Sobotnia konwencja wyborcza pana Bronisława Komorowskiego kandydata na funkcję prezydenta państwa pokazała znowu prawdziwe oblicze całego obozu politycznego, z którym jest związany ten pan, jak również przypomniała wszystkim, z kim mają do czynienia.
To wydarzenie napawa chyba każdego uczciwego człowieka odrazą, tak bardzo, że z trudem się o nim pisze, dlatego autor przeprasza czytelników za przypominanie tego wydarzenia. Lepiej chyba to przemilczeć, ale ponieważ było to wydarzenie nacechowane w istocie zupełnie negatywnie, nie można go nie zaznaczyć, świadcząc o tym, co widzieliśmy.
Przemówień ludzi establishmentu było tam sporo, można powiedzieć, że nawet o kilka zbyt dużo. Samo przemówienie pana Komorowskiego pokazało nam obraz Polski sytej, szczęśliwej i zadowolonej z tego, co posiada i co może dzięki sytuacji, w której się znajduje. Wielka szkoda, że to przemówienie dotyczyło może 15% społeczeństwa, tj. tej jego sytej części, a nie setek tysięcy dzieci, dla których obiad to często makaron z ketchupem, kromka chleba ze smalcem lub emerytów i rencistów, którzy odchodzą od okienek aptecznych bez wykupienia niezrozumiale drogich leków. Nie wspominając już o młodych, których nie jest stać na utrzymanie się w realiach naszej współczesności, którą co tu dużo ukrywać zawdzięczamy właśnie środowisku politycznemu, do którego należą m.in. pani Kopacz i pan Komorowski.
Przemówienie pana Komorowskiego było po prostu nudną frazeologią, która nie porwała tłumów, hasło wyborcze samo w sobie nieuprawnione, albowiem jeżeli chodzi o bezpieczeństwo to przecież pan Komorowski jest współodpowiedzialny za stan naszego bezpieczeństwa, gdyż to on swoim przyzwoleniem na ekstremalnie szkodliwą politykę zagraniczną poprzedniego wcielenia tego samego rządu jest współodpowiedzialnym za naszą dzisiejszą sytuację w zakresie bezpieczeństwa. Szkoda, że zabrakło, chociaż słowa refleksji na temat tych nieprawidłowości i po prostu złej, nieuprawnionej polityki. Jednak nie ma nawet, po co pochylać się nad tym przemówieniem, ponieważ było po prostu nieciekawe. W ostateczności nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi panu Komorowskiemu, poza jednym – możemy być pewni, że jemu nie chodzi o jakąkolwiek zmianę. Ten człowiek jak wszystko na to wskazuje, jest zadowolony z rzeczywistości, którą współtworzy i na którą daje przyzwolenie, niczego więcej niż kontynuacji nie oczekuje.
Natomiast przemówienie pani Kopacz – dla przypomnienia urzędującej premier naszego kraju to pewna wartość sama w sobie, pokazująca jak bardzo Platforma Obywatelska potrzebuje Prawa i Sprawiedliwości, żeby nie tylko trwać, ale w ogóle uzasadniać swoje istnienie. Co z wielkim apelem o jedność kilka miesięcy wcześniej? Co z apelami o porozumienie o zakończenie sporów itd.? Najlepsza była wstawka o odbieraniu telefonu, gdyby coś się działo, w domyśle w przypadku zagrożenia wojennego! Coś niesamowitego, po prostu prawdziwy fenomen. Jednakże najbardziej poraża to uderzenie przywołujące Prawo i Sprawiedliwość na „udeptaną ziemię”.
Przez całą konwencję, będącą w istocie seansem nienawiści chyba nie padło ani razu nazwisko pana Dudy, ale było czuć jego oddech na karkach panikujących przemawiających. Stworzono wrażenie zarządzania z tylnego fotela panem Dudą, przenosząc spór merytoryczny na typowe dla sporu emocjonalnego odniesienia do starego i znanego, wręcz bezpiecznego konfliktu z Prawem i Sprawiedliwością.
Widać, że duet: jedynie słuszny kandydat i jedynie słuszna partia – mają się świetnie i wszystko, czego potrzebują to tylko i wyłącznie pan Jarosław Kaczyński, nawet uosobiony pod postacią pana Dudy, wszystko jedno jak, byle by tylko bić wedle starych, dobrze sprawdzonych zasad wieloletniej przepychanki.
Widać w tej retoryce odrobinę myśli jednego z najnowszych nabytków jedynie słusznej partii rządzącej. Zwłaszcza to sprowadzenie pana Dudy do roli „nie-do-kandydata”, któremu przeciwstawia się osobę z doświadczeniem, autorytetem itd., to jest bardzo dobre rozegranie akcentów, bardzo skutecznie spłycające logikę sporu, a zarazem oddalające ją od jakichkolwiek kwestii merytorycznych.
Zadziwia to uwspólnienie losów, jakich dokonała PO na tej konwencji, ponieważ nie mają żadnej gwarancji, że pan Komorowski wygra te wybory. O kwestiach w rodzaju bycia prezydentem wszystkich Polaków itd., to w ogóle nie ma i co gorsza nie będzie już o czym mówić.
Sytuacja, w jakiej znajdują się główni rywale tych wyborów nie jest sytuacją analogiczną do bipolarnego układu partyjnego. Dlatego i głównie dlatego, ponieważ są jeszcze inni kandydaci i inne kandydatki. Można do drugiej tury nie wpuścić kandydata, który mówi o niczym, ewentualnie można sprawę rozstrzygnąć już w pierwszej turze. Dobrze byłoby o tej opcji pamiętać. Nie jesteśmy skazani na żaden jedynie słuszny wybór, co więcej nie musimy potem cierpieć bufonady samozadowolenia przez kolejne pięć lat. Faktem jest, że wybór jest trudny, praktycznie żaden, ale to nie mogą być tylko wybory mniejszego zła. Obyśmy tą konwencję pamiętali tylko dzięki kilkunastu autobusom, niczym innym nie zapisała się w pamięci wyborców. Swoją droga jednak, to żałosne, że tych zadufanych w sobie ludzi, nie jest stać na nic więcej poza seansem samozadowolenia? Nie potrafią nawet na chwilę się przełamać i wykazać zrozumienie dla rzeczywistości?
Krakauer