierewicz deklarował szybkie dostawy S-70i Blackhawk od Lockheed Martin. Nic takiego nie miało miejsca. Potem rozpisano dwa przetargi na łącznie maksymalnie 16 maszyn. Potem jeden anulowano, drugi okrojono.
Teraz według odpowiedzi Skurkiewicza „przewiduje się podpisanie umowy do 2022 roku” na cztery maszyny dla lotnictwa morskiego. Nie wiadomo, dlaczego podał taką datę, skoro do końca listopada mają zostać złożone oferty firm zbrojeniowych i padały wcześniej deklaracje, iż umowa ma zostać podpisana w przyszłym roku.
Nie wiadomo też jak to ma się do wypowiedzi Skurkiewicza w Sejmie 10 maja, kiedy ujawnił konieczność szybkiego wycofania w 2019 roku ze służby czterech śmigłowców SH-2G działających z pokładów polskich fregat. Mówił wówczas, że ich zastąpienie jest priorytetem. Nie wpłynęło to jednak nijak na prowadzony już przetarg na cztery śmigłowce morskie. MON nie zmienił wymagań i nadal szuka maszyn do bazowania na lądzie, a nie na fregatach.
Siemoniak pytał też o plany odnośnie zakupu śmigłowców uderzeniowych Kruk. Za czasów PO mówiono o zakupie do 32 maszyn od 2019 roku. Za czasów Macierewicza padały deklaracje, że ma ich zostać zakupionych nawet kilka razy więcej. Jeszcze w lutym tego roku Skurkiewicz mówił w Sejmie o pierwszych dostawach od 2019 roku. W maju zadeklarował jednak, że zakup maszyn Kruk ma mieć miejsce po 2022 roku. Teraz w odpowiedzi na pytania Siemoniaka w ogóle uniknął podawania konkretów i napisał: „Zadanie pozyskania śmigłowców uderzeniowych kr. Kruk jest wprowadzane do Planu Modernizacji Technicznej (PMT) przez instytucję odpowiedzialną za opracowanie PMT, tj. Sztab Generalny WP”.
Jakie właściwie śmigłowce chce więc dzisiaj kupić polskie wojsko? Wygląda na to, że do 2022 roku ma zostać podpisana umowa na cztery dla lotnictwa morskiego. Tymczasem wydłużany jest żywot starych radzieckich śmigłowców Mi-14, które miały już trafiać do muzeów i na złom
Marynarze na rozdrożach
Odpowiedź Skurkiewicza pokazuje też „płynność” planów odnośnie Marynarki Wojennej. Na pytania o konkretne programy budowy okrętów formalnie zapisane w Programie Modernizacji Technicznej, przedstawiciel MON odparł, że „prowadzone są prace związane z redefinicją wymagań dla programów Marynarki Wojennej”. Oznacza to tyle, że kolejny raz Warszawa zastanawia się – w co właściwie uzbroić marynarzy i jakie mają być różne okręty, których zakup od lat przewidują plany.
Jednymi z nich mają być okręty podwodne Orka. Pod koniec 2017 roku Macierewicz zapewniał, że MON jest o krok od wyboru jednej z ofert zagranicznych koncernów. W ciągu nieco ponad miesiąca okazało się, że według MON pod kierownictwem Błaszczaka jest to już mocno nieaktualne i właściwie to nadal trwają analizy. Pomimo upłynięcia niemal roku, sytuacja się nie zmieniła. Z odpowiedzi Skurkiewicza wynika, że nadal trwają analizy i MON zastanawia się jakie właściwie kupić okręty.
Ograniczone ambicje rakietowe
Pytania rodzi też fragment odpowiedzi na interpelację dotyczący zakupu wyrzutni rakiet o zasięgu do 300 kilometrów o kryptonimie Homar. Przedstawiciele MON wiele razy wymieniali ten program jako jeden z priorytetów. Jeszcze w 2016 roku optymistycznie planowano dostawy 56 wyrzutni zaczynając od 2018 roku. Macierewicz stwierdził nawet, że ministerstwo chciałoby docelowo 160 wyrzutni. Cały system miał być w znacznej mierze produkowany w Polsce.
