Fermy z tysiącami sztuk bydła działające bez pozwoleń, smród i muchy. Urzędy, poza wlepieniem 500 zł kary, niewiele mogą. Tak brat najbogatszego Polaka rozbudowuje mięsne imperium. Wojciech Biernacki uważa, że nie łamie prawa, a nieprawidłowości tłumaczy troską o zwierzęta.
Trzy wielkie samochody ciężarowe parkują w błotnistych koleinach gminnej drogi. Na metalowej bramie napis: „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Dalej betonowy płot. Na nim jeszcze więcej znaków: „Zakaz fotografowania”, „zakaz palenia”, „obiekt monitorowany”. Przez lekko uchyloną bramę widać wiatę, a pod nią kilka sztuk bydła.
Stoimy przed fermą we wsi Mszczyczyn w powiecie śremskim w Wielkopolsce, której budynki należą do jednego z przedsiębiorstw Wojciecha Biernackiego – ZPM Biernacki Skup i Hodowla Bydła (właścicielem gruntu jest, jak podaje firma, „osoba prywatna”).
Dziesięć kilometrów na południe od Mszczyczyna leży wieś Dąbrówka. Z krajowej dwunastki widać XIX-wieczny pałac. Za nim kilkaset metrów betonowego muru i brązowa brama ze znakami zakazu, takimi jak w Mszczyczynie. Akurat na teren wjeżdża ciężarówka, co pozwala dostrzec bydło ustawione pod wiatami. To również ferma należąca do Wojciecha Biernackiego.
Poza wspólnym właścicielem oba miejsca łączą jeszcze liczne samowole budowlane i brak dokumentów zaświadczających, że powstały lub zostały rozbudowane legalnie. Obie fermy funkcjonują od kilku lat, podczas gdy o dotyczących ich nieprawidłowościach piszą w raportach urzędy gmin, starostwa, inspektoraty nadzoru budowlanego, inspekcje weterynaryjne, Wody Polskie. Wiedzą o nich lokalne władze i parlamentarzyści. I w żaden sposób nie przeszkadza to Wojciechowi Biernackiemu w prowadzeniu biznesu.
FERMA W RACENDOWIE. BYDŁO BRODZI WE WŁASNYCH ODCHODACH
Wojciech Biernacki jest wielkopolskim przedsiębiorcą. To brat miliardera Tomasza Biernackiego, który zajął 548. miejsce na liście najbogatszych osób na świecie przygotowanej przez amerykański magazyn „Forbes”. Kilkanaście lat temu bracia razem prowadzili mięsny biznes pod Jarocinem, teraz to działka tylko Wojciecha. Tomasz skupił się na rozwoju sieci marketów Dino.
Zakład Przemysłu Mięsnego „Biernacki” to jeden z największych producentów wołowiny w Polsce. Jak wielki? Trudno to oszacować, bo firma nie podaje danych, na podstawie których można byłoby dokładnie to określić. Ale pięć lat temu prezes Tomasz Kubik w artykule Radia Maryja pt. „Większość zakładów mięsnych nie stosuje nielegalnych praktyk” chwalił się, że „Biernacki” jest największą rzeźnią bydła wołowego w kraju i posiada uprawnienia weterynaryjne do uboju 1400 sztuk zwierząt dziennie.
O innej fermie Wojciecha Biernackiego – w Twardowie niedaleko Jarocina – pisaliśmy na początku roku. Z raportów pokontrolnych państwowych instytucji wyłonił się obraz miejsca, w którym bydło brodzi we własnych odchodach, pobór wody jest nielegalny, większość budynków – użytkowana bez zezwolenia, a liczba hodowanych zwierząt nawet trzykrotnie większa od dozwolonej.
Przeciwko fermie protestują jej sąsiedzi. Gdy skierowali do Wojciecha Biernackiego pytania, przez kilka miesięcy nie otrzymywali żadnych odpowiedzi. Gdy tematem zainteresowała się Wirtualna Polska, Wojciech Biernacki zapewnił, że jego działania „ukierunkowane są na rozwój przedsiębiorstwa w zgodzie z prawem, a także w interesie rozwoju lokalnego rolnictwa i poszanowania dla lokalnej społeczności”.
