Sformułowane 17 lat temu kierunki modernizacji wojska zostały właśnie wpisane do rządowej uchwały jako obowiązujące na kolejną dekadę. Wygląda to na ucieczkę od ryzyka porażki nowych planów.
To było od dawna wyczekiwane oświadczenie. W poniedziałek rano MON podał na swojej stronie internetowej, że rząd przyjął uchwałę w sprawie „Szczegółowych kierunków przebudowy i modernizacji technicznej Sił Zbrojnych na lata 2017–2026”.
Uchwała ta jest niezbędna, by rozpocząć cykl uzgodnień mających przynieść nowy, szczegółowy Plan Modernizacji Technicznej, bez którego polskie zbrojenia nie będą kontynuowane poza obecną perspektywę 2022 r. Jak wynika z samego tytułu, uchwała jest już ponad rok opóźniona. Jak wiele rzeczy za rządów Antoniego Macierewicza – miała być gotowa w zeszłym roku, potem w kwietniu, ostatecznie w maju. MON już nas przyzwyczaił, że kilkudniowe opóźnienie to żadne opóźnienie, więc jeśli ostatni długi weekend się nie liczy, to można uznać, że Rada Ministrów zmieściła się w terminie.
Wielkie nadzieje
Zajmujący się tematem zbrojeń dziennikarze rzucili się na komunikat, bo od dawna wiadomo było, że szykuje się przełom. Przede wszystkim dyktowany zeszłorocznymi rekomendacjami Strategicznego Przeglądu Obronnego, który w nowej koncepcji obrony kraju stawiał na broń ofensywną, rozpoznanie i flotę podwodną ze zdolnościami rażenia na duże dystanse.
Po drugie, oczekiwano, że po tym jak w dziedzinie obrony powietrznej powiedziano „A” – zamówiono pierwsze baterie systemów średniego zasięgu „Wisła” – będzie powiedziane „B”, czyli realizacji doczeka się system krótkiego zasięgu „Narew”. Wreszcie konieczna jest strategiczna decyzja, co robić z przestarzałymi transporterami opancerzonymi zmechanizowanej piechoty i modernizacją czołgów na dużą skalę. O tym, że wśród priorytetów znajdą się nowe samoloty wielozadaniowe piątej generacji, o czym też napisano w SPO, czy duże liczby nowoczesnych śmigłowców bojowych, też spekulowano – choć realia budżetowe nakazywały realistyczny sceptycyzm.
Powtórka z rozrywki
Komunikat MON, do czego też się już przyzwyczailiśmy, był nader lakoniczny. Raptem niecałe pół strony tekstu, co jak na dokument określający zadania na kolejne 10 lat nie jest, przyznacie Państwo, erupcją szczegółów. Wszystko rzecz jasna tłumaczy to, że „Szczegółowe kierunki przebudowy…” są dokumentem opatrzonym klauzulą niejawności. Podatnicy nie mogą zapoznać się z kierunkiem planowanych, idących w setki miliardów wydatków przed ich zrealizowaniem.
Taka jest polityka, nawet jeśli jako jej sponsorzy możemy czuć się dziwnie. Jeszcze dziwniejsze uczucie towarzyszy lekturze przedstawionej przez MON listy kierunków modernizacji technicznej Wojska Polskiego. Po chwili zastanowienia powstaje bowiem nieodparte wrażenie, że… gdzieś już ją widzieliśmy.
Co jest na liście? Dla kogoś, kto nie ma na co dzień do czynienia z wojskowo-technologiczną nowomową i nie zna wcześniejszych dokumentów, lista wygląda bardzo profesjonalnie. Wśród kierunków modernizacji znalazły się bowiem: sprzęt rozpoznania i walki radioelektronicznej, sprzęt dowodzenia i łączności, wyposażenie systemu obrony powietrznej, zestawy przeciwpancernych pocisków kierowanych, kołowe transportery opancerzone, średnie samoloty transportowe, okręty i sprzęt morski, sprzęt elektroniczny i wreszcie czołgi.
Ci śledzący poczynania MON od przynajmniej dekady zauważą powtórkę z rozrywki. Ci, którzy patrzą na modernizację z bliska od dwóch dekad, albo ziewną, albo zaśmieją się w kułak. Nie dlatego, że nie zgadzają się z listą priorytetów, ale dlatego, że po raz kolejny widzą to samo, czego ciągle nie ma.
Powrót do 2001 r.