Negocjacje z koncernem Lockheed Martin zakończyły się jednak fiaskiem. W sierpniu MON poinformował, że dotychczasowy program zostaje skasowany i od teraz będą prowadzone bezpośrednie rozmowy z Pentagonem. Okazało się też, że na razie chcemy kupić tylko 18 wyrzutni. Nie ma na razie mowy o dużym udziale polskiego przemysłu. Według Skurkiewicza, dostawy systemów Homar są teraz planowane na „od 2022 roku”.
W odpowiedzi przedstawiciela MON pada też zagadkowe sformułowanie, że podpisanie umowy z Amerykanami jest planowane do końca tego roku, jednak ma to być uzależnione od „zakończenia negocjacji z Konsorcjum, którego liderem jest PGZ S.A.”. Problem w tym, że udział owego konsorcjum w programie Homar miał się skończyć wraz z sierpniową decyzją o skasowaniu dotychczasowego postępowania. Nie jest jasne, co Skurkiewicz miał na myśli. Być może odpowiedź na interpelację, lub jej część, napisano jeszcze przed rzeczoną decyzją i nie została potem zaktualizowana.
Nowe samoloty już w 2024 roku?
W dokumencie przesłanym przez MON Siemoniakowi jest też mowa o szeregu innych programów zbrojeniowych. Pada między innymi po raz pierwszy deklaracja, że już od 2024 roku mają się zacząć dostawy nowych samolotów wielozadaniowych w ramach programu Harpia. Pieniądze na ten cel mają być zarezerwowane od 2020 roku. Na razie trwa jednak faza analiz. Nie ma też formalnych planów zakupów na po 2022 roku. Nabycie nowych maszyn jest jednak sprawą pilną, co unaoczniły dwie katastrofy starzejących się myśliwców MiG-29 w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Padają też deklaracje odnośnie dużych dronów. Te największe o nazwie Zefir (w rodzaju amerykańskich MQ-9 Reaper), zostały odsunięte w czasie. Dotychczas formalnie zakładano ich dostawy od 2019 roku, choć od kilku lat program faktycznie stał w miejscu. W odpowiedzi na interpelację mowa natomiast o dostawach „po 2022 roku”. Mniejsze drony Gryf mają natomiast trafiać w ręce żołnierzy od 2021 roku, choć formalnie w planach była mowa o 2018 roku. Jednak ten program od kilku lat również ślimaczy się.
W odpowiedzi na interpelację są też informacje na temat cięższego sprzętu. Pada między innymi deklaracja, że na okres przed 2022 rokiem są zarezerwowane pieniądze na pierwszą partię nowych transporterów opancerzonych Borsuk. Huta Stalowa Wola ma je opracować do 23 czerwca 2020 roku. Podobnie do 2022 roku mają być zarezerwowane pieniądze na opancerzony pojazd rozpoznawczy Kleszcz. Jednak firma AMZ-Kutno ma skończyć nad nim pracę dopiero 22 kwietnia 2021 roku (choć kiedyś zakładano najwyraźniej nierealny rok 2016), więc trudno spodziewać się większej produkcji w ciągu siedmiu miesięcy.
MON deklaruje też, że w przyszłym roku zostaną „uruchomione” postępowania mające na celu zakupy nowych pocisków przeciwpancernych Pustelnik i Karabela. Nie ma jednak konkretnych planów i harmonogramów.
Bardzo droga obrona przed samolotami
Jednym z głównych powodów, dla których wiele wcześniej wymienionych zakupów zostało ograniczonych lub odsuniętych w czasie jest program Wisła. To największe przedsięwzięcie zbrojeniowe w historii Polski. Za około 50-60 miliardów złotych MON chce kupić od Amerykanów kompleksowy system obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu i obrony przeciwrakietowej. To bardzo duży wydatek, biorąc pod uwagę że na wszystkie programy modernizacji technicznej wojska w tym roku jest 10 miliardów złotych.
