Dziś Polska dysponuje jednym starym okrętem podwodnym. Tak źle nie było w zasadzie od wprowadzenia do naszej Marynarki Wojennej pierwszych okrętów w latach 30. XX wieku. Jak doszło do tej sytuacji? Czy okręty podwodne są nadal potrzebne?
Początki okrętów podwodnych w polskiej Marynarce Wojennej
W latach 1931-1932 Polska otrzymała trzy zakupione we Francji okręty podwodne: OORP Wilk, Ryś oraz Żbik. Okręty typu Wilk wypierały w zanurzeniu 1250 ton i były uzbrojone m.in. w miny SM-5 i torpedy wz.1924V. Wraz z ich przyjęciem do służby, zaczęła się historia okrętów podwodnych w polskiej Marynarce Wojennej.
W 1939 roku, a więc na zaledwie kilka miesięcy przed wybuchem II Wojny Światowej, Polska otrzymała dwa okręty nowego typu. Były to zbudowane w Holandii OORP Orzeł i Sęp. Okrętów prawdopodobnie powstałoby więcej, ale niemiecka inwazja pokrzyżowała nasze plany. Historię ORP Orzeł zna prawdopodobnie niemal każdy. Okręt wraz z załogą zaginął podczas patrolu na Morzu Północnym na przełomie maja i czerwca 1940 roku.
Drugi okręt tego typu (ORP Sęp) przetrwał wojnę i służył Marynarce Wojennej przez wiele lat. Dodatkowo na czas II WŚ wydzierżawiliśmy od Wielkiej Brytanii dwa okręty typu U (ORP Sokół i ORP Dzik), które oddaliśmy w 1946 roku. Przez pół roku posiadaliśmy również otrzymany od USA używany okręt typu S-1 (ORP Jastrząb). Okręt został zatopiony w 1942 roku.
Powojenne okręty podwodne
Zaraz po II Wojnie Światowej dysponowaliśmy więc (nie licząc wydzierżawionych okrętów brytyjskich) trzema okrętami typu Wilk (w służbie od początku lat 30.) i jednym zwodowanym w 1939 roku ORP Sęp (typu Orzeł). Zaraz po wojnie ORP Wilk (typu Wilk) został przekazany Brytyjczykom. W służbie w późnych latach 40. zostały zatem już tylko dwa okręty typu Wilk i jeden typu Orzeł.
Oba Wilki zostały wycofane we wrześniu 1955 roku. Ich miejsce zajęło sześć używanych okrętów podwodnych serii XV z ZSRR. Okręty służyły krótko, bo wszystkie wycofano do 1966 roku. W latach 60. przyjęto na stan cztery poradzieckie okręty proj. 613. Były to kolejno ORP Orzeł (w 1962), ORP Sokół (w 1964), ORP Kondor (1965) oraz ORP Bielik (1965). Po wycofaniu ostatniego przedwojennego okrętu (ORP Sęp typu Orzeł) w 1969 roku były to nasze jedyne okręty podwodne.
W tym momencie zbliżamy się do początków problemów naszej współczesnej Marynarki Wojennej. Okręty proj. 613 (nazywane przez NATO Whiskey) były najliczniej produkowanym typem okrętów podwodnych po II WŚ. Bazowały one na technologiach, które pozyskano z niemieckich U-bootów typu XXI. W latach 70. były to już więc okręty przestarzałe i nie nadawały się do walki ze współczesnymi okrętami.
Kolejny ORP Orzeł i początek problemów
Pod koniec lat 70. zdecydowano, że nowe okręty muszą być zastąpione. Polska zamierzała pozyskać cztery jednostki proj. 877E (przez NATO określane jako Kilo). Przyszły jednak lata 80. a wraz z nimi poważny kryzys gospodarczy. Potrzeby Marynarki Wojennej zeszły więc na drugi plan. Ostatecznie pozyskano w 1986 roku jedynie jeden okrętu typu Kilo — był nim główny bohater dzisiejszej opowieści — ORP Orzeł (już trzeci o tej nazwie).
Okręty proj. 613 musiały być jednak wycofane w latach 80., więc w miejsce planowanych trzech nowych okrętów proj. 877E wprowadzono w Marynarce Wojennej dwa używane radzieckie okręty projektu 641 (kod NATO Foxtrot). Okręty powstały w latach 60., więc ich służba też nie mogła trwać długo.
