Orbán przelicytował w walce z Sorosem. I boi się masowych protestów

Węgierski rząd nie wie, co począć w związku z niedzielnymi demonstracjami w Budapeszcie – na ulice wyszło 70 tys. młodych ludzi, by protestować przeciwko zamknięciu Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (CEU). Czy po latach apatii na Węgrzech zaczyna się budzić społeczeństwo obywatelskie?

 Politycy rządzącego Fideszu, zwykle chętnie brylujący mediach, oświadczyli we wtorek, że nie zamierzają mówić o antyrządowych demonstracjach, bo „idą święta wielkanocne”.

W rzeczywistości przez kilka dni gorączkowo będą układać nową strategię, która w niedzielę została zburzona. Opierała się ona na twierdzeniu, że dwaj wielcy wrogowie prowadzą Węgry do zguby – założyciel CEU George Soros, amerykański miliarder i filantrop, oraz Unia Europejska.

„Powiedz 'stop’ Brukseli!”

W mediach politycy ciskali rozmaite oskarżenia pod adresem Sorosa (zarzucając mu m.in. sprowokowanie kryzysu uchodźczego poprzez wspieranie organizacji, które pomagają imigrantom), a na ulicach rządowe ogłoszenia krzyczały, by wziąć udział w tzw. konsultacjach narodowych „Powiedz 'stop’ Brukseli!”.

Rząd przekonywał, że należy zamknąć finansowany przez Sorosa uniwersytet, który uczy szkodliwych teorii. A wspieranym przez niego organizacjom należy utrudnić życie, bo jej pracownicy są w rzeczywistości aktywistami politycznymi. Ustawa w sprawie CEU została już uchwalona, ta dotycząca NGO-sów ma trafić pod obrady parlamentu za kilka tygodni.

Konsultacje narodowe władza rozpisuje, by legitymizować swoje działania. Pytania są tendencyjne. W jednym z nich rząd pyta, czy zakazać organizacjom pozarządowym mieszania się w wewnętrzne sprawy Węgier, czy jednak pozwolić na ich „ryzykowną działalność”. Kampania miała przynieść Fideszowi wsparcie od obywateli i zwycięstwo w wyborach do parlamentu za rok.

Na razie jednak plan wziął w łeb.

Cios pierwszy: młodzi na ulicach

Cios przyszedł od tych, od których Fidesz by się tego nie spodziewał – na ulice wyszli młodzi ludzie, którzy dotąd w znacznym stopniu głosowali na Fidesz i na jeszcze bardziej radykalny Jobbik. Na Węgrzech, gdzie odsetek młodych, którzy wyemigrowali z kraju w poszukiwaniu pracy, jest jeszcze większy niż w Polsce, oskarżenia pod adresem Sorosa padały na podatny grunt. Wydawało się, że karmienie młodych nacjonalizmem będzie skutecznym narzędziem politycznym jeszcze przez lata.

Ale tak się nie stało, a rząd ma teraz problem. Jeśli wycofa się z ustawy o CEU i uczelnia przetrwa, będzie to dla Orbána kompromitacja. Jeśli natomiast będzie uparcie trwał przy swoim, naraża się na dalsze niezadowolenie społeczne i ostracyzm w Unii. Najbardziej bolesna byłaby utrata poparcia we frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPP) Parlamentu Europejskiego. To m.in. właśnie dzięki niemu na Węgry nie spadają takie gromy jak na Polskę, a Bruksela nie wszczęła wobec Budapesztu procedury dotyczącej łamania praworządności. Orbán ma potężnych sojuszników w EPP gotowych zawsze go bronić.

On sam również wielokrotnie udowadniał swoją lojalność, choćby głosując ostatnio na Donalda Tuska – kandydata EPP na przewodniczącego Rady Europejskiej (wbrew naleganiom Warszawy, by Tuska nie popierać). Ale sielanka właśnie się skończyła. Orbána ostro krytykował kilka dni temu rzecznik frakcji Rumun Siegfried Mure?an, który groził pozbawieniem Węgier prawa głosu w RE, jeśli będzie nadal łamać prawo.

Cios drugi: amerykańska odpowiedź

Przykrą niespodzianką dla Orbána jest też reakcja Amerykanów. Węgierski premier spodziewał się, że puszczą płazem zamach na CEU, bo Trump miał stosować zasadę izolacjonizmu, nie mieszać się do spraw innych państw, a do tego jeszcze nie lubić Sorosa. Niedowierzanie w krytykę Departamentu Stanu było tak duże, że węgierski MSZ postanowił odwołać swoją ambasador z Waszyngtonu, podejrzewając ją o niewłaściwe przedstawienie sprawy.

Wszystko to przypomina polskie niezdarne zabiegi dyplomatyczne, które polegały na próbie przekonania Europy do tego, że zmiany w funkcjonowaniu Trybunału Konstytucyjnego są dobre. Ostatecznie politycy PiS wylatali tysiące mil do Brukseli, ale nikt im nie uwierzył, że walczą z patologią, a nie że sami ją tworzą.

Również Amerykanie dobrze wiedzą, co się dzieje na Węgrzech. Zdają sobie sprawę, że to nie Soros jest rzeczywistym wrogiem Orbána, ale wartości przez niego wyznawane. Bo dla władzy, która boi się społecznej kontroli, silne społeczeństwo obywatelskie jest zawsze zagrożeniem.

MICHAŁ KOKOT

Więcej postów