Alarm w ochronie zdrowia. „Dwie ustawy kompletnie rozwaliły system”

niezależny dziennik polityczny

Prawie 130 mld zł może wynieść luka finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce w latach 2025-2027 – wynika z raportu o stanie finansów opieki zdrowotnej. – Ten scenariusz już częściowo się realizuje. Dwie ustawy kompletnie rozwaliły system – mówi money.pl Kamil Barczyk, dyrektor szpitala w Bolesławcu.

– Do ściany dochodzimy w tym roku, a w przyszłym na pewno już dojdziemy. Podwojona jest dotacja do budżetu NFZ i to ciągle za mało. Kroczący wzrost kosztów jest nie do udźwignięcia – powiedziała w rozmowie z money.pl minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda.

Według ministry w 2026 r. zabraknie nawet 23 mld zł. Jednak według ekspertów dziura w NFZ może być znacznie większa.

„Dla scenariusza bazowego luka finansowa wyniesie 31 mld zł w 2025 r., 41,5 mld zł w 2026 r. oraz wzrośnie do poziomu 57 mld zł w 2027 r. Łącznie w latach 2025-2027 suma środków, którą należy skierować do Narodowego Funduszu Zdrowia z budżetu państwa wyniesie 129,5 mld zł” – wskazują w raporcie z czerwca 2024 r. eksperci Instytutu Finansów Publicznych, Federacji Przedsiębiorców Polskich i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

– Do ściany dochodzimy w tym roku, a w przyszłym na pewno już dojdziemy. Podwojona jest dotacja do budżetu NFZ i to ciągle za mało. Kroczący wzrost kosztów jest nie do udźwignięcia – powiedziała w rozmowie z money.pl minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda.

Według ministry w 2026 r. zabraknie nawet 23 mld zł. Jednak według ekspertów dziura w NFZ może być znacznie większa.

„Dla scenariusza bazowego luka finansowa wyniesie 31 mld zł w 2025 r., 41,5 mld zł w 2026 r. oraz wzrośnie do poziomu 57 mld zł w 2027 r. Łącznie w latach 2025-2027 suma środków, którą należy skierować do Narodowego Funduszu Zdrowia z budżetu państwa wyniesie 129,5 mld zł” – wskazują w raporcie z czerwca 2024 r. eksperci Instytutu Finansów Publicznych, Federacji Przedsiębiorców Polskich i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

Stworzył ogromną firmę. Szczerze radzi: „Nie słuchaj klientów”

„Z kolei, aby możliwe było zwiększenie dostępu do świadczeń lub poprawa ich jakości (np. skrócenie kolejek do specjalistów, lepszy dostęp do nowoczesnych technologii medycznych), budżet państwa będzie musiał skierować do NFZ w ciągu najbliższych trzech lat co najmniej 158,9 mld zł” – szacują.

Autorzy opracowania podkreślają, że od 2024 r. potrzeby wydatkowe NFZ przekraczają poziom przychodów ze składek i muszą być finansowane dotacją podmiotową z budżetu państwa. A w 2023 r. wykorzystano prawie wszystkie rezerwy skumulowane w czasie pandemii w latach 2020-2022.

Jak szacują autorzy raportu, w 2027 r. dotacje na ochronę zdrowia przekroczą wydatki na program 800 plus. W skrajnym scenariuszu ponad 1/3 wydatków NFZ będzie finansowana z dotacji pochodzącej z budżetu państwa.

Gdzie znaleźć pieniądze?

Eksperci oraz przedstawiciele środowiska medycznego podkreślają, że ochrona zdrowia w Polsce jest chora.

Ten scenariusz (wielkiej luki finansowej – red.) już częściowo się realizuje. Dwie ustawy kompletnie rozwaliły system opieki zdrowotnej. To ustawa dotycząca wzrostu wynagrodzeń w ochronie zdrowia oraz druga wprowadzająca finansowanie ratownictwa medycznego do NFZ – tłumaczy Kamil Barczyk, dyrektor szpitala w Bolesławcu.

