Donald Trump stawia Unii Europejskiej ultimatum: albo poprawi saldo obrotów handlowych z USA, kupując tam więcej surowców, albo Europę czekają cła, a w konsekwencji ucieczka koncernów za ocean. Największy problem miałyby Niemcy.
- „Powiedziałem Unii Europejskiej, że muszą nadrobić swój ogromny deficyt ze Stanami Zjednoczonymi poprzez zakup naszej ropy i gazu na dużą skalę. W przeciwnym razie będą CŁA!!!” – napisał na swoim koncie społecznościowym na platformie Truth Social Donald Trump.
- Jak wskazują amerykańskie dane, ujemne saldo w bilansie handlowym z Europą wynosi już ok. 1,31 bln dol., czyli 5,1 proc. amerykańskiego PKB.
- Największy „wkład” w amerykański deficyt w bilansie handlowym w Europie ma niemiecki handel zagraniczny, który w 2023 r. osiągnął rekordową nadwyżkę eksportową z USA w wysokości 85,8 mld euro.
- Trump zakłada, że nowe cła skłonią niemieckie firmy uzależnione od eksportu do USA do przenoszenia produkcji za ocean lub zwiększania jej w swoich amerykańskich fabrykach.
20 stycznia Donald Trump zostanie oficjalnie zaprzysiężony na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. W uroczystościach na Kapitolu nie weźmie udziału przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jak poinformowała rzeczniczka prasowa Komisji Paula Pinho, von der Leyen nie otrzymała zaproszenia na te uroczystości.
Od uległości po kontratak. Komisja Europejska zmienia zdanie w sprawie ultimatum Trumpa
To nie jedyny wrogi gest prezydenta elekta wobec władz Unii Europejskiej w ostatnim czasie. Pod koniec grudnia na swoim koncie społecznościowym na platformie Truth Social napisał on krótko:
Powiedziałem Unii Europejskiej, że muszą nadrobić swój ogromny deficyt ze Stanami Zjednoczonymi poprzez zakup naszej ropy i gazu na dużą skalę. W przeciwnym razie będą CŁA!!!.
I chociaż nie jest jasne, któremu urzędnikowi Komisji Trump przekazał swoje ultimatum i czy w ogóle to zrobił, elity polityczne w Brukseli doskonale zdają sobie sprawę, że słów tych lekceważyć nie można.
Już po listopadowych wyborach w USA i zwycięstwie Trumpa – jakby wyprzedzając obecne wydarzenia – von der Leyen powiedziała podczas spotkania przywódców UE w Budapeszcie, że „UE mogłaby zwiększyć zakupy amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego, aby zadowolić Trumpa”.
Dlaczego nie zastąpić [rosyjskiego gazu] amerykańskim LNG, który jest dla nas tańszy i obniża nasze ceny energii? To jest coś, o czym możemy dyskutować, również jeśli chodzi o nasz deficyt handlowy ze Stanami Zjednoczonymi – oświadczyła von der Leyen.
Ten początkowo ustępliwy ton Brukseli nagle zamienił się jednak w kontratak. Ambasador UE w USA Jovita Neliupšienė mówiła już pod koniec grudnia ubiegłego roku, że Unia jest gotowa do odwetu, jeśli Trump zrealizuje swoje groźby taryfowe. „Jeśli pojawią się jakieś nowe tarcia w handlu, Unia Europejska będzie faktycznie gotowa na reakcję” – oznajmiła w rozmowie z Politico.
Za nadwyżkę w bilansie handlowym Europy z USA odpowiada głównie jedno państwo
W rzeczywistości słowa Trumpa o konieczności wyrównania ujemnego bilansu handlowego Stanów Zjednoczonych z Unią Europejską dotyczą głównie jednego kraju: Niemiec, gdyż to one – jako jedyne w Europie już od 2017 r. – generują głównie rekordowe nadwyżki w obrotach handlowych z tym krajem.
Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, niemiecki handel zagraniczny z USA osiągnął w 2023 r. rekordową nadwyżkę eksportową w wysokości 85,8 mld euro. Rok wcześniej było to ponad 63 mld dol. Niemcy eksportowały za ocean przede wszystkim swoje maszyny i pojazdy, a także surowce chemiczne i inne towary przemysłowe.
I chociaż po inwazji Rosji na Ukrainę Stany Zjednoczone zaczęły „odrabiać” to ujemne saldo w relacjach handlowych z Unią, głównie dzięki zwiększonemu importowi do Europy ropy naftowej i gazu, to bilans ten do dzisiaj nie został wyrównany.
Jak wskazują amerykańskie dane, ujemne saldo w bilansie handlowym z Europą wynosi już ok. 1,31 bln dolarów, czyli 5,1 proc. amerykańskiego PKB.
Trump wykorzystuje to, że Niemcy „grają na siebie” i wbija klina między Berlin a inne kraje UE
Trump zdaje sobie sprawę, że nakładając na Europę nowe cła, spowoduje, że niemieckie firmy chcąc uniknąć ich płacenia, zaczną przenosić swoją produkcję za ocean lub ją tam zwiększać.
– To jest kontynuacja polityki prowadzonej przez Trumpa już w jego pierwszej kadencji prezydenckiej – przypomina w rozmowie z WNP.PL dr hab. prawa i nauk o polityce na Uniwersytecie Warszawskim oraz ekspert od stosunków polsko-amerykańskich Jarosław Szczepański.
