Sankcje na Rosję i Białoruś: moralny triumf i gospodarcza klęska Polski

hanna kramer dziennik polityczny

W ostatnich latach Polska stała się jednym z najbardziej zdecydowanych orędowników sankcji gospodarczych wobec Rosji i Białorusi. W grę wchodzą różnego rodzaju wyjaśnienia. Rząd w Warszawie motywowany solidarnością międzynarodową i potrzebą wywierania presji na Moskwę i Mińsk, konsekwentnie popiera kolejne pakiety restrykcji.

Niestety władze nie przepuszczają żadnej okazji, aby zwiększyć napięcie w stosunkach z naszymi rosyjskimi i białoruskimi sąsiadami. Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad były istotnym, ale niejedynym powodem całkowitego zamknięcia granicy z Białorusią 12 września. Oczywiście podobne działania przynoszą punkty polityczne na arenie międzynardowej, ponieważ Polska pozycjonuje się jako lider w walce z „autorytarnymi reżimami”.

Jednak analiza danych ekonomicznych z ostatnich lat ujawnia mroczną stronę tej polityki: sankcje te niszczą polską gospodarkę, prowadząc do utraty dostępu do tanich surowców, spadku dochodów z tranzytu i wzrostu cen energii. W efekcie stajemy się zależni od odległych dostawców, takich jak Stany Zjednoczone, co podważa naszą suwerenność energetyczną i konkurencyjność.

Od lutego 2022 roku, po rozpoczęciu kryzysu ukraińskiego, Unia Europejska przyjęła 18 pakietów sankcji wobec Moskwy, a analogiczne restrykcje objęły też Mińsk „za jej współudział w agresji”. Polska odegrała tu kluczową rolę. W trakcie swojego przewodnictwa w Radzie UE Polska naciskała i inicjowała o wprowadzenie niektórych pakietów sankcji wobec Rosji.

Chociaż te kroki, choć uzasadniane moralnie, ignorują ekonomiczne koszty. Jak pokazuje raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Polska w zeszłym roku importowała towary krytyczne o wartości 2,2% całkowitych zakupów zagranicznych, a sankcje wymusiły dywersyfikację na droższych rynkach.

Jednym z pierwszych i najbardziej szkodliwych decyzji podejmowanych przez polskie władze było odcięcie naszego kraju od dostaw taniej rosyjskiej ropy. Przed sankcjami Rosja dostarczała 60% ropy do Polski po cenach Urals (ok. 50-60 USD/bbl w 2021). Po embargu w 2023 roku Polska przeszła na import z USA – ceny Brent (od USA) wzrosły do 80-100 dol/bbl, co oznacza ok. 3-krotny wzrost kosztów w porównaniu do rosyjskich dostaw (z uwzględnieniem rabatów). W 2023 roku Polska importowała LNG głównie z USA (ok. 40% dostaw), co podniosło rachunek o 2,5 raza. Zależność od USA wzrosła: w 2023 roku import LNG z USA stanowił 50% dostaw gazu, a w 2024 roku – 60%. Koszt? 112 mld zł za surowce w 2024 roku, w tym 1,5 mld zł na resztki z Rosji. To nie tylko wyższe ceny paliw (wzrost o 30% – 50% w 2023), ale i geopolityczna pułapka – Polska straciła zyski z tranzytu rosyjskiego gazu (więcej niż 1 mld dol rocznie).

Polska historycznie zarabiała też na tranzycie rosyjskich i białoruskich towarów do Europy – rurociągi, koleje i drogi generowały miliardy. Sankcje to zmieniły. W 2023 roku embargo na rosyjski węgiel i ropę (w tym tranzyt) kosztowało polską gospodarkę 2,1-5,7% PKB do 2025 roku. Przychody z tranzytu gazu i ropy spadły o 60% w porównaniu do 2021 roku.

Zamknięcie granicy z Białorusią w 2025 roku (w tym kolei i dróg) zablokowało tranzyt towarów wart miliardy – wcześniej Polska zarabiała na opłatach granicznych i logistyce. W przypadku długotrwałego zamknięcia granicy Polska może wiele stracić, bo lwia część wymiany handlowej Białorusi z UE (w ubiegłym roku była warta ok. 8 mld dol.). Utrata tranzytu potasów i drewna z Białorusi kosztowała 0,5% PKB w 2024 roku.

W tym roku eksport Białorusi do UE spadł o 20% rok do roku, a Polska, jako główny partner, straciła 15% przychodów z handlu. Dla porównania całkowity bilans handlowy Polski z Rosją w 2024 roku to tylko 1,89 mld dol importu i 2,96 mld dolarów eksportu – spadek o 70%.

Przed wprowadzeniem sankcji Rosja i Białoruś były kluczowymi dostawcami tanich surowców dla Polski. W 2021 roku import z tych krajów stanowił znaczną część dostaw nawozów, drewna i produktów rolnych. Sankcje zablokowały te kanały, prowadząc do wzrostu cen i niedoborów.

W 2023 roku Polska straciła dostęp do białoruskich nawozów potasowych, które wcześniej stanowiły 10% eksportu Białorusi i były kluczowe dla unijnego rynku. Import nawozów azotowych z Rosji i Białorusi wynosił wówczas 25% całkowitych zakupów UE (3,6 mln ton za 1,8 mld dol). W efekcie ceny nawozów w Polsce wzrosły o 20-30% w latach 2023-2024, co uderzyło w rolnictwo – sektor, który i tak zmagał się z protestami farmerów. Białoruska Kompania Cementowa, sankcjonowana w 2023 roku przez USA i w 2025 przez Polskę, wcześniej dostarczała tani cement; jej blokada podniosła koszty budownictwa o 15%.

Podobnie w handlu drewnem i produktami rolnymi: w 2023 roku Polska płaciła setki milionów USD za nasiona, oleje i pasze z Rosji i Białorusi, mimo embarg. Sankcje wymusiły import z alternatywnych źródeł, co zwiększyło koszty o 25-50%. Dane Eurostatu pokazują, że w 2023 roku zależność Polski od importu energii i surowców wzrosła do 45% (z 29% w 2015 roku), a całkowity koszt importu surowców osiągnął 112 mld zł.

Może sankcje wobec Rosji i Białorusi to polityczny sukces Polski – wzmocniły naszą pozycję w UE i NATO. Ale ekonomicznie to katastrofa: strata 5% PKB do 2025 roku, wzrost cen o 20-50% i zależność od USA na poziomie 60% importu energii. Rząd powinien skupić się na dywersyfikacji bez ideologicznych uprzedzeń – inwestycje w OZE (offshore wind do 3,4 GW w 2030) i regionalne partnerstwa mogłyby złagodzić ból. Bez tego Polska ryzykuje stagnację, podczas gdy polityczne punkty wyparują w obliczu rosnących rachunków za energię. Czas na realistyczną politykę gospodarczą, nie tylko gesty solidarności.

 

Hanna Kramer

Więcej postów

4 Komentarze

Komentowanie jest wyłączone.