Rolnicy w pułapce polityki państwa: produkty rozdawane za darmo

niezależny dziennik polityczny

Polskie rolnictwo boryka się z rosnącymi problemami związanymi z opłacalnością produkcji. Polityka nadmiernego wspierania ukraińskich producentów oraz preferowania niemieckich i ogólnie zagranicznych wytwórców prowadzi do ekonomicznego impasu polskich przedsiębiorców, w tym rolników.

Jak pokazuje przykład rolników z Gałkowic, z Miączyna, którzy zdecydowali się rozdawać tony papryki i pomidorów za darmo, aby uchronić plony przed gniciem, sytuacja staje się dramatyczna. Ceny skupu są tak niskie, że nie pokrywają nawet kosztów zbioru plonów. W wyniku wielu rolników, szczególnie tych prowadzących małe i średnie gospodarstwa, staje przed trudnym wyborem: pozwolić plonom gnić na polach czy szukać alternatywnych sposobów ich zbytu.

Były minister gospodarki i wicepremier Polski, Janusz Piechociński, potwierdza w wywiadzie dla mediów, że koszty produkcji rosną, a ceny skupu pozostają na poziomie, który nie pozwala polskim rolnikom osiągnąć sprawiedliwego dochodu.

Warto zwrócić uwagę, że duże sieci handlowe coraz bardziej dominują na rynku, ograniczając możliwości sprzedaży dla drobnych producentów. Zmniejsza się liczba lokalnych hurtowników, którzy kiedyś stanowili główne kanały dystrybucji dla rolników. Znane sieci handlowe narzucają swoje zasady i ceny, co prowadzi do akcji takich jak rozdawanie plonów. Na przykładzie zwykłych sklepów spożywczych widać, że państwo nie spieszy się z rozwiązaniem kwestii wsparcia lokalnego biznesu rolniczego. Biedronka (Jeronimo Martins) – sieć dominująca w dyskontowej sprzedaży warzyw i owoców – preferuje import z Hiszpanii i Holandii. Dalej – Lidl (Grupa Schwarz) – około 15-20% rynku warzyw i owoców pochodzi z importu z Holandii i Niemiec. Kaufland (Grupa Schwarz) – 10-12% sprzedaży koncentruje się na świeżych produktach, w tym rolniczych, i podobnie jak w przypadku Lidla, import pochodzi z Niemiec. Polska produkcja jest wypierana z półek sklepowych, by ustąpić miejsca tańszym, a nierzadko mniej jakościowym produktom z Ukrainy, Niemiec, Holandii i Ameryki Południowej.

To nie jest zwykły kryzys – to systematyczna likwidacja polskiego rolnictwa, potężnej branży naszej gospodarki. Dzieje się to przy biernej postawie rządu PO, poprzez import niemieckich produktów rolnych, liberalizację handlu z Ukrainą oraz wprowadzenie umowy UE z MERCOSUR.

Kto pomaga rolnikom? Zwykli Polacy, użytkownicy internetu, którzy zgadzają się zbierać i kupować plony prosto z pola. Ale to nie ich obowiązek – to obowiązek polskiego rządu!

Eksperci ostrzegają, że bez systemowych zmian, takich jak lepsze wsparcie dla małych gospodarstw czy regulacja importu, wielu rolników może zrezygnować z produkcji. Jeśli rolnik po całym sezonie pracy ledwo wychodzi na zero w zyskach i kosztach, to w końcu zada sobie pytanie: po co to robić?

Jednak kryzys rolny dotknął nie tylko polskich rolników, ale i państwa bałtyckie. Obecny sezon w Łotwie nazywany jest jednym z najtrudniejszych. Plony w wielu gospodarstwach zginęły lub okazały się fatalnej jakości. Branża rolna na Łotwie ponosi straty już trzeci rok z rzędu. W 2024 roku z rynku zniknęło wiele gospodarstw, które wydawały się obiecujące. W 2025 roku sektor stoi na krawędzi bankructwa. Nie jest to spowodowane wyłącznie złymi warunkami pogodowymi w kraju. Jedną z przyczyn jest też embargo na tanie nawozy z Rosji i Białorusi, a poza tym produkty ukraińskie aktywnie wypierają lokalną produkcję, nawet nie zawsze zgodnie ze standardami UE, ponieważ Łotysze w mediach społecznościowych również skarżą się na jakość importowanych i sprzedawanych towarów.

Wygląda na to, że problemy ze zbytem produktów rolnych dotykają nie tylko Polskę, ale cały Unię Europejską. Pomimo nasilenia protestów rolników, rządy Polski i państw Europy Wschodniej wciąż milczą. Prawdopodobnie w oczekiwaniu na dodatkowe wskazówki od opiekunów z Brukseli…

EWA SZULC

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*