W ukraińskim Kościele grekokatolickim odżyły praktyki przypominające najczarniejsze lata Stalina i Hitlera. Masowe palenie niewygodnych historycznych książek i bezwzględne represje wobec tych, którzy ujawniają prawdę. W imię Chrystusa – opamiętajcie się!
Aż trudno uwierzyć, że w kraju, który aspiruje do miana cywilizowanego, na głowę jednego człowieka może zwalić się taka lawina pomyj, oszczerstw i szykan tylko za to, że opublikował pamiętniki z czasów II wojny autorstwa błogosławionego i męczennika katolickiego – biskupa Grzegorza Chomyszyna.
Chodzi o księdza Ihora Pełehatyja z Ukrainy, do niedawna redaktora pisma diecezjalnego „Nowa Zoria” w Iwano-Frankowsku (d. Stanisławów), który wydał na KUL-u w formie książki „Dwa Królestwa” nieznany dotychczas rękopis Chomyszyna, dawnego grekokatolickiego Biskupa Stanisławowskiego.
Przez lata rękopis ten ukrywali duchowni, aby nie wpadł w ręce ukraińskich nacjonalistów i nie został zniszczony przez uprawiającą kult UPA i Stepana Bandery grekokatolicką hierarchię kościelną. Teraz ujrzał on światło dzienne wywołując atak bynajmniej nie chrześcijańskiej wściekłości i zemstę tychże hierarchów i nacjonalistów.
Chodzi o to, że listy biskupa i męczennika Grzegorza Chomyszyna bynajmniej nie wpisują się w ideologię neobanderowską, co więcej – napominają przed radykalizmem i integralnym ukraińskim nacjonalizmem, który biskup nazywał „nacjonalizmem zboczonym”, sprzecznym z wartościami etycznymi.
Biskup krytycznie odnosił się też do działalności metropolity Andrzeja Szeptyckiego, który tolerował szerzenie się ukraińskiego szowinizmu i – jak określa Chomyszyn – umył ręce wobec „herezji nacjonalizmu”.
Biskup krytykował również sformułowaną przez Dymitra Doncowa ukraińską doktrynę nacjonalistyczną i protestował przeciwko działalności radykalnych bojówek UPA. Nacjonalizm nazywał największą herezją, która dotknęła naród ukraiński, bałwochwalstwem i satanizmem. Z kolei o przywódcy OUN Stepanie Banderze wypowiadał się lekceważąco i ironicznie.
Bez wątpienia biskup Grzegorz Chomyszyn to postać, na której można budować porozumienie polsko-ukraińskie – potwierdzał w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl znany historyk KUL-u dr hab. Włodzimierz Osadczy, szef Ośrodka Badań Wschodnioeuropejskich, który brał udział w przygotowaniu tych pamiętników do druku i opatrzył je wstępem.
Tymczasem na wrześniową promocję książki „Dwa Królestwa” w auli biskupiej na KUL-u wtargnęła nacjonalistyczna bojówka ukraińska ubrana w tradycyjne ukraińskie wyszywanki, która usiłowała za wszelką cenę zakłócić spotkanie krzycząc „Hańba!” i obrzucając obelgami obecnego na sali ks. bpa Mariana Buczka.
To samo stało się w czasie prezentacji książki we Lwowskiej Kurii Metropolitalnej 12 września br. Z kolei ukraiński biskup usunął księdza Pełehatyja ze stanowiska dyrektora wydawnictwa diecezjalnego i redaktora naczelnego pisma „Nowa Zoria”, którym ten kierował od 26 lat, założonego zresztą kiedyś przez samego biskupa Chomyszyna.
Ale to był dopiero początek szykan. Przeciwko księdzu Pełehatyjowi wszczęto kościelny proces sądowy za wydanie wspomnień katolickiego męczennika. Zabroniono rozprowadzania książki w księgarniach, wycofano ją z bibliotek kościelnych i świeckich, gazety z cytatami biskupa Chomyszyna są rekwirowane i niszczone.
Jak ujawniają księża rzymskokatoliccy na Ukrainie, na polecenie ukraińskich biskupów całe partie książek są masowo wykupywane, a następnie palone na stosach.
Księdza Pełehatyja nachodzi też Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, raz po raz dostaje pogróżki od nacjonalistów ukraińskich. Z polecenia grekokatolickiego metropolity Wołodymyra Wijtyszyna na redakcję „Nowej Zori” nasłano kontrolę audytorską aby za wszelką cenę znaleźć jakieś materiały, które pozwolą na wszczęcie przeciwko księdzu sprawy kryminalnej.
W brutalnym zaszczuwaniu Pełehatyja prym wiedzie wspomniany Metropolita Iwano-Frankowski Wijtyszyn – zresztą dawny absolwent KUL-u. A przecież odbierając dyplom doktorski składał przysięgę, że będzie służył prawdzie.