DĄBRÓWKA – 11 TYS. SZTUK BYDŁA, POZWOLEŃ BRAK
– Wiemy, dlaczego protestują w Twardowie. My mamy to samo tutaj: smród, muchy, rozjeżdżone drogi. Różnica jest taka, że fermy, która stoi obok naszych domów, nie powinno być – złości się Ewa Gulcz, mieszkanka Dąbrówki.
– Pan Biernacki kupił część gospodarstwa rolnego położonego w Dąbrówce. We wrześniu 2022 roku w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstwa pojawił się wysoki mur, a na jego teren wjeżdżały duże samochody wiozące beton. Zorientowaliśmy się, że coś niedobrego się dzieje, pojawiły się pogłoski, że pan Biernacki będzie hodował byki, a ich liczba pójdzie w tysiące. Dodatkowo okazało się, że część gospodarstwa została zabudowana wiatami – opisuje.
Mieszkańcy pikietowali przed bramą fermy, a w urzędach ustalili, że inwestycja powstaje bez zgód, uzgodnień czy pozwoleń. To postępu prac jednak nie zatrzymało.
Mieszkańcy Dąbrówki pokazują stos dokumentów.
Protokół kontroli Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska z października 2022 roku, a tam informacja o przelewaniu gnojówki do pobliskiego rowu prowadzącego do rzeki oraz braku pozwoleń wodnoprawnych na odprowadzanie wód opadowych.
Pismo z Wód Polskich, a w nim potwierdzenie dwóch nielegalnych wylotów z fermy, z których „wypływa żółta ciecz o nieprzyjemnym zapachu”.
Wiadomość od marszałka województwa wielkopolskiego: „(…) wiele nieprawidłowości związanych z przedmiotowym przedsięwzięciem, tj.: budowa budynków i wiat bez wymaganych pozwoleń, utrzymywanie zwierząt w obiektach do tego nieprzeznaczonych, brak uregulowanej gospodarki wodno-ściekowej, brak decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach”.
W końcu liczby. Kontroler Inspekcji Weterynaryjnej 20 września 2022 roku notuje: „Na dzień kontroli na terenie GR (gospodarstwa rolnego – przyp. red.) stwierdzono 6 921 sztuk bydła”. Wskazuje także na zwierzęta brodzące we własnych odchodach. Pięć miesięcy później kolejna kontrola i nowe dane – „w gospodarstwie utrzymywane jest 11 019 sztuk bydła”.
W urzędzie gminy Borek Wielkopolski, na terenie której leży Dąbrówka, pytamy o fermę Biernackiego. Burmistrz Marek Rożek potwierdza, że Wojciech Biernacki nie posiada decyzji środowiskowych, które pozwalają mu na prowadzenie fermy. Dlaczego zatem ją prowadzi? Gmina odsyła do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.
PINB ustalił istnienie łącznie 21 wiat, które pełnią funkcję budynków inwentarskich, czyli dla zwierząt hodowlanych. Na podstawie pozwolenia na budowę Biernacki wybudował 10 obiektów. Pozwolenie obejmowało budowę wiat m.in. na sprzęt rolniczy i sezonowy pobyt bydła. Pozostałe to samowole budowlane.
W gostyńskim inspektoracie potwierdzamy, że Wojciech Biernacki nie posiada uzgodnień środowiskowych. Dlatego też dopytujemy: Czy w obecnej formie na terenie fermy w Dąbrówce może być prowadzony chów bydła?
– W sposób legalny nie, ale brak jest podstawy prawnej do wstrzymania nielegalnego użytkowania – odpowiada powiatowy inspektor Marek Żeromski.