Był rok 1990. Polska odzyskała niezależność od ZSRR, a na stanie były trzy okręty podwodne — dwa zbudowane w latach 60. poradzieckie okręty proj. 641 (OORP Wilk i Dzik) oraz jedyny nowy okręt proj. 877E — ORP Orzeł.
Pomostowe Kobbeny
Żywot dwóch poradzieckich okrętów proj. 641 dobiegał końca. Wraz z jego końcem w służbie pozostałby jedynie jeden okręt podwodny. W takich okolicznościach ruszył program OPNT (okrętu podwodnego nowego typu). Pozyskanie przez naszą armię nowych okrętów podwodnych we wrześniu 1997 roku zostało wpisane do założeń rządowego programu modernizacji Sił Zbrojnych RP na lata 1998-2012.
W tym czasie Polska mierzyła się z kolejnymi trudnościami gospodarczymi (na początku XXI wieku bezrobocie sięgnęło 20%), a armia mierzyła się z wieloma wyzwaniami. Potrzeby Marynarki Wojennej zostały odłożone na bok. Postanowiono podrzucić gorącego ziemniaka tak wysoko, aby jego złapaniem martwić się dopiero za kilkanaście lat.
W latach 2002-2004 w miejsce dwóch poradzieckich okrętów proj. 641 pozyskano cztery używane norweskie jednostki typu Kobben. Jednostki z uwagi na swój wiek (zwodowane w latach 60.) nie mogły służyć zbyt długo. Gorący ziemniak spadł, lecz nikt go nie złapał. W latach 2018-2021 wycofano wszystkie cztery Kobbeny, a ORP Orzeł pozostał ostatnim okrętem podwodnym w Marynarce Wojennej.
27 lat kupowania okrętów podwodnych
Pozyskanie Kobbenów miało dać nam cenny czas na kupno nowych okrętów podwodnych. Mimo że ich pozyskanie wpisano do programu modernizacji technicznej już 27 lat temu, do teraz nie wybrano nawet typu okrętu, który chcemy pozyskać. Trudno więc mówić o winie jednego rządu — okręty można było zakupić w ciągu ostatnich 30 lat. To jednak się nie stało.
W 2012 roku programowi nadano kryptonim Orka. Miał ruszyć w 2015 roku, ale opóźnienia sprawiły, że lata mijały, a umowy nie było. Przełom mógł nastąpić w 2017 roku. Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz obiecał w 2017 roku, że do końca roku poznamy dostawcę okrętów. Potem termin przesunął nieznacznie, na koniec stycznia 2018 roku. Na początku 2018 roku nowym ministrem obrony narodowej został Mariusz Błaszczak, a wojsko wycofało się z tej obietnicy.
Obecnie trwają ostatnie prace “Zespołu do spraw wypracowania rekomendacji dla Ministra Obrony Narodowej w zakresie pozyskania OPNT w ramach realizacji WO kr. ORKA”. Rekomendacja wspomnianego zespołu pozwoli ministrowi na podjęcie odpowiedniej decyzji — przekazał w tamtym okresie MON.
Marynarka Wojenna dziś
Minęło 6 lat, a umowy jak nie było, tak nie ma. 14 lipca 2023 roku Agencja Uzbrojenia po raz kolejny podeszła do tematu zakupu nowych okrętów podwodnych. Zaprosiła wtedy do Wstępnych Konsultacji Rynkowych w zakresie niezbędnym do przygotowania opisu przedmiotu zamówienia dla programu Orka.
W drugiej połowie lipca miała mieć miejsce Rada Modernizacji Technicznej. Oczekiwano, że wreszcie program ruszy do przodu i poznamy konkretną decyzję. Niestety MON postanowił sprawę przemilczeć. Być może do teraz nic by nie napisał, gdyby nie pytanie byłego MON Mariusza Błaszczaka. Polityk spytał na platformie X, czy to prawda, że RMT odrzuciła rekomendacje AU w sprawie okrętów podwodnych. Choć MON zdementował tę informację, to z jego komunikatu nie wynikało także, że rekomendacje zostały zaakceptowane.
