Ochroniarze w strachu. MON zrezygnuje z ich usług?

Według danych MON, SUFO (specjalistycznymi uzbrojonymi formacjami ochraniającymi obiekty wojskowe) ochraniają obecnie 332 obiekty należące do Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Resort szacuje, że w SUFO zatrudnionych jest ok. 7 tys. osób.

Kim są i co robią?

Pracownicy SUFO (Specjalistycznych Uzbrojonych Formacji Ochronnych) to ochroniarze, którzy stoją na posterunkach, przy szlabanach na wjeździe do jednostek wojskowych albo w miejscach, gdzie są ćwiczenia wojskowe.

– Często ich praca polega też na wypisywaniu i sprawdzaniu przepustek, a także kontrolowaniu ruchu osobowego i kołowego. W mojej opinii bezsensowne byłoby przydzielanie do tych zadań wojskowych specjalistów, których państwo wyszkoliło zupełnie do innych celów. Dziś przy ochronie jednostek i obiektów wojskowych zaangażowanych może być nawet do 10 tys. pracowników prywatnych firm – szacuje Beniamin Krasicki, prezes firmy City Security, która zatrudnia ok. 2 tys. pracowników SUFO.

– Gdyby zastąpić ich zawodowymi wojskowymi, trzeba by zatem było do tego – a więc do funkcji typowo wartowniczych – skierować nawet aż do 10 proc. wszystkich żołnierzy – dodaje.

Szkoda żołnierza na wartę

W ocenie Beniamina Krasickiego, nie ma potrzeby, aby wyspecjalizowani żołnierze do zadań bojowych – w których przygotowanie zainwestowało państwo, a których w Polsce jest ok. 120 tys. – byli przydzielani do ochrony jednostek wojskowych, bo to są tak naprawdę – w porównaniu z tym, do czego są oni powołani – proste czynności.

– Żołnierz zawodowy nie może biegać z karabinem, szkolić się, a wieczorem iść na wartę. Po przyjściu z warty musi mieć dzień odpoczynku, czyli straci na tym jakość szkolenia, czas szkolenia i znacznie podrożeje sama obsługa. Wobec tego trzeba powołać pododdziały i oddziały wartownicze i stworzyć dodatkowe etaty, co oczywiście kosztuje, i to nie mało – zwraca uwagę Leon Komornicki, generał w stanie spoczynku.

Większe koszty

Jak przypomina gen. Komornicki, MON zdecydował się kiedyś na korzystanie z outsourcingu, ponieważ chciał obniżyć koszty. A ochrona obiektów wojskowych przez żołnierzy jest o wiele droższa niż przez pracowników ochrony, co wynika chociażby z wyliczeń Polskiej Izby Ochrony. Ta oszacowała, że miesięczna różnica w wynagrodzeniach między pełnieniem ochrony przez wojskowych a pracowników SUFO tylko na 30 posterunkach – może sięgać blisko 463 tys. zł.

Z czego wynikają różnice? Po pierwsze – aby ochronę na tych posterunkach mogła sprawować firma ochrony, potrzebuje trzech osób na stanowisku dowódcy warty i 90 na stanowiskach wartowników. W przypadku wojska, potrzebnych jest – czterech dowódców warty, czterech rozprowadzających (wartownicy nie mogą samodzielnie opuszczać warty, więc to rozprowadzający odpowiadają za zmiany wartowników – w przypadku żołnierzy niezawodowych) i 129 wartowników.

Jak wylicza Polska Izba Ochrony, średnie miesięczne wynagrodzenie pracownika SUFO, który pełni funkcję dowódcy warty wynosi 2,4 tys. zł netto, a wartownika – 2160 zł netto. W przypadku wojskowych – średnie miesięczne wynagrodzenie (bez dodatków) dowódcy warty wynosi 3,5 tys. zł netto, rozprowadzającego – 3 tys. zł netto, a wartownika 2,5 tys. zł. Po uwzględnieniu dodatków średnie miesięczne wynagrodzenie dowódcy warty wyniesie 4405 zł netto, rozprowadzającego – 3905 zł netto, a wartownika – 3265 zł netto (patrz tabela poniżej).

Polska Izba Ochrony podsumowuje – biorąc pod uwagę liczbę wszystkich pracowników, a także wysokość średniego miesięcznego wynagrodzenia wraz z pozostałymi kosztami – że miesięczny koszt ochrony 30 posterunków przez wojsko wyniesie ponad 761 tys. zł (w tabeli wyliczenie po lewej), a przez SUFO – ponad 298 tys. zł.

Potrzebny złoty środek

– Jeśli mają być już jakieś zmiany, to – moim zdaniem – pewnym kompromisem byłoby to, aby tylko specjalnie wydzielone ze względu np. na swoje szczególne znaczenie jednostki strategiczne były ochraniane przez zawodowych wojskowych – uważa Beniamin Krasicki.

Podobnego zdania jest generał Komornicki. W jego opinii, powierzenie ochrony wszystkich jednostek z powrotem wojsku oznaczałoby wpadanie ze skrajności w skrajność

– Proponuję, żeby iść w kierunku następującym. Po pierwsze – wyznaczyć, czy określić kategorię jednostki, jeżeli chodzi o potrzebę ochrony i bezpieczeństwa w czasie pokoju. Odpowiedzieć sobie, że w kategorii pierwszej to są na przykład jednostki rakietowe, stanowiska dowodzenia, siedziby dowództw, siedziby resortu. Nie wyobrażam sobie, żeby np. w sztabie dywizji stał ochroniarz. Tam powinien być żołnierz z prawdziwego zdarzenia. To jest instytucja, która z racji swojej rangi po prostu tego wymaga – mówi generał.

Według niego, to do sztabu generalnego należy obowiązek określenia tego, które jednostki powinny być ochraniane przez wojsko. – Natomiast ochronę w jednostkach w kategorii drugiej czy też trzeciej, powinni przejąć odpowiednio wyspecjalizowani, certyfikowani, wyposażeni i wyszkoleni pracownicy firm ochrony. Dodatkowa korzyść: ich potencjał może, a nawet powinien, zostać wykorzystany w całym systemie obrony państwa – na przykład przy realizacji idei Wojsk Obrony Terytorialnej – podsumowuje gen. Komornicki.

Zmiana kursu?

Sławomir Wagner, prezes Polskiej Izby Ochrony, nie kryje zdziwienia w związku z ewentualną możliwością powrotu do ochrony jednostek wojskowych przez żołnierzy.

– W Stanach Zjednoczonych czy innych krajach UE standardem jest, że część obiektów wojskowych jest chronionych przez firmy komercyjne, więc dziwi mnie kurs odejścia od pewnych rozwiązań, które są na Zachodzie. Jeżeli tam są stosowane i przynoszą wymierne korzyści dla obu stron, to dlaczego mielibyśmy je przestać stosować u nas? – mówi.

– MON zdecydował się kiedyś na powierzenie ochrony wyspecjalizowanym firmom ochrony, gdyż znacznie obniżało to koszty. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można było zainwestować w doposażenie armii w uzbrojenie czy wyposażenie. Dlatego nie ukrywam zdziwienia, że pojawił się pomysł projektu, który zmierza w odwrotnym kierunku i który spowoduje znaczne zwiększenie kosztów. Jeśli takie działania zostaną podjęte, to z pewnością ze szkodą dla naszej branży, przez co wiele osób straci pracę. A wiele firm, a tym samym ich pracowników, już od kilku lat, podwyższa swoje kwalifikacje, by specjalizować się właśnie w ochronie obiektów wojskowych – podsumowuje.

JOLANTA MIŚKÓW

Więcej postów