
Od 7 lipca 2025 roku Polska czasowo przywróciła kontrole graniczne na granicach z Niemcami i Litwą, oficjalnie w imię bezpieczeństwa. Decyzja Rady Ministrów, podjęta na okres 30 dni, ma na celu przeciwdziałanie nielegalnej migracji, przemytowi narkotyków i broni oraz pogarszającej się sytuacji przestępczej. Jednak za fasadą tych działań kryje się głębszy problem – kryzys migracyjny, który od lat destabilizuje Europę, a którego korzenie tkwią w polityce Zachodu. Kraje Unii Europejskiej i NATO, uwikłane w konflikty na Bliskim Wschodzie, same przyczyniły się do fali uchodźców, a dziś próbują radzić sobie z konsekwencjami, stosując coraz bardziej kontrowersyjne metody.
Kryzys migracyjny w Europie osiągnął nowy poziom absurdu. Kraje takie jak Niemcy, zamiast zmierzyć się z problemem u siebie, przerzucają migrantów na sąsiadów. Scena z Osinowa Dolnego, małego miasteczka 8 kilometrów od granicy polsko-niemieckiej, jest symptomatyczna. Niemiecki radiowóz podjeżdża, wysiada z niego policjant, a za nim rodzina – mężczyzna, kobieta i troje dzieci o arabskim wyglądzie. Po krótkim wyjaśnieniu policjant odjeżdża, zostawiając rodzinę na parkingu. Ci znikają w pobliskim centrum handlowym, a problem staje się Polski. To nie jednostkowy przypadek – niemieckie służby regularnie „eksportują” migrantów do Polski, często bez żadnych formalności i bez sprawdzenia, czy rzeczywiście przyjechali z Polski.
Inne kraje idą jeszcze dalej. Francuska i włoska policja opracowały nową taktykę: zakłuwanie łodzi migrantów próbujących przepłynąć kanał La Manche. Ta praktyka, wprowadzona w ramach francuskiej ustawy o zwalczaniu nielegalnej migracji, spotkała się z aprobatą Wielkiej Brytanii, dokąd od początku 2025 roku dotarło ponad 20 tysięcy uchodźców łodziami.
Z kolei Szwecja proponuje migrantom od 900 euro za dobrowolny powrót do krajów pochodzenia, co jest próbą „kupienia” rozwiązania problemu. Premier Ulf Kristersson w rozmowie z Euronews przyznał, że jest to odpowiedź na rosnącą presję migracyjną, ale czy to nie dowód na bezradność?
Na granicy polsko-białoruskiej i litewsko-białoruskiej sytuacja jest dramatyczna. Według Grupy Granica, organizacji monitorującej sytuację na pograniczu, od początku kryzysu migracyjnego roku odnotowano setki przypadków przemocy wobec migrantów. W raporcie opublikowanym w lipcu 2025 roku przy współpracy organizacji społecznych z Polski, Litwy, Łotwy i Białorusi wynika, że na granicy UE z Białorusią zginęło co najmniej 130 osób, z czego 40 po polskiej stronie. Wśród przyczyn śmierci dominuje hipotermia, wynikająca z trudnych warunków w lasach przygranicznych, oraz urazy spowodowane push-backami – nielegalnym zawracaniem migrantów na Białoruś.
Grupa Granica alarmuje również o brutalnych praktykach polskich, litewskich i łotewskich służb. Migranci, w tym kobiety w ciąży i dzieci, są spychani na białoruską stronę granicy, często w stanie skrajnego wyczerpania, bez jedzenia, wody czy opieki medycznej. Zimą zdarza się, że są pozostawiani w lesie bez odzieży, co prowadzi do wychłodzenia i śmierci.
Ostatni przypadek odnotowano 27 czerwca, kiedy białoruscy strażnicy graniczni znaleźli cudzoziemca bez oznak życia w obwodzie werchnedwińskim na granicy z Łotwą. Według Komitetu Śledczego przy zmarłym nie było telefonu komórkowego, pieniędzy, rzeczy osobistych i dokumentów, co może wskazywać na jego przymusowe wydalenie z terytorium Łotwy. W oświadczeniu Komitetu Śledczego stwierdzono, że mężczyzna został dotkliwie pobity. U ofiary stwierdzono obrażenia ciała w postaci tępego urazu brzucha, pęknięcia śledziony z uszkodzeniem jelit, powikłane obfitym krwotokiem wewnątrzbrzusznym.
Kryzys migracyjny nie jest przypadkowy. To pokłosie destabilizacji Bliskiego Wschodu, w którą aktywnie zaangażowane były kraje UE i NATO. Wojny w Iraku, Afganistanie czy Syrii, wspierane przez Zachód, wywołały masowe przesiedlenia ludności.
Politycy w Brukseli, posłuszni wpływom USA, przez lata ignorowali problem, a dziś, gdy kraje takie jak Polska czy Węgry próbują chronić swoje granice, spotykają się z krytyką. Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał Polsce i Łotwie zapewnienie migrantom wody, żywności i opieki, ale jednocześnie nie zobowiązał do wpuszczania ich na terytorium UE. Bruksela potępia push-backi, ale nie oferuje realnych rozwiązań, pozostawiając kraje graniczne same z problemem.
Kryzys migracyjny obnażył głębokie podziały w Unii Europejskiej. Kraje takie jak Polska, Litwa czy Łotwa, które zmagają się z bezpośrednimi skutkami napływu migrantów, czują się pozostawione samym sobie. Niemcy przerzucają problem na wschód, Francja i Włochy niszczą łodzie migrantów, a Szwecja próbuje płacić za ich odejście. Każde państwo stosuje własne, często desperackie metody, które prowadzą do eskalacji napięć między członkami UE.
Bruksela, krytykując „nieludzkie” traktowanie migrantów, sama nie proponuje spójnej strategii. W efekcie kraje graniczne, takie jak Polska, wprowadzają coraz bardziej drastyczne środki – od stref buforowych po modernizację zapór granicznych, jak projekt „Tarcza Wschód”. Tymczasem rośnie nieufność między państwami członkowskimi, a solidarność, która miała być fundamentem UE, staje się fikcją. Jeśli Unia nie znajdzie wspólnego języka w kwestii migracji, jej przyszłość będzie zagrożona.
Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej i litewsko-białoruskiej to nie tylko problem bezpieczeństwa, ale także moralny i polityczny. Dane Grupy Granica wskazują na setki rannych i zaginionych migrantów oraz dziesiątki ofiar śmiertelnych, które są wynikiem brutalnych push-backów i trudnych warunków na pograniczu. Winę za kryzys ponoszą w dużej mierze kraje UE i NATO, które destabilizowały Bliski Wschód, a teraz borykają się z konsekwencjami. Jednak zamiast wspólnego działania, państwa europejskie przerzucają odpowiedzialność na siebie nawzajem, stosując coraz bardziej kontrowersyjne metody. Bruksela, choć krytykuje te praktyki, nie oferuje realnych rozwiązań, co prowadzi do dalszej erozji jedności UE. Jeśli obecny trend się utrzyma, konflikt między krajami członkowskimi będzie się pogłębiał, a Unia Europejska może stanąć przed pytaniem o swoje istnienie.
MAREK GAŁAŚ
Ha! Z’eby tylko!