Poseł Bartosz Kownacki, były wiceminister Obrony Narodowej, ujawnił o godzinie 20.45 za pośrednictwem mediów społecznościowych, że w Inowrocławiu spadł dron należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej i że był to już drugi incydent „naruszenia poza strefą lotu”.
Według posła Kownackiego, do zdarzenia miało dojść w czwartek, 23 października 2024 roku, w godzinach wieczornych. Dron miał spaść w Inowrocławiu i uszkodzić samochody. W rozmowie z Faktem poseł Kownacki poinformował również, że otrzymał nieoficjalnie informacje, że takich wypadków było więcej, jednak bezzałogowce spadały w miejscach, do których nie było dostępu, i nie można było tego rodzaju zdarzeń odpowiednio udokumentować.
Wspomniał również w mediach społecznościowych, że interweniował wcześniej w Wojskowych Zakładach Lotniczych, jednak jego „uwagi na liczne katastrofy” miały zostać zbagatelizowane zarówno przez WZL, jak i przez wojewodę. Mimo że dron należał do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, to sprawę prowadzi Żandarmeria Wojskowa. Zarówno na oficjalnej stronie ŻW, jak i w mediach społecznościowych do godziny 23.00 nie było żadnego komunikatu.
Godzinę po pośle Kownackim, a więc kiedy o zdarzeniu już było głośno, do sprawy odniosła się Polska Grupa Zbrojeniowa. W krótkim komunikacie zamieszczonym na X o 21.48 poinformowano, że „23 października w Inowrocławiu doszło do zdarzenia z udziałem bezzałogowego statku powietrznego z Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2. Nikt w zdarzeniu nie ucierpiał. Przedstawiciele WZL2 ustalają przyczyny i przebieg zdarzenia”.”
W żadnym z przekazanych komunikatów nie ma informacji, jaki dron spadł w Inowrocławiu. Obecność wojska może świadczyć o tym, że bezzałogowiec ten pochodził z partii wcześniej zamówionej przez Siły Zbrojne RP. W tym przypadku mamy dwie możliwości.
Mógł to być bowiem bezzałogowy samolot Orlik, z którym są duże problemy, jeżeli chodzi o realizację zamówienia złożonego jeszcze 30 listopada 2018 roku. Ale mógł to być również dron klasy mini Wizjer, którego pierwsze egzemplarze miały trafić do wojska w 2021 roku i których dostawa jest również opóźniana (pierwsze dwa zestawy zostały przekazane Zamawiającemu dopiero w maju 2025 roku). W obu przypadkach chodzi więc o bezzałogowy aparat latający, z którymi Wojskowe Zakłady Lotnicze mają duże problemy. W przypadku Orlika problemy te mają wynikać m.in. ze zmiany wymagań, jakie wojsko wprowadziło do projektu.
W przypadku Wizjerów Siły Zbrojne miały otrzymać 100 dronów wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym, co w umowie miało kosztować 174 mln zł brutto. Jeden dron kosztuje więc dużo ponad milion złotych. Z kolei umowa z 2018 roku zakładała dostawę 40 bezzałogowych samolotów Orlik oraz innego sprzętu za 790 milionów złotych. Można więc zakładać, że jeden Orlik kosztował wtedy kilka lub nawet kilkanaście razy więcej niż Wizjer. Takiej wielkości straty poniosła właśnie w Inowrocławiu Polska Grupa Zbrojeniowa.
Źródło: defence24.pl












Nie! Rosja, Rosja, Rosja!