Oksana rozstała się z Ukraińcem walczącym na froncie, po czym na nowo ułożyła sobie życie z Polakiem. – Zauważyłam, że niektórych moja historia oburza. Gdy ją słyszą, od razu stają po stronie mojego byłego, nawet nie dopytując, dlaczego od niego odeszłam – mówi w tokfm pl Ukrainka.
– Mamy ogromną liczbę rozwodów wynikających z tego, że osoby, które wracają z frontu, przynoszą w sobie koszmar wojny. Żona z dziećmi, która czekała na męża, nie jest w stanie z nim żyć, ponieważ jest to tak trudne i bolesne, że niemożliwe psychicznie – mówił niedawno w Polsat News Mirosław Skórka, prezes Związku Ukraińców w Polsce.
Jedną z takich Ukrainek jest Oksana Kopanieva, która rozstała się z żołnierzem walczącym na froncie, po czym na nowo ułożyła sobie życie z Polakiem. – Zauważyłam, że niektórych mężczyzn z Polski moja historia oburza. Gdy ją słyszą, od razu stają po stronie mojego byłego, nawet nie dopytując, dlaczego od niego odeszłam. Trochę mnie to zaskakuje – przyznaje 32-latka.
Z podobnymi reakcjami spotyka się 37-letnia Maria, której mąż też bije się z żołnierzami Władimira Putina. Na jej historię reagują tak nie tylko Polacy, ale też znajomi z Kijowa. Niektórzy już nawet się od niej odwrócili. – Ich zdaniem mam do końca czekać w domu na mężczyznę, bo ryzykuje, walcząc za ojczyznę. Skoro on poświęca siebie, to ja też powinnam. A tak, jestem niewierną, która zdradza Ukraińca z Polakiem. To nieprawda, ale gdy taka plotka się rozchodzi, to trudno ją sprostować. Nikt nie chce słuchać prawdy, która jest o wiele bardziej skomplikowana. To też jest problem w tej wojnie, że ona wszystko upraszcza – wzdycha moja rozmówczyni.
„Wojna mi go zabrała”. Ukrainka o mniej znanym efekcie inwazji Putina
Oksana po raz pierwszy przyjechała do Krakowa w 2016 roku. Zamieszkała tam u siostry i studiowała ekonomię. Znalazła nawet pracę w banku, ale ostatecznie jej nie podjęła, bo podczas odwiedzin matki w Kijowie poznała Serhija. – To był ciepły i czuły facet, w którym od razu się zakochałam. Nie mógł ze mną jechać do Polski, bo nie chciał zostawiać swojego salonu fryzjerskiego, którego był współwłaścicielem. Zostałam więc przy nim i pomagałam mu prowadzić biznes. Zarówno w życiu prywatnym, jak i w firmie dobrze nam się układało. Dopóki nie wybuchła wojna. Uznaliśmy, że powinnam uciekać do Krakowa – wspomina Kopanieva.
Serhij musiał zostać w Ukrainie. Z początku nie chciał zaciągnąć się do wojska, tylko pilnować interesu. Gdy jednak podczas ataku Rosjan na Kijów jego salon został zdemolowany, postanowił dołączyć do walki z Rosjanami.
– Bałam się o niego, ale byłam dumna. Myślałam, że to kwestia kilku, może kilkunastu tygodni, jak Serhij i reszta ukraińskich chłopaków pogonią Rosjan. Wyobrażałam sobie, że gdy tylko to się stanie, wrócę do Ukrainy. Co prawda, powstrzymali atak na Kijów i odepchnęli ludzi Putina na wschód, ale końca wojny nie było widać. Żyłam w strachu o życie Serhija. Gdy tylko mógł, łączył się ze mą przez internet i mnie uspokajał – opowiada.
Widywali się tylko raz-dwa razy w roku, kiedy Serhij dostawał przepustkę i gdy Oksana mogła dotrzeć do Kijowa. – Szybko się zmienił. Podczas spotkań ze mną był nieobecny, zamknięty, rozkojarzony i rozdrażniony. Nie mógł się już skupić na żadnej rozmowie. Nie wiedziałam, co go dręczy, czego potrzebuje, czego się boi. Milczał albo się wściekał. Nie było nic pomiędzy. Stał się kimś innym, z kim nie miałam kontaktu. Poczułam, że wojna mi go zabrała – mówi 32-latka.
Ukrainiec nie umie już wrócić z frontu. „Nie rozumie dawnego siebie”
Serhij wściekał się, gdy wychodził z Oksaną na ulice Kijowa. Nie mógł znieść widoku roześmianych ludzi, którzy siedzieli w knajpach. Pytał, po co to wszystko. Po co ta cała walka, krew i amputowane nogi jego rannych kolegów, skoro reszta bawi się w najlepsze. Mówił, że umierając na froncie, żołnierze kupują mieszkańcom Kijowa czas na picie drinków. Później stawał w kolejce do kasy w sklepie i znowu się wściekał. Denerwowało go, że już nie umie wybierać między np. różnymi rodzajami makaronów. Nie rozumiał już swojej dawnej codzienności. Wydawała mu się nieważna.