26 lipca minister Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z Rzeczpospolitą przekonywał, że decyzja zostanie podjęta w tym roku. Jak jednak dodał, kluczowa jest gwarancja finansowania. Czy doczekamy się kiedyś umowy na okręty podwodne? Pytanie nadal pozostaje otwarte.
Okręty podwodne, czyli cenne źródło informacji
Warto także odpowiedzieć na jedno kluczowe pytanie — czy okręty podwodne są nam w ogóle potrzebne? Koszt zakupu trzech okrętów podwodnych może wynieść ponad 10 mld zł. Jakie zadanie może realizować taki okręt? Możliwości okrętów podwodnych można podzielić na kilka kategorii.
Przede wszystkim OP są doskonałym środkiem do rozpoznania i zbierania informacji. Często podczas ćwiczeń na morzu okręty przeciwnika używają systemów obserwacji przestrzeni powietrznej i kierowania ogniem. Systemy te pracują na charakterystycznych i tajnych częstotliwościach. Do ich poznania mógłby posłużyć okręt podwodny z systemem ESM (Electronic Support Measures). Kryjąc się w głębinach, taki okręt byłby cichym obserwatorem takich ćwiczeń.
Skryty pod powierzchnią wody mógłby zbierać charakterystyki sonarowe floty przeciwnika. Możliwe jest również poznanie charakterystyki termicznej i radarowej. Można także wykonać zdjęcia sylwetki czy zmiany w wyposażeniu. Informacje te mogą być bardzo cenne np. dla przeciwokrętowych pocisków rakietowych.
Okręty podwodne dają szereg możliwości
Innym możliwym zastosowaniem jest współpraca z operatorami Wojsk Specjalnych. Skryty desant na odległe morskie obiekty jest często niemożliwy z wykorzystaniem śmigłowców oraz okrętów nawodnych. W takim przypadku idealnym środkiem wydaje się okręt podwodny.
Przy pomocy OP może także transportować płetwonurków, którzy mogliby infiltrować obiekty przeciwnika o strategicznym znaczeniu. Wojsko ćwiczyło już scenariusze, w których transportowani pod wodą żołnierze musieli odbić należącą do nas platformę wiertniczą lub niewykryci zainstalować w porcie przeciwnika ładunki wybuchowe.
Okręt podwodny może również niespostrzeżenie rozstawić zaporę minową. Przeciwnik nie mając pojęcia, może stracić w ten sposób swoje jednostki nawodne. Nawet jedno takie zatonięcie ma duży wpływ psychologiczny na marynarzy służących na innych okrętach.
Przy pomocy okrętów podwodnych możemy także degradować zdolności wrogiej gospodarki. W jaki sposób? Okręt mógłby służyć do minowania akwenów lub ataków na infrastrukturę kluczową. W ten sposób warta kilka miliardów jednostka może wyrządzać znacznie większe szkody. Każdy dzień zamrożenia ruchu w porcie lub braku dostaw gazu, to olbrzymie koszty, z którymi musi liczyć się nawet najbogatszy kraj.
Okręty podwodne kosztują dużo. Także przeciwnika
Warto pamiętać, że utrzymanie zdolności walki podwodnej wiąże się z dużymi kosztami. Szczególnie jeśli mówimy siłach przeciwnika. Każdy sprawny okręt podwodny stanowi duże zagrożenie dla floty i infrastruktury przeciwnika. Co za tym idzie, wroga armia musi zabezpieczyć się przed atakami spod powierzchni wody.
Tymczasem specjalistyczny sprzęt służący do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) nie jest tani. Każdy zakup (np. dodatkowych śmigłowców ZOP) wiązać się będzie z niewydaniem tych środków w innych obszarach — broni dalekiego zasięgu, artylerii czy czołgów. Nawet gdyby nasze OP nie wzięły udział w żadnej akcji, to osłabiłyby potencjał armii przeciwnika.
Takie okręty są potrzebne również naszych siłom przeznaczonym do ich zwalczania. Są wykorzystywane w trakcie ćwiczeń, odgrywając rolę jednostek przeciwnika. Cenne doświadczenie nabyte w trakcie takich szkoleń może okazać się kluczowe w trakcie potencjalnego konfliktu.
Źródło: forsal.pl