Bo lista AD 2018 bliźniaczo przypomina tę z 2001 r. Wówczas w specjalnej modernizacyjnej ustawie przyjętej przez rząd SLD premiera Leszka Millera również znalazły się, i to dokładnie w takiej samej kolejności, sprzęt rozpoznania i walki radioelektronicznej, sprzęt dowodzenia i łączności, sprzęt i wyposażenie systemu obrony powietrznej, zestawy przeciwpancernych pocisków kierowanych, kołowe transportery opancerzone, średnie samoloty transportowe, okręty i sprzęt morski, sprzęt elektroniczny (tu ze wskazaniem, że chodzi o szybkie zwolnienie częstotliwości na potrzeby operatorów telefonii komórkowej) oraz czołgi. Punkt w punkt to samo. Czy po 17 latach rzeczywiście sytuacja wymusza takie same potrzeby?
Jest z tym trochę zamieszania terminologicznego. Dziewięć punktów przepisanych przez rząd PiS z ustawy rządu SLD to tylko niewielka część szerszego planu modernizacji wojska. Ustawa (z 25 maja 2001 r. o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych) ustaliła bowiem wcześniej kierunki przebudowy i modernizacji, w których na pierwszym miejscu widniało „wyposażenie Sił Zbrojnych w nowoczesne uzbrojenie i sprzęt wojskowy, w tym w szczególności w samoloty wielozadaniowe, środki walki wojsk lądowych i sprzęt pływający”.
Te generalne wytyczne przekształciły się później w konkretne programy zbrojeniowe: zakup samolotów wielozadaniowych F-16, używanych czołgów Leopard 2A4 z Niemiec i nowych transporterów kołowych Patria AMV/Rosomak czy budowy siedmiu korwet wielozadaniowych na bazie projektu MEKO A-100 pod nazwą Gawron (wiemy po latach, że ostał się z niego zaledwie ogołocony z uzbrojenia rakietowego patrolowiec Ślązak).
Ale kto wie, czy nie ważniejsze punkty ówczesnej ustawy dotyczyły dostosowania, w celu osiągnięcia pełnej interoperacyjności w ramach NATO, systemów rozpoznania, dowodzenia, obrony powietrznej i zabezpieczenia logistycznego, dostosowania składu bojowego oraz poszczególnych elementów Sił Zbrojnych do potrzeb obronnych państwa, modernizacji oraz poprawy stanu technicznego eksploatowanego uzbrojenia, modernizacji infrastruktury wojskowej, zwiększenie możliwości manewrowych wojsk oraz możliwości ich przerzutu w oddalone rejony działań, odtwarzania zapasów amunicji.
Szczególne znaczenie w kolejnej dekadzie uzyskał zapisany w ustawie z 2001 r. wymóg poprawy „możliwości manewrowych wojsk oraz możliwości ich przerzutu” poprzez ustanowienie szerokiego planu wymiany floty śmigłowców dla wojsk lądowych. Niestety, ten kierunek modernizacji został całkowicie zawrócony wskutek decyzji rządu PiS, o czym wiele razy pisałem.
Najgorzej na morzu
Pozostałe kilka punktów z 2001 r. udało się w większym czy mniejszym stopniu zrealizować. Najsłabiej jest rzecz jasna w dziedzinie morskiej. Nowych okrętów bojowych brak, jedyny okulawiony Ślązak może wejdzie do służby w tym roku, ale nie będzie korwetą i nie będzie miał sześciu braci. Nawet mniejszych, bo trzy okręty obrony wybrzeża Miecznik i trzy patrolowce przeciwminowe Czapla zostały za czasów Macierewicza skasowane. Wtedy postawiono na okręty podwodne, o których dużo mówiono, lecz ani jednego nie zamówiono.
Za kilka dni przekonamy się dobitnie, jak poważna jest sytuacja floty podwodnej, ze służby wyjdzie bowiem kolejny stary Kobben: ORP Sokół. Jesteśmy w zawieszeniu i wciąż nie wiemy, o jakie okręty chodzi w nowej wersji kierunków modernizacji AD 2018.
Z towarzyszącym im „sprzętem morskim” jest lepiej. Od publikacji wytycznych 17 lat temu kupione zostały dwa dywizjony rakiet NSM, bazujących na lądzie, lecz formalnie obsługiwanych przez marynarzy. Niestety nie udało się całkiem wymienić floty śmigłowców morskiego poszukiwania, ratownictwa i zwalczania okrętów podwodnych. Te pierwsze, krajowe, zostały wreszcie zmodernizowane, te drugie, poradzieckie, mają polatać, czekając na nowy kontrakt.
Lepiej jest na lądzie
To SLD podpisał pierwsze zamówienia na kołowe transportery opancerzone z Finlandii (później znane jako rosomaki z Polski), pociski przeciwpancerne Spike z Izraela czy czołgi – używane leopardy 2A4 – z Niemiec. Bez tych kontraktów polskie wojska lądowe tkwiłyby do dziś całkowicie w erze sowieckiej. Dziś mają nowoczesne transportery kołowe z funkcją zwalczania pojazdów (lecz nie czołgów) i nadzieję na uzyskanie funkcji nowych, w tym zwalczania czołgów dzięki wyrzutniom pocisków Spike. Sowieckie BWP-y nigdy nawet takiej opcji u nas nie miały.