Przekładając z języka urzędniczo-prawnego: państwo wie, że fermy Biernackiego działają nielegalnie, ale prawo jest tak skonstruowane, że nie pozwala organom państwa po prostu zrobić interwencji, zabrać bydła i zamknąć fermy na kłódkę, a właścicielowi wlepić kary takiej, żeby odczuł ją w portfelu. Zamiast tego jest furtka, pozwalająca w praktyce najpierw wybudować, co się chce, a potem wnieść o legalizację tego, co się wybudowało. Do tego śmiesznej wysokości kary wręcz zachęcają, żeby tak robić, zamiast najpierw dostać pozwolenia, a potem budować. Sprawa Biernackiego to modelowy przykład, jak działa ten mechanizm.
SYSTEM „ZBUDUJ I LEGALIZUJ”
Stwierdzenie samowoli budowlanej nie oznacza automatycznego nakazu rozbiórki. Jest bowiem jedno „ale”.
– Obecnie względem siedmiu obiektów toczą się postępowania legalizacyjne w związku ze złożonymi wnioskami o legalizację. Jednym z elementów postępowania są decyzje o warunkach zabudowy, które w tym przypadku muszą być poprzedzone wydaniem przez Burmistrza Borku Wlkp. decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach przedsięwzięcia. Z tej przyczyny postępowania są zawieszone. Procedury z tego zakresu potrafią trwać kilka lat i trudno określić termin zakończenia – wyjaśnia Marek Żeromski.
W urzędzie gminy Borek Wielkopolski ustalamy, że wniosek jest na etapie uzgodnień z RDOŚ oraz Wodami Polskimi. Biernacki planuje obsadę gospodarstwa na poziomie 7703,6 DJP. DJP to skrót od jednostki stosowanej przy określaniu liczebności zwierząt hodowlanych. 1 DJP odpowiada krowie o masie 500 kg, ale już bydło opasowe – czyli przeznaczone na mięso, do 6. miesiąca życia to 0,36 DJP. To oznacza, że na fermie można byłoby hodować 7,7 tys. półtonowych krów, a bydła opasowego nawet ponad 21 tys. sztuk. Pamiętajmy, że ferma już działa i już teraz żyje w niej kilkanaście tysięcy sztuk bydła.
KARA? 500 ZŁOTYCH
Dlaczego mimo samowoli ferma działa? W PINB słyszymy, że organy nadzoru budowlanego mogą jedynie wstrzymać budowę, ale nie mogą wstrzymać użytkowania.
Co to oznacza dla mieszkańców sąsiadujących z fermą, pytamy Dominikę Nosal z katowickiej kancelarii specjalizującej się w dziedzinie ochrony środowiska i gospodarki odpadami.
– Prawo nie pozwala od razu nakazać rozbiórki lub wstrzymania działalności. Do tego konieczne jest przeprowadzenie postępowania administracyjnego i jego ostateczne (wykonalne) zakończenie, co wiąże się z długotrwałą procedurą odwoławczą. Zanim dojdzie do rozbiórki, musi być przeprowadzona próba legalizacji – niestety takie są procedury – tłumaczy mec. Nosal. Dodaje, że sama legalizacja ma też swoje terminy. I zaznacza: – Jeśli jednak firma nie ma decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, to jest mało prawdopodobne, by dała radę doprowadzić do legalizacji.
Choć organy są związane procedurami regulującymi proces legalizacji i rozbiórki, to jednak prawo daje pewne możliwości działania. – PINB mógłby wydać zakaz użytkowania obiektu budowlanego. Decyzja o zakazie jest natychmiast wykonalna, co oznacza, że nawet jak się ktoś odwoła, to i tak nie można korzystać z obiektu. Przesłanką do wydania takiej decyzji jest stwierdzenie przez organ nadzoru budowlanego, że dany obiekt budowlany może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi, bezpieczeństwu mienia lub środowisku. Do przyjęcia, że przesłanka ta wystąpiła, nie jest konieczne stwierdzenie, że określone zagrożenie już występuje i ma charakter bezpośredni. Wystarczające jest ustalenie potencjalnego zagrożenia, oczywiście na tyle prawdopodobnego i poważnego, iż wymaga niewątpliwie wydania przez organ nadzoru budowlanego stosownego nakazu – wskazuje Dominika Nosal.
