Trump rozbija Unię Europejską

Śladami Brytyjczyków pójdą kolejne kraje UE – przewiduje miliarder. I zadaje cios stosunkom atlantyckim.

Na pięć dni przed inauguracją miliarder przyjął w Trump Tower na Manhattanie Michaela Gove’a, jednego z liderów kampanii na rzecz Brexitu, który tym razem występował w roli dziennikarza londyńskiego „The Times”.

To już drugi po Nigelu Farage’u czołowy eurosceptyczny brytyjski polityk, z którym spotkał się prezydent elekt. Premier Theresa May wciąż czeka na swoją kolej.

– Brexit był sprytnym posunięciem. Z tego wyjdzie wielka rzecz. Narody, kraje chcą utrzymać własną tożsamość i także Wielka Brytania chce utrzymać własną tożsamość. Sądzę, że kolejne kraje (Unii – red.) pójdą tą drogą. Bardzo trudno będzie utrzymać je razem, bo ludzie są na to niezwykle wściekli – powiedział Trump, odnosząc się do masowej fali imigrantów, której w 2015 r. Wspólnota nie była w stanie powstrzymać. Jego zdaniem Ameryka może „w krótkim czasie” uzgodnić nowe zasady współpracy z Londynem.

 

Jak? Nie wiadomo, bo dopóki Wielka Brytania należy do Unii, nie może zawierać odrębnych porozumień handlowych.

To nie był jednorazowy wyskok. W odrębnym wywiadzie, tym razem dla niemieckiego „Bilda”, miliarder uznał, że Unia „zasadniczo jest narzędziem dla forsowanie niemieckich interesów”. Właśnie dlatego jego zdaniem „Brytyjczycy byli tak sprytni, wychodząc ze Wspólnoty”.

– Sądzę, że Merkel zrobiła katastrofalny błąd, przyjmując tych wszystkich nielegalnych ludzi, niezależnie skąd przybywają – dodał Trump. I wrzucił do jednego worka swoje relacje z niemiecką kanclerz i prezydentem Rosji.

– Zacznę od tego, że będę ufał obu. Ale zobaczymy, ile to zaufanie będzie trwało. Może wcale tak długo nie potrwać – ostrzegł.

Trudno o większy kontrast z odchodzącym prezydentem. Barack Obama przed czerwcowym referendum w Wielkiej Brytanii mocno zaangażował się przeciwko Brexitowi, a w listopadzie, w czasie pożegnalnej wizyty w Berlinie, powiedział, że „nie mógł mieć lepszego sojusznika niż Angela Merkel”.

Ale problem jest szerszy. Choć to Francja wpadła na sam pomysł integracji 60 lat temu i zbudowała ją na pojednaniu z Niemcami, to przecież bez amerykańskiego parasola bezpieczeństwa powstanie Wspólnoty nie byłoby możliwe. Od tego czasu żaden amerykański prezydent nie przeciwstawiał się Unii, choć w Ameryce nigdy w pełni nie pogodzono się z tym, że dzięki silnej pozycji Komisji Europejskiej w handlu czy polityce konkurencji Bruksela stała się równym partnerem dla Waszyngtonu. Dlatego z Europy nadeszła odpowiedź nie tylko błyskawiczna, ale i mocna.

– Z jednej strony Trump został wybrany na prezydenta i będziemy musieli z nim współpracować – tego wymaga poszanowanie demokracji. Ale z drugiej strony musimy zachować wystarczającą pewność siebie, i to nie tylko w imieniu samych Niemiec, ale i wszystkich Europejczyków. Nie chodzi przecież o to, abyśmy mu się podporządkowali – oświadczył wicekanclerz Sigmar Gabriel.

Niemcy są szczególnie zirytowani, bo Trump po raz kolejny zaatakował BMW, Daimlera i Volkswagena za to, że chcą rozwijać produkcję w Meksyku z myślą o sprzedaży na amerykańskim rynku. – Przed każdym domem na Piątej Alei stoją niemieckie samochody. A amerykańskich w Europie nie ma prawie wcale. To nie jest normalne – powiedział Trump, do którego należy m.in. wart 445 tys. dol. sportowy mercedes-benz SLR McLaren.

Niewielu jest amerykańskich dyplomatów, których stać na przeciwstawienie się Trumpowi i obronę przez lata wyznawanych wartości. Ale jeden się jednak znalazł: w ub. tygodniu ambasador USA przy Unii Anthony Gardner ostrzegł, że „byłoby szczytem szaleństwa, gdyby Ameryka przekształciła się w cheerleadera Brexitu”.

Nadchodząca rewolucja w amerykańskiej dyplomacji dotyczy także drugiego filaru stosunków transatlantyckich: NATO. Trump co prawda zapewnił, że „sojusz jest dla niego bardzo ważny”, ale jednocześnie oświadczył, że jest on „przestarzały”. To tym bardziej niepokojące, że miliarder zasygnalizował jednocześnie możliwość porozumienia się z Putinem. Jego zdaniem jednym z elementów takiego „dealu” mogłaby być zgoda Moskwy na ograniczenie zbrojeń jądrowych w zamian za zniesienie sankcji nałożonych po agresji Rosji na Ukrainę.

– To jest sprzeczne z tym, co słyszeliśmy w zeszłym tygodniu w czasie przesłuchania w Senacie kandydata na sekretarza obrony. Zobaczymy, jaki będzie tego skutek dla amerykańskiej polityki zagranicznej – przyznał szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier, który rozmawiał o stanowisku Trumpa z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem.

George Friedman, założyciel znanej agencji wywiadowczej Stratfor, tłumaczy „Rzeczpospolitej”, że za zwrotem w amerykańskiej polityce zagranicznej stoi 94-letni Henry Kissinger, który w 1972 r. doprowadził do nawiązania stosunków dyplomatycznych między USA i Chinami, co w ogromnym stopniu przyczyniło się do ostatecznego wygrania przez Amerykę zimnej wojny.

– Kissinger dawno doszedł do dwóch wniosków: że Unia jest skazana na porażkę oraz że NATO nie jest dostosowane do wyzwań XXI wieku – mówi Friedman. Choć Europa stała się bogata, nie tylko nie chce wydawać na własną obronę, ale także brać udziału poprzez NATO w konfliktach tam, gdzie się one toczą, w szczególności na Bliskim Wschodzie. Obama też to widział, ale wolał udawać, że wszystko jest w porządku. Trump używa niezdarnego języka, ale opisuje rzeczy, jakimi one są. Ponieważ ani Unii, ani NATO nie da się zreformować, bo to wymagałoby zgody zbyt wielu krajów, jedynym wyjściem dla Ameryki w przyszłości jest postawienie na relacje bilateralne. W tym nowym układzie szczególną rolę dla Waszyngtonu będą ogrywały Wielka Brytania, Polska i Rumunia, a także Francja, która chciała np. wziąć udział w operacji w Syrii. Ale z Niemcami, które formalnie są naszymi sojusznikami, łączy nas o wiele mniej – powiedział założyciel Stratforu.

Zdaniem „Spiegla” Merkel już od dłuższego czasu spodziewa się pogorszenia relacji z USA za kadencji Trumpa. Po jego wyborze wysłała mu gratulacje, zapowiadając jednak, że Niemcy są gotowe współpracować tylko „na podstawie wspólnie wyznawanych wartości, jak demokracja, prawa człowieka, zakaz dyskryminacji na podstawie religii, koloru skóry, pochodzenie czy preferencji seksualnych”.

JĘDRZEJ BIELECKI

Więcej postów