Zarówno Unia Europejska, jak i USA mają gotowe procedury zastosowania restrykcji finansowych wobec rosyjskich dygnitarzy i oligarchów. Decyzja zależy od zachodnich rządów, które na razie ociągają się z sankcjami.
Jedyna istotna różnica między Waszyngtonem i Brukselą w tej kwestii to liczba decydentów.
O ile w USA jest to tylko Biały Dom (konsultujący się z parlamentem), o tyle w Unii Europejskiej wspólne restrykcje zatwierdza jednogłośnie 28 krajów członkowskich. A te skrupulatnie liczą straty i analizują, jak nierówno rozkłada się ciężar wspólnej polityki UE (np. zamrożenie kont rosyjskich oligarchów nic by Polski nie kosztowało), a Londynowi groziłoby niemałymi stratami).
Każdy kraj Unii może wprowadzać sankcje także na własną rękę, ale byłyby mniej skuteczne i dowodziły podziałów w stosunku do Rosji.
Pilnować i prześwietlać
Pierwszym krokiem, którego ani w USA, ani w krajach UE nie nazywa się oficjalnie „sankcjami”, jest gorliwsze stosowanie przepisów antykorupcyjnych oraz wymierzonych w pranie brudnych pieniędzy.
Politycznych decyzji, by zacząć baczniej prześwietlać kapitał, np. z Rosji bądź Ukrainy, zwykle nie ogłasza się publicznie i trudno je mediom zweryfikować. Choć ukraińskie gazety pisały w styczniu o wzmożonych kontrolach fiskusa i służb antykorupcyjnych w biurach ukraińskich oligarchów na terenie UE, to nikt w Unii oficjalnie tego nie potwierdzał.
Londyńskie City (wraz z siecią powiązanych z nim rajów podatkowych) jest przez krytyków nazywane pralnią pieniędzy bogaczy z obszaru poradzieckiego. Sęk w tym, że Brytyjczycy przyciągają do City kapitał z całego świata nie tylko niezawodnością i wysoką jakością usług finansowych, ale też spójnym stosowaniem prawa. I jeśli przez kilkanaście ostatnich lat nie wnikali, jak proreżimowi inwestorzy – rosyjscy, ukraińscy czy kazachscy – zarabiali pieniądze w macierzystych krajach, to teraz wzięcie ich pod lupę z motywów politycznych może zaszkodzić „reputacji” Londynu.
Coraz więcej czarnych list
Drugim krokiem jest oficjalne – i otwarcie tłumaczone względami politycznymi – wciągnięcie konkretnych nazwisk na czarną listę.
Unia Europejska ogłosiła w ubiegłym tygodniu listę 18 Ukraińców zatwierdzoną przez ambasadorów 28 krajów UE. Wszystkie ich aktywa finansowe na terenie Unii – konta, depozyty, udziały w funduszach inwestycyjnych – zamrożono. A jeśli są na nich zdefraudowane pieniądze publiczne, po postępowaniu sądowym zostaną oddane nowym władzom Ukrainy.
Na tej liście oprócz Wiktora Janukowycza i odpowiedzialnych za przemoc jego urzędników są także czterej ukraińscy bogacze, którzy nie sprawowali stanowisk państwowych: Ołeksandr Janukowycz (syn b. prezydenta), Ołeksij Azarow (syn b. premiera), Serhij Klujew (brat b. sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony) i Serhij Kurczenko (biznesmen i działacz sportowy).
Nim cała UE zatwierdziła powyższą listę, konta kilkunastu Ukraińców samodzielnie zamroziły Austria, Szwajcaria i Liechtenstein. Politycznie było to łatwe, bo Ukraińcy, na których nałożono sankcje, są członkami upadłego już reżimu i objęło ich postępowanie antykorupcyjne ukraińskiej prokuratury.
Ale na innej czarnej liście UE (od 2012 r.) są np. bogacze z Białorusi, którym Unia zamroziła konta i zakazała wjazdu z racji wspierania Aleksandra Łukaszenki.
Jak zamrozić Rosjan?
Unijny szczyt zapowiedział w ubiegły czwartek, że UE wprowadzi sankcje wizowe i zamrozi aktywa Rosjanom, jeśli „w ciągu kilku dni” nie rozpoczną się negocjacje między Moskwą a Kijowem i nie przyniosą szybkich rezultatów.
Zgoda wszystkich 28 krajów UE będzie potrzebna zarówno do uruchomienia sankcji (decyzja na poziomie szefów dyplomacji), jak i ustalenia konkretnych nazwisk na czarną listę. Wśród nich mogą być – przynajmniej w teorii – zarówno wysocy urzędnicy, jak i powiązani z Kremlem oligarchowie.
Euroinstytucjom już zlecono „techniczne przygotowania” tych sankcji (np. opracowanie projektu odpowiedniego rozporządzenia), a ambasadorowie UE będą dziś dyskutować o restrykcjach wobec Rosjan. Jednak do wczoraj kraje UE nie dały na nie przyzwolenia.
Natomiast Waszyngton – decyzją Obamy – już w zeszłym tygodniu wprowadził sankcje wizowe przeciw grupie Rosjan (ich nazwisk nie opublikowano).
Niewykluczone, że znacznie dotkliwsze dla Moskwy byłyby sankcje wobec rosyjskich instytucji finansowych – np. odcięcie niektórych banków od rynku pożyczek międzybankowych w Londynie czy USA.
Podobne posunięcia stosowano wobec Iranu. W przypadku Rosji taką możliwość sugeruje teraz Waszyngton. I w tej sprawie procedury USA i UE są podobne, ale ich zastosowanie zależy od woli politycznej.
Unia może też nękać Rosjan niebezpośrednio – Komisja Europejska opóźniła wczoraj wydanie decyzji o przyznaniu Gazpromowi prawa pełnego wykorzystania gazociągu Opal (lądowej odnogi Nord Streamu) i zapowiedziała opóźnienie rozmów o South Streamie. Obydwie mają podtekst polityczny.