Nieprawidłowości, których dopuszcza się Wojciech Biernacki, nie uchodzą mu jednak na sucho.
Po kontroli w styczniu 2023 roku Wody Polskie w piśmie do komendy powiatowej policji w Gostyniu poinformowały, że w trakcie kontroli na fermie w Dąbrówce odkryto wspomniane nielegalne wyloty odprowadzające żółtawą ciecz do rowu z brunatną wodą. „Zaobserwowana podczas wizji sytuacja wskazuje na możliwość popełnienia wykroczeń przeciw środowisku” – wskazały Wody Polskie.
Policja potwierdziła, że doszło do wykroczenia polegającego na wykonaniu urządzeń wodnych bez wymaganego pozwolenia wodnoprawnego. I przekazała, że sprawca wykroczenia „został ukarany mandatem karnym w wysokości 500 złotych”.
Firma ZPM Biernacki zapewnia, że tzw. ścieki wodne „są odprowadzane w sposób niezagrażający środowisku” i nie ma żadnych podstaw do mówienia o nielegalnych instalacjach.
500 zł to również grzywna, którą na właściciela potężnej firmy z branży mięsnej nałożył nadzór budowlany. Marek Żeromski z PINB zaznacza, że to maksymalna możliwa kwota. Jej wysokość nie zmieniła się od 24 lat.
– Warto zwrócić uwagę, że do września 2020 r. samowola była traktowana jako przestępstwo zagrożone karą grzywny, karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 – dodaje Żeromski.
Dokładnie 9 września 2020 r. nowelizacja ustawy o prawie budowlanym uchyliła art. 90, przewidujący odpowiedzialność karną za samowole budowlane. Argument rządu Prawa i Sprawiedliwości? „Zmiana ta wynika ze stosunkowo niskiej szkodliwości społecznej omawianych czynów” – czytamy w uzasadnieniu nowelizacji.
Ministerstwu Rozwoju i Technologii opisujemy sprawę samowoli budowlanych w Mszczyczynie oraz Dąbrówce i pytamy, czy obecne kierownictwo resortu planuje zmiany w ustawie, tak by jej zapisy nie służyły prowadzeniu wielkoobszarowych przedsiębiorstw w sposób nielegalny.
Odpowiedź MRiT: „Z uwagi na fakt, że zmiana została wprowadzona stosunkowo niedawno, ewentualna modyfikacja przepisów w tym zakresie wymagałaby dodatkowych analiz, w tym także ze strony organów nadzoru budowlanego”.
SAMOWOLE W MSZCZYCZYNIE
Wojciech Biernacki w piśmie do mieszkańców protestujących przeciwko fermie w Twardowie pod Jarocinem zapewnia, że na swoją działalność zawsze wybiera ustronne lokalizacje.
Po okolicach fermy w Mszczyczynie oprowadza nas sołtyska Sabina Hoffmann. Spacer nie jest długi, bo położona w „ustronnej lokalizacji” ferma znajduje się zaraz przy domach i lokalnym sklepie. Zza betonowego płotu niewiele widać. Więcej widać na filmie z drona, który Hoffmann pokazuje. Na ekranie ukazuje się kilka starych zabudowań i wielka połać białych dachów. To nowe wiaty, pod którymi żyje bydło.
Sołtyska Mszczyczyna również ma pełne segregatory pism z różnych instytucji. W jednym z nich, z marca 2023 r., Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wprost pisze, że Wojciech Biernacki prowadzi w Mszczyczynie chów zwierząt w obiektach do tego nieprzeznaczonych.
O to, jakie obiekty powstały na fermie w Mszczyczynie, pytamy w Starostwie Powiatowym w Śremie. Dowiadujemy się, że w rejestrze widnieje udzielona Wojciechowi Biernackiemu pozytywna decyzja o pozwoleniu na budowę dwóch wiat na maszyny i sprzęt rolniczy, jednej wiaty magazynowej na płody rolne oraz wiaty na kiszonkę.
