Zachodnie koncerny wycofują zlecenia z Ukrainy, działające tam niemieckie firmy walczą o przetrwanie. Nie z powodu wojny, tylko przez polskie blokady granicy – pisze „Der Spiegel”.
„Niecałe 800 kilometrów na wschód od Berlina rozgrywa się od pół roku dramat, który rzadko odnotowywany jest przez niemiecką opinię publiczną. Od późnej jesieni transport towarów między Ukrainą a Polską jest poważnie zakłócony” – informuje na swoich stronach internetowych niemiecki tygodnik „Der Spiegel”.
Jak czytamy, odpowiedzialność za to ponoszą różne osoby: „Na początku byli to ociągający się celnicy, potem protestujący kierowcy ciężarówek. Od kilku miesięcy kontrolę nad wieloma przejściami granicznymi przejęli zaś działający niekiedy jak bojówkarze rolnicy”.
Ponieważ wiele tirów omija granicę polsko-ukraińską, drastycznie wydłużył się czas na odprawę na Słowacji albo na Węgrzech. „Zimą wielu ukraińskich kierowców zmarło, czekając na granicy” – czytamy.
Straty w Ukrainie, straty w Niemczech
„Der Spiegel” opisuje problemy niewielkiej niemieckiej firmy, która kupuje wiązki elektryczne w zakładzie niedaleko Lwowa w Ukrainie. Z powodu polskiej blokady granicy i braku podzespołów niemiecka firma o mało nie straciła niezwykle ważnego kontraktu, bez którego musiałaby ogłosić upadłość.
Jak czytamy, gospodarcze skutki blokady są także dramatyczne dla samej Ukrainy. Magazyn przytacza szacunki ukraińskiego ministerstwa rolnictwa, według którego kraj traci z powodu blokady nawet 400 milionów dolarów rocznie. Inne szacunki mówią nawet o stracie jednego procenta produktu krajowego brutto.
„To straty, za które na końcu zapłaci prawdopodobnie europejski podatnik. Co prawda ukraińskie wpływy państwowe rosną dzięki wzrostowi gospodarczemu, ale z powodu rosyjskiej napaści nie wystarczają na pokrycie wydatków. W 2024 roku deficyt może sięgnąć w przeliczeniu 36 miliardów euro. To suma która, w obliczu zawirowań politycznych w Waszyngtonie, w dużej mierze będzie musiała zostać pokryta przez Europejczyków”.
Cierpliwość Zachodu na wyczerpaniu
„Der Spiegel” zaznacza, że problemy na granicy utrzymują się już tak długo, że odstraszają zagranicznych inwestorów i prowadzą do wycofywania zleceń dla ukraińskich producentów przez zachodnich partnerów. „A przecież celem UE jest włączyć Ukrainę do łańcuchów produkcyjnych europejskiej gospodarki. W tej chwili dzieje się jednak coś dokładnie odwrotnego”.
Pisząc o dużych wpływach stojącego za blokadami lobby rolniczego, nie tylko w Polsce, ale i innych krajach UE, jak choćby Francji, „Der Spiegel” pisze o „brzydkiej prawidłowości”. „Z jednej strony Europejczycy regularnie zapewniają Ukrainę o bezwarunkowej solidarności. Jeśli jednak chodzi o synekury dobrze zorganizowanych grup interesu, roznieca się nastroje przy pomocy tanich resentymentów”.
„Der Spiegel” cytuje przewodniczącego Komisji ds. Handlu w Parlamencie Europejskim Bernda Langa z niemieckiej SPD, który mówi, że nie można oskarżać Ukrainy o wszelkie problemy europejskiego rolnictwa. Jego zdaniem to niesolidarne i irracjonalne. „Blokady na polskiej granicy są nielegalne” – powiedział Lang. W jego ocenie polski rząd musi je ukrócić, a jeśli nie, to Komisja Europejska powinna wdrożyć przeciwko Warszawie postępowanie o naruszenie traktatów.
Źródło: dw.com