Leopardy 2A4 są właśnie modernizowane do wersji przewyższającej zachodnią 2A5, a gama wyrzutni przeciwpancernych ma się poszerzać dzięki programowi Karabela. Niewykluczone jest pozyskanie ich dla śmigłowców, starych Mi-24 czy nowych w programie Kruk. Wszyscy jednak wiedzą, że pierwsze leopardy trafiły do Polski w latach 2003–2013, druga partia nowocześniejszych wozów od 2013 r., a umowa modernizacyjna została podpisana w 2015 r. po zaledwie miesiącu rządów PiS, więc była dziedzictwem poprzedników. Od tego czasu w dziedzinie czołgów niewiele się dzieje.
Miliardy na patrioty
Najwięcej pieniędzy poszło i ma pójść na systemy obrony powietrznej. Ściślej jeden: ten średniego zasięgu, pod nazwą „Wisła”. Pierwsze dwie baterie patriotów w unowocześnionej postaci mają kosztować więcej niż 48 samolotów F-16. Druga faza kontraktu, o której 17 lat temu nikt nie myślał, będzie tak samo albo bardziej kosztowna (w sumie może nawet 50 mld zł). Decyzja o rozwoju obrony powietrznej pola walki czy krótkiego zasięgu to kolejne grube miliardy włożone w jeden rodzaj wojsk, a na to może nie być przyzwolenia od pozostałych w kolejce.
Jak tu myśleć poważnie o sfinansowaniu pozostałych kierunków modernizacji? Jest ryzyko, że „Wisła” pochłonie niemal połowę, a co najmniej jedną trzecią rocznego funduszu na sprzęt do 2022 r., i to tylko pod warunkiem, że na fazę pierwszą nie nałożą się płatności za fazę drugą, która ma być według ambitnych planów MON podpisana do końca roku.
Jeśli zostanie szybko spłacona, budżet modernizacyjny ugrzęźnie kompletnie. Bo zupełnie nie będzie w nim miejsca na nowe okręty, w tym najkosztowniejsze (podwodne), rozpoznawcze drony czy satelity, nie wspominając już o samolotach transportowych. Zresztą te i tak kupiono – w czasach rządów lewicy nowe C-295 CASA, potem za PO używane amerykańskie herculesy. Wydaje się, że dziś taka skala modernizacji graniczyłaby z cudem.
Nikt się nie zorientuje?
A przecież dziś budżet na modernizację jest ponad dwa razy większy niż prawie dwie dekady temu. Co go zatem pochłania? Wieloletnia i wielomiliardowa umowa z PGZ na armatohaubice Krab. Miliardowej wielkości zamówienia moździerzy automatycznych Rak i pocisków przeciwlotniczych Grom. Prawie miliardowej wartości programy przeciwlotnicze „Poprad” czy „Pilica”. Okręty Holownik czy Ratownik. Karabinki MSBS-Grot. Od tego roku dochodzą olbrzymie płatności dla USA za system „Wisła”.
Ziarnko do ziarnka i okazuje się, że polskie 10 mld zł na unowocześnienie wojska to o wiele za mało jak na pilne potrzeby, nie mówiąc o ambicjach. W tym sensie odwołanie do potrzeb ustalonych 17 lat temu wcale nie musi być wpadką czy pomyłką, a wołaniem o więcej tego samego.
Problem w tym, że przepisana lista braków zupełnie nie obejmuje nowych obszarów zbrojeń opisanych w SPO i w obowiązującym planie modernizacji: dalekosiężnej artylerii rakietowej, śmigłowców bojowych, okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi. Czy już straciły aktualność? Raczej nie, ale ich zapisanie w uchwale zwiększyłoby odpowiedzialność za wykonanie postawionych celów, co władzy – każdej władzy – jest nie na rękę.
Dlatego przekopiowanie bez większych poprawek listy z 2001 r. wydaje się dowodem niskiej jakości pracy resortu i rządu. Dokument trzeba było wydać, a skoro nowe koncepcje obarczone są ryzykiem, sięga się do tego, co jest – a w dodatku częściowo pozostaje aktualne. Przecież uchwała Rady Ministrów i tak jest tajna, a uszczegółowienia doczeka się dopiero w Planie Modernizacji Technicznej – też co do zasady niejawnym. Nawet jego przyjęcie nie znaczy wiele, bo stan realizacji obecnie obowiązującego PMT jest tak niski, iż dokument ten trudno uznać za wiążący. W komunikacie napisać można wszystko, nawet jeśli ktoś zorientuje się, że to już było.
MAREK ŚWIERCZYŃSKI