O rozmiarze fermy gminę Dolsk, na której terenie leży Mszczyczyn, poinformowała z kolei Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa. To dane na 1 grudnia 2022 roku: 7 764 cieląt do 6. miesiąca życia oraz 114 sztuk bydła do 12. miesiąca życia.
Obecnie Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Śremie prowadzi postępowanie legalizacyjne w sprawie zmiany sposobu użytkowania czterech obiektów budowlanych oraz postępowanie legalizacyjne dotyczące budowy trzech wiat służących hodowli bydła.
– Samowola budowlana nie została usunięta, ponieważ prowadzone postępowania administracyjne nie zostały jeszcze zakończone decyzjami administracyjnymi. W każdym przypadku na inwestora nałożony został mandat karny w maksymalnym wymiarze, tj. w kwocie 500 zł – mówi nam powiatowy inspektor Kajetan Falbierski.
PINB w Śremie dopytujemy, czy na obecnym etapie, gdy inwestor nie posiada decyzji środowiskowych, na fermie może być prowadzony chów zwierząt. Odpowiedź brzmi podobnie, jak w PINB w Gostyniu ws. fermy w Dąbrówce: że chów zwierząt w części obiektów budowlanych jest możliwy, jednakże w wyniku zwiększenia produkcji oraz pobudowania nowych obiektów służących hodowli, w toku legalizacji „wymagane jest posiadanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach”. Według danych, które ma PINB, „decyzja taka, na wniosek inwestora jest w trakcie procedowania przez właściwy organ”.
Tym organem jest burmistrzyni gminy Dolsk, Barbara Wierzbińska (w kwietniowych wyborach już nie ubiegała się o reelekcję). Gdy pytamy, czy Biernacki posiada stosowne decyzje środowiskowe, informuje, że „Wojciech Biernacki nie występował o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach na prowadzenie hodowli bydła na terenie gospodarstwa rolnego w Mszczyczynie”.
Wojciech Biernacki stara się za to o pozwolenie na budowę zupełnie nowej fermy. Wniosek o wydanie decyzji środowiskowych trafił do gminy Dolsk w październiku 2021 roku. I wiele wskazuje na to, że Biernacki pozytywnej decyzji nie otrzyma. – W związku z uchwaleniem Miejscowego Planu Zagospodarowania terenu dla m. Mszczyczyn organ jest na etapie projektu decyzji o odmowie wydania warunków środowiskowych dla wnioskowanego przedsięwzięcia – przekazuje burmistrzyni Wierzbińska.
POZWOLEŃ NIE MA, JEST TRADYCJA
Do Zakładu Przemysłu Mięsnego „Biernacki” przesyłamy mailowo szereg pytań dotyczących ferm. Pytamy, na jakiej podstawie firma prowadzi chów, nie posiadając decyzji środowiskowych. W odpowiedzi czytamy, że „Dąbrówka jest miejscowością tradycyjnie rolniczą i od wielu lat prowadzona jest tam działalność rolnicza”. Natomiast Mszczyczyn „tradycyjnie jest miejscem chowu bydła i prowadzenia działalności rolniczej”. Ani słowa o brakujących decyzjach środowiskowych.
Biernacki zapewnia, że w obu miejscach od lat istniało gospodarstwo rolnicze, a nowi właściciele nie zmienili profilu aktywności. A w np. W Dąbrówce „zwiększenie liczby bydła było wymuszone przez zmianę w rolnictwie i sytuację gospodarczą oraz sytuację prawną”.
Pytamy, dlaczego firma Wojciecha Biernackiego prowadzi hodowlę bydła w nielegalnych fermach, nie posiadając odpowiednich zgód.
Rzecznik Biernackiego ripostuje: – Nielegalność czy brak działania zgodnego z prawem stwierdzają odpowiednie instytucje na podstawie właściwych norm prawnych. Teza o nielegalności jest więc znaczącym nadużyciem, bo żaden organ nie stwierdził nielegalności.
