Polska zirytowała sojuszników z NATO, oferując Trumpowi stałą bazę bez ich wiedzy

Oferując Ameryce stałą bazę na swoim terytorium, bez informowania o tym sojuszników z NATO, Polska świadomie wykorzystuje osobisty zapał Donalda Trumpa do wchodzenia w dwustronne układy i jego otwartą niechęć do Sojuszu Atlantyckiego. Ale europejscy politycy i natowscy sztabowcy potraktowali takie zachowanie Warszawy jak nielojalność, pisze David M. Herszenhorn z POLITICO.

To, co w propozycji Warszawy może okazać się dla amerykańskiego prezydenta najbardziej atrakcyjne, to dwustronny charakter proponowanej umowy: oferta złożona Waszyngtonowi przez Warszawę pozostaje poza strukturami NATO i Unii, które Trump wyśmiewał jako uciążliwe i przynoszące więcej korzyści Europie, niż Ameryce – w każdej dziedzinie, od bezpieczeństwa po handel.

Jednak to samo co w tym planie jest pokusą nie do odparcia dla samozwańczego Wodza Dobijania Targu, czyni go wyjątkowo trudnym do przyjęcia dla sojuszników z NATO i Unii. Obie wspólnoty prowadzą wobec Rosji ściśle skoordynowaną politykę, na którą składają się sankcje ekonomiczne i rozmieszczanie wojsk, a która ma pokazać jednolite stanowisko Zachodu po inwazji Moskwy na Ukrainę i aneksji Krymu w 2014 r.

Mówiąc szerzej, perspektywa Trumpa nagle zawierającego dwustronne umowy wojskowe grozi rozbiciem całego europejskiego systemu, który stawia na umowy wielostronne jako najważniejsze zabezpieczenie od zakończenia II Wojny Światowej. Naciski Polski – jednego z zaledwie pięciu krajów (wliczając w to USA) spełniających założenia NATO dotyczące nakładów na obronność – odzwierciedlają także wzrost znaczenia nowych, wschodnich członków Sojuszu, będących zwolennikami bardziej agresywnej postawy wobec Rosji.

Zapytany o możliwość sprowokowania Kremla przez stworzenie stałej amerykańskiej bazy na terenie dawnego Bloku Wschodniego przedstawiciel ministerstwa obrony jednego z krajów Europy Zachodniej wyraził zaniepokojenie. – Staramy się nie zadawać sobie tego pytania – powiedział.

Polska propozycja nie tylko łamie pewne tabu, ale także stawia pod znakiem zapytania podstawy prawne „Aktu Stanowiącego o podstawach wzajemnych stosunków” zawartego między NATO a Rosją w 1997 r. – umowy mającej na celu zmniejszenie napięć i nawiązanie współpracy pomiędzy byłymi przeciwnikami z czasów zimnej wojny. Oferta Warszawy dla Trumpa sugeruje także „poddanie pod dyskusję” zapisu uniemożliwiającego „stałe stacjonowanie znaczących sił bojowych” Sojuszu na terenie krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

„Akt Stanowiący nie jest prawnie wiążącym dokumentem”, napisali w ofercie przedstawiciele Ministerstwa Obrony. „Co więcej, poprzez angażowanie się w coraz bardziej wrogie działania wobec państw NATO od czasu podpisania Aktu, Moskwa zdecydowanie stworzyła nowe geopolityczne status quo, które nie jest już zgodne z ‘aktualnym i przewidywanym środowiskiem bezpieczeństwa’ z 1997 r.”

Sprytna taktyka Warszawy

Warszawa podeszła do sprawy planowo i z głową. Zamiast polegać na Białym Domu, polscy urzędnicy przekazali swój pomysł delegacji wpływowych członków amerykańskiego Kongresu, którzy odwiedzili Polskę w zeszłym tygodniu, w towarzystwie zastępcy dowódcy wojsk amerykańskich w Europie, generała dywizji Timothy’ego McGuire’a.

Senator James Inhofe, członek senackiej komisji sił zbrojnych, który przewodniczył delegacji, włączył polską propozycję do rocznego zestawu ustaw, których przyjęcie będzie wymagało przeprowadzenia studium wykonalności przez Pentagon. Propozycję popiera przewodniczący komisji, senator John McCain, były republikański kandydat na prezydenta i znany „jastrząb” w kwestii polityki wobec Rosji.

Inhofe napisał w oświadczeniu: „Narasta agresja ze strony Rosji, co zaczyna być problemem nie tylko dla Stanów Zjednoczonych, ale także dla naszych sojuszników, między innymi dla Polski (…). Odwiedzając, naszych żołnierzy i sojuszników w regionie potwierdzamy znaczenie wzmocnienia naszej obecności dyplomatycznej i wojskowej w Europie Wschodniej w celu przeciwstawienia się rosnącym wpływom Rosji. Oczekuję współpracy z administracją prezydenta Trumpa, aby rozwinąć nasze działania.”

