Telefon komórkowy zaginionej w 2012 roku Anny Garskiej (30 l.) jest kluczowym dowodem na to, ze zabójcą kobiety jest jej mąż, były policjant Marek G. (37 l.). Chociaż ciała kobiety dotąd nie znaleziono, a oskarżony nie przyznaje się do zabójstwa, śledczy są przekonani, że to on zamordował Annę. Przed Sądem Okręgowym w Katowicach trwa jego proces.
7 lipca 2012 r. wieczorem morderca najprawdopodobniej udusił lub utopił Annę w łazience w ich czeladzkim mieszkaniu. Zwłoki mógł zapakować do dużej, beżowej walizki i wywieźć w okolice Siewierza. Jej telefon włożył do koperty i wysłał na adres hotelu w Monachium. Chciał w ten sposób zmylić śledczych, sugerując, że żona mogła wyjechać do Niemiec.
Pomylił jednak adresy i przesyłka trafiła z powrotem do Polski. Długo leżała w Koluszkach w biurze rzeczy niedoręczonych. Po 13 miesiącach (taka jest procedura) pracownicy biura mogli ją otworzyć. – Telefon był kluczowym dowodem w sprawie – mówi Zbigniew Jamrozy z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Okazało się, że komórka została sprytnie wyczyszczona ze wszystkich połączeń i SMS-ów. Nie było na niej śladów linii papilarnych zaginionej. W środku koperty znaleziono za to odcisk palca jej męża.
Poza tym śledczy mają jeszcze jeden ważny dowód. Ustalili, że telefon Anny logował się w okolicach jej domu po trzech godzinach od jej rzekomego wyjścia z domu, a później w okolicach dworca PKP w Katowicach – tam policjant nadawał przesyłkę do Niemiec.
Marek G. nie przyznaje się do winy. Utrzymuje, że jego żona po kłótni sama opuściła mieszkanie i nie wróciła.
FAKT.PL