Ustawa o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia weszła w życie w 2022 r., a finansowanie ratownictwa w 2023 r.

– Te ustawy doprowadziły do tego, co mamy dziś. To jest ta dziura w budżecie, o której mówi minister – zaznacza Barczyk. Jego zdaniem „problem jest prosty do rozwiązania”.

Z punktu widzenia całego systemu nie ma potrzeby utrzymywania ustawy o wynagrodzeniach. To koszt rzędu 18 mld zł. Do tego do budżetu państwa powinno wrócić finansowanie ratownictwa, bo jest to służba taka sama jak policja czy straż pożarna, które w sytuacji kryzysowej mogą też pełnić inne funkcje, co pokazała pandemia. Nagle w budżecie NFZ znalazłoby się ponad 20 mld zł i system byłby zabezpieczony – ocenia nasz rozmówca.

Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, zgadza się z przesunięciem środków dotyczących ratownictwa z NFZ do budżetu państwa, ale broni ustawy o wynagrodzeniach, która dotyczy wszystkich osób zatrudnionych w placówkach medycznych – nie tylko lekarzy. Zwraca też uwagę na problem z wycenami świadczeń.

– W tej chwili w Polsce z punktu widzenia NFZ są pacjenci nieopłacalni – w pediatrii, położnictwie, chirurgii. Natomiast nikt nie zamyka ortopedii, okulistyki i kardiologii, gdyż te oddziały utrzymują długi oddziałów źle wycenionych – mówi Kosikowski.

Zarobków najlepiej zarabiających medyków broni też Barczyk. – To bezprzedmiotowa dyskusja. Nikogo nie razi zarabianie przez lekarza w USA 2 mln dol. rocznie. Jeśli chcemy mieć nowoczesny system, to lekarz musi zostać wynagrodzony za zaangażowanie. Nasze życie i zdrowie jest zależne od lekarzy, a ci mogą wyjechać np. do Niemiec – podkreśla dyrektor szpitala w Bolesławcu.

Kontrakty i etaty medyków odpowiadają za 57 proc. budżetu szpitala w Bolesławcu. Dyrektor zapewnia nas, że szpital wyjdzie w tym roku „na plus”. Placówka czeka jednak na 20 mln zł zapłaty z NFZ za wykonanie nadmiarowych świadczeń nielimitowanych w drugim kwartale. Łącznie w ciągu roku szpital powinien otrzymać ponad 80 mln zł dodatkowych pieniędzy za wykonanie nadmiarowych świadczeń. Bolesławiec nie planuje przesunięcia planowych zabiegów nieratujących życia, co może wydarzyć się np. w Mielcu.

– W tej chwili kwota niezapłaconych nadwykonań sięga 13,4 mln zł. Dyrekcja podejmie decyzję, czy zostaną przesunięte na przyszły rok zabiegi planowe, które nie mają na celu ratowania życia – mówi nam Aneta Dyka-Urbańska ze szpitala w Mielcu.

Widełki dla lekarzy?

Ministra zdrowia przyznała w rozmowie z money.pl, że pojawił się pomysł wprowadzenia miesięcznego limitu zarobków sięgającego maksymalnie 48 tys. zł. Sprzeciwiają się temu i Barczyk, i Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, który ocenił w rozmowie z WP Finanse, że ustalenie sztywnych ram wynagrodzeń lekarzy „to najgorszy z możliwych sposobów”.

Jeśli ktoś jest geniuszem w swoim fachu, to chcę być przez niego leczony. Czy wybitny specjalista np. z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu, gdzie pacjentowi przywraca się słuch po wyjątkowej operacji, ma mieć próg zarobków, czy raczej powinien zostać w Polsce i być usatysfakcjonowany? Tam pracują ludzie wyjątkowi w skali świata – uważa Barczyk.

Zwraca też uwagę na problem z demografią. W ośrodkach akademickich takich jak Wrocław jest 7 lekarzy na 10 tys. mieszkańców, a średnia w Europie to 3,6. Natomiast w Bolesławcu to 1,7 medyka na 10 tys. osób. Szpitale powiatowe, żeby ściągać lekarzy, muszą oferować im konkurencyjne zarobki, żeby „opłacało im się” przyjeżdżać np. na dyżury z dużych miast.