Tymczasem książka – a przynajmniej te jej egzemplarze, które udało się uratować – została błyskawicznie wykupiona na Ukrainie. W odróżnieniu od hierarchów, zwykli wierni odebrali ją bardzo pozytywnie i bronią poglądów biskupa Chomyszyna.
„To owoc działania książki i zdrowe ziarno, z którego może coś dobrego wyrosnąć” – ocenia dr Osadczy. Jego zdaniem, książka „odsłania inną wizję rozwoju społeczeństwa, pokazuje normalność, a nie wspomniany „zboczony nacjonalizm”, który niestety w tej chwili występuje dość powszechnie na Ukrainie”.
Jednak do zwalczania prawdy nacjonaliści ukraińscy stosują jak zwykle swoją ulubioną metodę – oskarżają biskupa Chomyszyna – męczennika i błogosławionego Kościoła katolickiego, że „pisał pod dyktando Rosji i NKWD”. Oczywiście jak zwykle nie przedstawiając żadnych dowodów.
Przypomnijmy więc, że kiedy biskup pisał pamiętniki tereny obecnej Ukrainy znajdowały się pod okupacją niemiecką. Sam Chomyszyn po raz pierwszy został aresztowany przez NKWD po wkroczeniu Armii Czerwonej jeszcze w 1939 r., potem – po raz drugi – w kwietniu 1945 r. Zmarł zamęczony przez sowietów w Więzieniu Łukianowskim w Kijowie w grudniu 1945 r.
Posądzanie go o sprzyjanie Rosji jest absurdem – w okresie całej swojej działalności od początku XX w. Chomyszyn zwalczał wpływy Cerkwi prawosławnej na Ukrainie, udział w nabożeństwach i pielgrzymkach prawosławnych nazywał „ciężkim grzechem”, pisał że przyjęcie przez Ruś chrztu z Bizancjum, a nie z Rzymu, było wielkim nieszczęściem.
Jednak kiedy teraz ukazały się jego listy, w których krytykuje ukraiński nacjonalizm, błogosławiony biskup Chomyszyn najwyraźniej został uznany za śmiertelnego wroga przez obecnych hierarchów swojego własnego Kościoła grekokatolickiego.
Trudno się dziwić, skoro np. arcybiskup Lwowa Ihor Woźniak w swojej „nauce pasterskiej” mówi, że „Stepan Bandera jest skarbem narodu”, a kardynał Lubomyr Huzar, były zwierzchnik Kościoła grekokatolickiego twierdził, iż „OUN to nie jest dzień przeszły, ale współczesność i świetlany przykład rozwoju społeczeństwa ukraińskiego”.
Trudno w tej sytuacji nie zapytać, czy Kościół grekokatolicki na Ukrainie jest jeszcze instytucją religijną wyznającą miłość bliźniego i potępiającą przemoc, czy może zamienił się już wyłącznie w nacjonalistyczny ruch społeczny, jak niegdyś w czasie mordów dokonywanych przez UPA, które przecież wielu jego duchownych pochwalało i wspierało.
Palenie książek na stosach, zastraszanie, wyrzucanie z pracy, prześladowanie sądem, rozpowszechnianie oszczerstw, fałszowanie historii – te praktyki znamy dobrze zarówno z hitlerowskich Niemiec, jak i z bolszewickiej Rosji.
Z pewnością nie budują one dzisiaj żadnej duchowości Ukraińców, nie pozwalają na życie w Prawdzie, ani nie służą – wbrew temu co sądzą ci, którzy tak postępują – wzmocnieniu Ukrainy. Wręcz przeciwnie – faszyzujący nacjonalizm stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie, gdyż to on właśnie jest masowo używany w Rosji przez propagandę dla uzasadnienia jej agresji na Ukrainę.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że wszyscy, którzy dziś pchają Ukrainę w tym kierunku – również ci, którzy wspierają ich z Polski – służą interesom Rosji. Nie będziemy – jak oni sami mają to w zwyczaju wobec wszystkich oponentów – nazywać ich „agentami Kremla”. Oni są po prostu „użytecznymi idiotami”, których ten Kreml skutecznie wykorzystuje w swoim interesie.
Najsmutniejsze, że ten – jak nazywał go biskup Chomyszyn – „zboczony nacjonalizm” dotyka dziś także tych, którzy mają dbać o zdrowie duchowe narodu. Jeśli więc nauka miłości Kościoła nic dla nich nie znaczy, apelujemy: opamiętajcie się, jeśli nie w imię Chrystusa, to przynajmniej w imię chłodnej kalkulacji tego, co leży w rzeczywistym interesie waszego kraju.
Nie idźcie tą drogą – tak zaczyna się totalitaryzm!
MARABUT
No upa nadchodzi ..
No przecie? to s? nasi bracia.Jak wida?.