Okazuje się jednak, że dla części członków Sojuszu kwestia jest tak problematyczna, że Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg, który w poniedziałek odwiedził Warszawę, wyraźnie starał się uniknąć dyskusji na ten temat. Prowadzący wspólną konferencję prasową po spotkaniu Stoltenberga z prezydentem Andrzejem Dudą nie dopuścił do zadania jakichkolwiek pytań w tej kwestii.

Komentarza odmówił także przedstawiciel wojsk amerykańskich w Europie. – Nie mamy na ten temat nic do powiedzenia – powiedział. – To sprawa polityczna.

W Polsce stacjonuje już jedna z czterech wielonarodowych grup bojowych Sojuszu w Europie Wschodniej jako tymczasowa „wzmocniona wysunięta obecność” NATO, mająca działać jako czynnik odstraszający wobec Rosji. Łącznie grupy bojowe składają się z 4,5 tysiąca żołnierzy.

– Państwa pytania odnoszą się do propozycji składanych na poziomie krajowym w państwach członkowskich – odpowiedział przedstawiciel NATO w odpowiedzi na pytanie, co Sojusz myśli o polskich planach. – Dlatego na tym etapie możemy państwa skierować do władz krajowych.

Dyplomaci NATO podkreślają, że ani Polska, ani USA nie wspomniały na razie o tym pomyśle w kwaterze głównej Sojuszu w Brukseli.

Dyplomaci odmówili publicznego komentarza na temat polskich planów – prywatnie jednak niektórzy z nich wyrazili obawy, że są one naruszeniem wspomnianego Aktu Stanowiącego między NATO a Rosją i że mogą stanowić precedens niezależnych działań w kwestii polityki wobec Rosji. Można było także odczuć pewien poziom irytacji tym, jak Polska wykorzystuje naciski Trumpa dotyczące wydatków na obronność.

– To niewątpliwie pasuje do filozofii Trumpa, że jeśli chcesz być bezpieczniejszy, musisz za to zapłacić – powiedział dyplomata z jednego z zamożnych krajów członkowskich NATO.

Z kolei dyplomata z jednego z krajów skandynawskich powiedział, że polska propozycja nie była na razie omawiana w ramach Sojuszu. – To, czy i jak wpasuje się ona w temat podziału obciążeń, dopiero się okaże.

Brak dyskusji wewnątrz NATO pokazuje, w jaki sposób sojusz działa wspólnie, gdy jest to politycznie celowe – na przykład w ramach popieranej przez USA misji wojskowej w Afganistanie – ale stawia na niezależność sojuszników, kiedy takie podejście jest bardziej wygodne – na przykład przy podejmowaniu decyzji o dostawie broni na Ukrainę.

Buntownicza Polska

Polska, która w ostatnich miesiącach ścierała się z Brukselą w związku z problemami dotyczącymi praworządności, jest w pewnym sensie unijnym buntownikiem, jeśli chodzi o stosunki z USA. Warszawa sceptycznie podchodziła do europejskich dążeń do zachowania porozumienia nuklearnego z Iranem – wielu przedstawicieli UE postrzegało to stanowisko raczej jako próbę przypodobania się Trumpowi niż przyjęcie stanowczej pozycji wobec Teheranu.

Polska propozycja dotycząca bazy ujawnia także podziały między członkami Sojuszu – zwłaszcza pomiędzy państwami wschodnioeuropejskimi i bałtyckimi, które najbardziej odczuwają zagrożenie ze strony Rosji, a tymi leżącymi dalej na zachód, które nie czują się aż tak zagrożone.

Litewski minister obrony, Raimundas Karoblis, wydał oświadczenie, a którym poparł ideę większej, stałej obecności wojsk USA w regionie. – Wzmocnienie obecności wojsk amerykańskich byłoby także wzmocnieniem czynnika odstraszającego i postawy obronnej, a co za tym idzie jest zgodne z interesami bezpieczeństwa Litwy – napisał.

Kreml tymczasem wyraził lekką irytację.

– Ogólnie rzecz biorąc, gdy rozważamy stopniowe rozszerzanie struktury wojskowej NATO w kierunku naszych granic i zbliżanie się do nich sił wojskowych Sojuszu, to uznajemy, że nie przyczynia się to do bezpieczeństwa i równowagi na kontynencie – powiedział Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Władimira Putina, którego słowa zacytowały rosyjskie serwisy informacyjne.

Pieskow przyznał, że Polska ma suwerenne prawo zaprosić amerykańskie wojska na swoje terytorium, dodał jednak: – Jeśli takie decyzje zostaną podjęte, konsekwencje dla ogólnej atmosfery bezpieczeństwa w Europie będą oczywiste.

WIADOMOSCI.ONET.PL

Więcej postów