Cytujemy zatem korespondencję z Powiatowymi Inspektoratami Nadzoru Budowlanego. Wtedy przedsiębiorstwo wskazuje, że żaden sąd nie stwierdził nielegalności.
„Prowadzone gospodarstwa rolne pozostają pod nadzorem i są kontrolowane przez właściwe instytucje i organy, a wnioski pokontrolne i zalecenia zostają wdrażane. O tym, czy działanie jest legalne, nie decydują media, choć mogą przez swoje publikacje wywierać pozaprawny (nielegalny?) nacisk na urzędników wydających decyzje” – pisze do WP biuro prasowe Biernackiego. Sugeruje przy tym polityczny podtekst naszych publikacji, bo zbiegają się one z wyborami samorządowymi, a – zdaniem Biernackiego – „wiele osób zaangażowanych w tę negatywną kampanię jest kandydatami w nadchodzących wyborach samorządowych”.
W końcu, na naszą prośbę, Biernacki podaje liczbę sztuk bydła w swoich fermach. I tak, z maila z 14 marca 2024 roku dowiadujemy się, że w Dąbrówce przebywa 11029 sztuk bydła, a w Mszczyczynie 5 979.
Prosimy zatem o wskazanie decyzji środowiskowych, które pozwalają ZPM Biernacki na utrzymanie tylu zwierząt.
Odpowiedź znów jest wymijająca, publikujemy ją w całości:
„W każdej z wspomnianych lokalizacji działalność rolnicza jest prowadzona w sposób nieprzerwany od kilkudziesięciu lat – wcześniej w formie PGR, następnie przez inne, prywatne podmioty. Obecnie jest kontynuowana przez podmioty grupy, które prowadzą działalność rolniczą z zachowaniem dobrostanu zwierząt, z poszanowaniem środowiska naturalnego oraz stosując się do decyzji i zaleceń wydanych przez właściwe instytucje i organy, w tym złożono wszelkie właściwe wnioski konieczne do prowadzenia działalności zgodnie z jej charakterem i wielkością. Podkreślamy, iż wszelka działalność prowadzona jest przez podmioty w Grupie w sposób legalny”.
Biernacki zapewnia, że „rozwój i proces rozbudowy gospodarstwa znajduje się pod nadzorem właściwych instytucji i organów i uzyskano szereg decyzji uaktualniających stan prawny ze stanem faktycznym”.
ZPM „Biernacki” nie odpowiada na pytania o decyzje o środowiskowych uwarunkowaniach, a jest to kluczowy dokument pozwalający na prowadzenie fermy.
– Uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach (DUŚ) jest wymagane dla planowanych przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko. Można przenieść ewentualnie wydaną decyzję na inny podmiot, jeżeli przyjmuje on warunki zawarte w tej decyzji. Każda ingerencja w warunki określone w decyzji wymaga jednak zmiany tej decyzji. Do przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko zalicza się również przedsięwzięcia polegające na rozbudowie lub przebudowie. Podsumowując – w rozpatrywanych przypadkach rozbudowa i przebudowa wymagała uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach – wyjaśnia Łukasz Witczak z firmy Eco-Assist, świadczącej usługi konsultingowe w branży ochrony środowiska, w niedawnych wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego w Jarocinie.
– Według aktualnych przepisów przedsiębiorca prawdopodobnie prowadzi przedsięwzięcie „mogące zawsze znacząco” negatywnie oddziaływać na środowisko. Jest to „wyższa” kategoria przedsięwzięć, która do wydania DUŚ – decyzji środowiskowej – obligatoryjnie wymaga sporządzenia raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko, przeprowadzenia postępowania z udziałem społeczeństwa, wraz z uzgodnieniami – RDOŚ, Wody Polskie, Sanepid – komentuje radczyni prawna Dominika Nosal.