– Dysproporcja i brak równomiernego dostępu do opieki lekarskiej powoduje, że specjalistów trzeba zachęcać finansowo. System ochrony zdrowia powinien inwestować w cały obszar geograficzny, a nie jedynie w miasta wojewódzkie – uważa Kamil Barczyk.

W podobnym tonie wypowiada się Kosikowski.

Nie może być tak, że Bieszczady są bez porodówki, a dla połowy woj. świętokrzyskiego jest tylko jedna. Liczba porodów to ważne kryterium przy zamykaniu takich oddziałów, ale nawet jeśli nie „spina się” to ekonomicznie, to i tak powinno to zostać zabezpieczone. Chyba że chcemy, żeby cały region „wymarł”, bo nie będzie, gdzie rodzić

– mówi lekarz.

Kosikowski zwraca też uwagę na inne szykowane przez MZ zmiany. – Może zostać wprowadzony zakaz podpisywania umów z podmiotami zewnętrznymi na usługi personelu medycznego. Bardzo dużo szpitali, zwłaszcza powiatowych, pozbyło się własnego radiologa czy patomorfologa na rzecz zewnętrznej firmy. W szpitalu jest rezonans, wykonuje się badanie, ale nie ma lekarza do opisu, więc dokumentację wysyła się dalej. Patomorfologów wykonujących opisy badań w Polsce jest mniej niż szpitali. Jeśli to wejdzie w życie, to wielu pacjentów utraci możliwość diagnostyki. Chyba że będzie to pretekst do zamykania szpitali – nie macie radiologii? Zamykamy – dodaje  rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.

Co dalej z państwem opiekuńczym?

Dr inż. Robert Mołdach, członek Rady Ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta, współzałożyciel Instytutu Zdrowia i Demokracji, ocenia, że przyszedł moment, w którym należy rozpocząć społeczną dyskusję o opiekuńczości państwa.

Postawmy fundamentalne pytanie, czy państwo powinno za wszystko płacić? Gdy dochodzi np. do wypadku spowodowanego przez pijanego kierowcę, to poszkodowani i sam sprawca są leczeni na koszt państwa. Należy się zastanowić, czy taki kierowca nie powinien płacić za wszystko sam – mówi Mołdach, który zaznacza, że „nie odbiera nikomu prawa do opieki zdrowotnej, ale stanowczo sprzeciwia się życiu na cudzy rachunek”.

Przykładem mogą być również rodzice, którzy np. nie zaszczepili dziecka na odrę, co jest w Polsce obowiązkowe, a następnie ono zachorowało. W takim przypadku na leczenie „zrzucają się wszyscy”.

Rodzice musieliby się ubezpieczyć i ponosić konsekwencje swoich decyzji. To samo tyczy się osób odmawiających udziału w badaniach profilaktycznych. Tu jest największy potencjał oszczędności w NFZ oraz mobilizacji ludzi do zmiany postaw i zachowań – kontynuuje.

Zaznacza jednak, że są to rozważania na wiele lat do przodu. Natomiast NFZ potrzebuje pieniędzy teraz.

Można podnieść składkę zdrowotną dla wszystkich, wyrównać składkę zdrowotną dla wszystkich grup zawodowych lub dosypywać co roku pieniądze z budżetu państwa. Wyrównanie składki wydaje się być najbardziej sensownym rozwiązaniem – ocenia Mołdach.

Rząd chciał obniżyć składkę zdrowotną dla przedsiębiorców od 2026 r., ale pod koniec kadencji ustawę zawetował Andrzej Duda. Jednak zdaniem Mołdacha wkrótce dojdzie do momentu, gdy rządzący nie będą mieli wyboru i będą musieli podjąć niepopularną politycznie decyzję.

– Koniec z zachowaniem status quo w opłacaniu składek. Od 25 lat każdy się broni przed zmianami, ale wyboru już nie ma – podsumowuje.

Źródło:money.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*