Sprawa Tylman. Śledczy nie mają wątpliwości: to Adam Z. zabił Ewę

Chociaż mówi, że tego nie zrobił, a z feralnej nocy nic nie pamięta, bo był pijany, śledczy twierdzą, że pokłócił się z Ewą, a potem wepchnął ją do rzeki. – Proces będzie w dużej mierze poszlakowy, ale mamy szereg dowodów potwierdzających nasz akt oskarżenia – mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Kilkadziesiąt tomów akt, kilkanaście ekspertyz biegłych i dziewięciokrotne przesłuchanie Adama Z. – to efekt żmudnego śledztwa poznańskiej prokuratury. Dokładnie za tydzień minie rok od zaginięcia młodej pracownicy jednej z poznańskich drogerii. Z rzeki martwą wyłowiono ją 25 lipca. Przez ten czas prokuratura nie próżnowała.

– Zabezpieczyliśmy godziny monitoringu z różnych kamer, przesłuchaliśmy wielu świadków, przeprowadzaliśmy kilkanaście eksperymentów procesowych, powołaliśmy wielu biegłych – wylicza Magdalena Mazur-Prus. W końcu akt oskarżenia trafił do sądu. Wszystko po to, by winny śmierci Ewy Tylman nie wywinął się wymiarowi sprawiedliwości.

22 listopada 2015 r. Ewa uczestniczyła w firmowej imprezie na Starym Rynku w Poznaniu. Po północy wyszła z Adamem Z. Szli w stronę mostu Rocha. To właśnie tam doszło do zbrodni. – Na nagraniu widać szarpaninę, ostrą gestykulację. Ewa zaczyna uciekać, a Adam Z. ją goni – mówi Magdalena Mazur-Prus. W tym miejscu zapis monitoringu się urywa. Zdaniem prokuratury to, co wydarzyło się potem, wyglądało tak: Adam Z. dogonił kobietę i zepchnął ją ze stromej skarpy. Ewa straciła przytomność. Wtedy Adam Z. przeciągnął ją po trawie nad rzekę i wrzucił do wody. Biegli z dużym prawdopodobieństwem wskazali, że kobieta w chwili znalezienia się w wodzie jeszcze żyła.

Adam Z. tylko raz potwierdził ten scenariusz. Potem wszystko odwołał. Był przesłuchiwany dziewięciokrotnie, ale za każdym razem zmieniał wersję. Teraz konsekwentnie nie przyznaje się do zabójstwa, za które może zostać za kratkami nawet do końca swojego życia.

SE.PL

Więcej postów