Jak dodaje nasz rozmówca, Trump wykorzystuje fakt, że Niemcy są obecnie bardzo osłabione gospodarczo i politycznie, a ich główny partner handlowy – Chiny – po 10 latach handlowej hossy stracił zainteresowanie ich „kultowymi” towarami eksportowymi, jak choćby auta. To przełomowy moment – połowa niemieckiego PKB uzależniona jest bowiem od eksportu.
Jak podkreśla Szczepański, Europa na wojnie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi niewiele zyska. Trump – poza argumentem w postaci ceł – ma w ręku bowiem potężniejszą broń, czyli gwarancje bezpieczeństwa dla Europy. Dlatego zdaniem naszego rozmówcy Bruksela będzie z nim współpracować.
Według naszego rozmówcy wiele państw unijnych zdaje sobie sprawę, że to, co jest korzystne z punktu widzenia niemieckiej gospodarki, nie musi być też dobre również dla ich gospodarek. Niemcy grają bowiem głównie na siebie i nikt nie będzie za ich interesy w Europie ginął.
Jako przykład takiej sytuacji ekspert podaje (negocjowaną już od 20 lat) umowę o wolnym handlu pomiędzy Unią Europejską a państwami Ameryki Południowej zrzeszonymi w ramach organizacji Mercosur.
Na podpisaniu tej umowy, zdaniem naszego rozmówcy, może skorzystać w Europie głównie gospodarka niemiecka. Poddostawcy dla niemieckich fabryk zamiast w Europie będą bowiem produkowali potrzebne komponenty w Brazylii, Argentynie, Paragwaju czy Urugwaju.
Marketingowe show Trumpa to przygotowanie gruntu dla polityczno-handlowych transakcji
Z kolei dr Marcin Mrowiec, główny ekonomista Grant Thornton, uważa, że zapowiedzi Trumpa to część jego politycznego show, które jest wypadkową przesady i marketingowego sprytu.
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa mamy do czynienia z tworzeniem i wykorzystywaniem narracji medialnych i percepcji publicznej na swoją korzyść, dokonywaną przez weterana i mistrza tego gatunku, który ma teraz do wykorzystania przełożenie medialne niedostępne nikomu innemu. W tym kontekście czynionych obecnie zapowiedzi nie należy traktować dosłownie, ale jako budowanie ogólnej atmosfery dla „deali”, które zostaną zaproponowane później, już po zaprzysiężeniu nowego prezydenta USA – uważa dr Mrowiec.
Uważa on, że propozycje płynące z Białego Domu, które się pojawią po zaprzysiężeniu Trumpa, będą znacznie bardziej ekscentryczne niż dotychczas, będą też naruszać wiele przyzwyczajeń oraz mocniej promować interes amerykański versus interesy innych stron, nawet sojuszniczych.
– Weźmy przykład „zmuszania partnerów do wyrównania bilansów handlowych”. Diagnoza jest trafna: USA mają negatywne bilanse rozliczeń eksportu i importu z wieloma obszarami, m.in. z Europą. Nie wynika to jednak z decyzji politycznych podjętych przez kogoś czy to w UE, czy USA, ale z procesów rynkowych: sumarycznie rzecz biorąc, towary i usługi z UE są na tyle atrakcyjne dla kupujących w USA, że płatności za nie przeważają nad wpływami z eksportu ze Stanów Zjednoczonych – podaje przykład ekonomista Grant Thorntona.
Według naszego rozmówcy odpowiedzią na takie zjawisko nie powinna być próba politycznego wymuszenia zakupów (np. rządowych) przez kraje europejskie, ale działania nakierowane na poprawę konkurencyjności towarów i usług eksportowanych z USA.
– Ewentualne wprowadzenie ceł przez Stany Zjednoczone mogłoby pomóc w wyrównaniu nierównowag i w jakimś stopniu odbudować produkcję w tym kraju, ale byłby to proces długotrwały, liczony w latach i bez gwarancji sukcesu. Natomiast gwarantowany byłby wzrost cen tych towarów, wcześniej importowanych bez narzutu cła, a potem droższych o cło – przypomina dr Mrowiec i dodaje, że pogorszenie pozycji konsumenta to skuteczny przepis na kłopoty polityczne, tym większe, im większej grupy wyborców miałoby to dotyczyć.
Koniec mocnego dolara? To najlepsze, co może spotkać amerykańską gospodarkę
Według dr. Mrowca, wbrew deklaracjom i wbrew obecnemu trendowi na rynku, który wciąż wierzy w politykę „mocnego dolara” nowej administracji (relacja EUR-USD zbliża się do parytetu), w perspektywie kolejnych kwartałów będziemy mieli do czynienia z realną polityką słabego dolara. Taka sytuacja poprawia sytuację producentów amerykańskich, a równocześnie pogarsza konkurencyjność importu, prowadząc do wyrównywania nierównowag handlowych.
– To proces znany i wielokrotnie jego działanie obserwowaliśmy w przeszłości – nie ma powodów, aby nie miał zadziałać obecnie – podsumowuje ekonomista.
Źródło: wnp.pl
Straszy? Raczej pro’buje wyro’wnac’ pole targu. Z China takz’e.