Wiosną tego roku podpisano umowę na pierwszą fazę programu, która zakłada dostarczenie do 2022 roku głównie elementów antyrakietowych i systemu dowodzenia za niemal 20 miliardów złotych. Niecałe dwa lata temu planowano początek dostaw w 2019 roku, ale szybko okazało się to być nierealne.
Teraz trwają negocjacje w sprawie II fazy, która ma być jeszcze większa. MON w odpowiedzi na interpelację deklaruje, że podpisanie umowy jest planowane na przyszły rok. Dodatkowo zapewnia, że w budżecie do 2022 roku są pieniądze na pierwszą fazę programu.
Przy okazji pada deklaracja, że do tego roku są też w budżecie zarezerwowane fundusze na rozpoczęcie powiązanego z programem Wisła programu Narew. W jego ramach mają zostać kupione systemy obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu. Choć padały w przeszłości liczne sugestie, że program Narew może zostać przyśpieszony, to według odpowiedzi na interpelację nadal jest w fazie analiz. Jeszcze w 2016 roku optymistycznie zakładano dostawy od 2019 roku, ale dzisiaj mowa raczej o 2024 roku.
Problem z planami i pieniędzmi
Dlaczego w odpowiedzi na interpelację tyle razy pada rok 2022? Po prostu do tego momentu są formalnie obowiązujące plany zakupowe w postaci Planu Modernizacji Technicznej. Nowe na okres 2017-2026 powinny być gotowe pod koniec 2016 roku, jednak do dzisiaj ich nie ma. Z najnowszych deklaracji MON wynika, że może będą na początku przyszłego roku. Efekt jest jednak taki, że wojskowi nie mogą podpisywać umów obejmujących okres po 2022 roku, bo nie wiedzą, czy formalnie będą one zgodne z planami. Nie sprzyja to metodycznemu prowadzeniu modernizacji wojska.
Przedstawiciele zachodnich koncernów zbrojeniowych starający się dopasować do planów MON i na nich zarobić, oficjalnie nie powiedzą nic krytycznego. Nie chcą psuć sobie relacji i utrudniać biznesu. Nieoficjalnie w ich wypowiedziach czuć jednak narastającą frustrację. – Jak przyjeżdżaliśmy jeszcze kilka lat temu, to rozmawialiśmy z ludźmi, którzy wydawali się mieć jakiś plan i starali się go realizować. Teraz nawet tego nie widać – powiedział Gazeta.pl jeden z wysokiej rangi zachodnich menadżerów.
Poza brakiem długofalowych planów, problemem jest brak pieniędzy. Kiedy w 2013 roku opublikowano ambitny plan modernizacji na okres do 2022 roku, znacznie niedoszacowano jego koszty. Według Macierewicza, o sto miliardów złotych, czyli niemal połowę. Efektem jest ciągłe ograniczanie i odsuwanie w czasie programów, które MON uważa za mniej istotne. Według obliczeń Tomasza Dmitruka z portalu „Dziennik Zbrojny”, taki stan będzie trwał dalej. Na różne programy teoretycznie zaplanowane w latach 2018-2026, MON będzie najprawdopodobniej miał nawet mniej niż połowę koniecznych środków. Nawet przy zaplanowanym wzroście budżetu ministerstwa do poziomu 2,5 procent PKB.
Zdaniem Dmitruka, bez dodatkowych pieniędzy z poza budżetu MON na najdroższe programy (na przykład Harpia, podobnie jak było w przypadku zakupu F-16 finansowanego ze specjalnego funduszu), modernizacja wojska nadal nie będzie nadążać za planami. Niezależnie od niewydolności systemu zakupów uzbrojenia, po prostu będzie brakować pieniędzy. Kolejne lata korowodu ograniczania planów i odsuwania ich realizacji są niemal pewne.