– Co ważne, nawet jeśli działalność była rozbudowana „etapowo”, to w momencie przekroczenia łącznie określonych progów należało pozyskać DUŚ dla całości – dodaje mec. Nosal. – Jeżeli przedsiębiorca działa w warunkach „samowoli budowlanej” – to należy uznać, że jego działalność jest „nielegalna” (samo prowadzenie procedury legalizacyjnej wskazuje, że mamy samowolę). Nielegalna jest każda działalność prowadzona bez wymaganych decyzji/pozwoleń.
Rzecznik Biernackiego (w korespondencji nie podaje imienia i nazwiska) zapewnia za to, że „wszystkie przebywające w gospodarstwie sztuki bydła zostały zgłoszone zgodnie z prawem do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i wpisane do Systemu Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt”.
O fermy Biernackiego pytamy więc w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Według jej danych na 14 marca w Dąbrówce jest 10797 sztuk bydła, a w Mszczyczynie zwierząt nie ma wcale.
ARiMR, gdy przekazaliśmy jej dane otrzymane od ZPM Biernacki (5 979 sztuk bydła – informacja z maila przesłanego 14 marca) oraz relację z wizyty w Mszczyczynie, gdzie sami widzieliśmy bydło na fermie, podziękowała nam za informacje i zapowiedziała sprawdzenie stanu faktycznego. Agencja dodała, że w Mszczyczynie, w lokalizacji, w której znajduje się ferma należąca do Zakładu Przemysłu Mięsnego Biernacki, są również zwierzęta należące do innych podmiotów. ARiMR stwierdziła jednak, że rejestracja więcej niż jednej siedziby stada w tej samej lokalizacji nie jest niezgodna z przepisami ustawy o systemie identyfikacji i rejestracji zwierząt.
– W Polsce od lat panuje przyzwolenie na stosowanie wobec hodowców specjalnych praw. Pan Biernacki obnażył to, o czym mieszkańcy wsi mówią od lat. Wieś została oddana we władanie agrobiznesu. Odzwierciedleniem tego jest cały system prawno-kontrolny. Nie egzekwujemy stosowania przepisów od Biernackich, Wójcików i Woźniaków. Przeciwnie, zapewniamy im pełne wsparcie dla ich działalności – mówi WP Bartosz Zając ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki i Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym. I dodaje:
– Widać to w raportach pokontrolnych, w opiniach organów analizujących oddziaływanie ferm na środowisko i ludzi, w orzecznictwie sądów administracyjnych, a także w wypowiedziach samorządowców i polityków. Opiewamy rolę polskiej produkcji zwierzęcej w PKB, nie oglądając się na ukryte koszty tej produkcji, ponoszone przez mieszkańców wsi, środowisko i zwierzęta.
BIERNACKI SIĘGA PO KONSTYTUCJĘ
25 marca, po kilku dniach od otrzymania ostatniej wiadomości mailowej z ZPM Biernacki, odebraliśmy telefon od Dominiki Biernackiej, która przedstawiła się jako rzeczniczka prasowa przedsiębiorstwa. Zapewniła, że „jeszcze raz pochyli się z mecenasami” nad pytaniami o legalność prowadzonych ferm i wróci z odpowiedziami. Później otrzymaliśmy kolejną wiadomość, a w niej powtórzone zapewnienia, że firma działa zgodnie z prawem. Tym razem ZPM Biernacki powołał się na… Konstytucję RP.
Według firmy „problemem jest nie jej działalność”, ale stosowanie przez urzędników „skomplikowanego prawa i różnorodne interpretacje”. ZPM Biernacki twierdzi dalej, że z art. 2 Konstytucji RP „wynika wymóg, aby przepisy prawne były formułowane w sposób poprawny, precyzyjny i jasny; poprawny także z punktu widzenia logicznego”, ponieważ „takie jest sedno zasady określoności prawa”.
Zdaniem biura prasowego Biernackiego zasada ta „w ostatecznym rachunku służy realizacji zasady ochrony zaufania do państwa i stanowionego przez nie prawa”. Firma podkreśliła też, że „o nielegalności działań musi orzec sąd w prawomocnym postanowieniu”, a wobec przedsiębiorstwa „nie zapadły żadne wyroki sądowe w tym zakresie”.
Żródło: money.pl