– Powtarzałam: „To twój wielki sukces, że ci ludzie dalej mogą żyć jak kiedyś. O to właśnie walczysz z Rosjanami, którzy chcą nam wszystko odebrać. Patrz na te uśmiechy mieszkańców Kijowa i bądź dumny z siebie”. Ale on tego nie przyjmował. Nie radził sobie ze sobą ani z naszym związkiem. Odpychał mnie, wyzywał, a potem przepraszał. W końcu uciekał przed tym wszystkim na front i długo się nie odzywał. Znów żyłam w strachu, że ludzie Putina go zabili – opisuje.
Zapytała kiedyś, jak ma to przetrwać, a on jej odpowiedział, że nie umie już do niej wrócić. Przynajmniej takim, jakim kiedyś był. Dlatego w sierpniu ubiegłego roku powiedziała mu, że chce się rozstać. – Był rozgoryczony. Na zmianę płakał i mnie wyzywał od „kur..w”. Z jednej strony chciałam to rozstanie zatrzymać, a z drugiej: nie miałam już siły – wyznaje moja rozmówczyni.
Ukrainka na randkach z Tindera. „Dziwne przeżycie”
Maria mówi, że Ołeh ukradł jej młodość i nie dał nic w zamian. – Nie mogę powiedzieć, że dał mi córkę, jedynie swoje nasienie. Bo nigdy nie poczuwał się do bycia ojcem. Nigdy się nią nie zajmował ani nie interesował. Z początku przymykałam na to oko, bo wielu Ukraińców ma taką postawę. Spłodzą dziecko, zostawiają je żonie, a sami po prostu chodzą do pracy. Ale gdy zobaczyłam w telefonie jego rozmowę z kochanką, powiedziałam „Dość!”. Opisywali, co sobie wcześniej robili w łóżku – mówi.
Zostawiła go, ale nie zdążyła się rozwieść, bo wybuchła pełnoskalowa wojna. Uciekła z córką i matką do Polski, a Ołeh w końcu trafił na front. Nie mają ze sobą kontaktu. Maria wie tylko od teściowej, że on wciąż walczy. – Życzę mu jak najlepiej i jestem mu wdzięczna za to, że broni naszego kraju przed Ruskimi. Ale to, co było między nami, to już przeszłość. Gdy tylko będzie to możliwe, chcę wrócić do Ukrainy, by wziąć z nim rozwód – zapowiada.
Wspomina, że po przyjeździe do Krakowa przez prawie pół roku nie mogła otrząsnąć się ze strachu. Śledziła doniesienia z Ukrainy o rosyjskich ostrzałach i płakała. Podobnie przeżywała to jej matka. Tylko 13-letnia córka dzielnie się trzymała. – Opiekowała się nami i nas pocieszała. Wiedziałam, że to nie może trwać długo. Że sama musi odblokować emocje. Że muszę wziąć się w garść. Zająć się nią i sobą. Tak w końcu zrobiłam – stwierdza.
Maria znalazła pracę w kwiaciarni, a córce szkołę. Popołudniami zaczęły spędzać dużo czasu poza domem, np. chodząc na długie spacery i spotykając się z innymi ukraińskimi rodzinami. W weekendy sama wyrywała się z domu. Na randki z Tindera. – To było dziwne przeżycie – opisuje ze śmiechem.
Traktowali Ukrainkę jak automat z miłością. „Zaciął i nie wydawał seksu”
Większość ze spotkanych na Tinderze mężczyzn traktowała Marię jak „automat z seksem”. Dotyczyło to zarówno Polaków, jak i Ukraińców. – Pierwsi byli przekonani, że kobieta, która straciła wszystko, jest zdesperowana i szuka w Polsce „opiekuna”. Takiego, który trochę finansowo pomoże, coś tam kupi, ale w zamian za seks – zastrzega.
Z kolei Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski jeszcze przed wybuchem wielkiej wojny, teraz – jak mówi Maria – szukali wśród uchodźczyń swoich przyszłych żon. – Z Polkami chyba sobie nie radzili, a tu nagle przyjechało tyle „swoich” bab. Na randkach się nie kryli: „Zacznijmy od seksu, a potem się tobą zaopiekuję”. W Ukrainie to oznacza: „Może coś zarobię, ale głównie chodzi o to, że będziesz mi prała i gotowała” – tłumaczy.
Jak dodaje z uśmiechem, była jak automat, który się zaciął i nie chciał wydawać seksu. A gdy już trafiali jej się Polacy, którym chodziło o coś więcej, to uciekali zaraz po tym, gdy usłyszeli o Ołehu. – Bali się, że ukraiński żołnierz wróci po mnie z frontu i przy okazji zrobi z nimi porządek, bo kręcą się przy jego żonie. Bali się też, że jak „zdradzam” męża, będę to też im robiła. Nie pomagały tłumaczenia, że to nie ja zdradzam, tylko Ołeh – wzdycha.
Jacek nie miał z tym problemu i bez lęku otworzył się na Marię. Nie zakochała się w nim od razu, bo miała blokadę emocji. – Nie wiedziałam, czy została mi po zdradzie Ołeha, czy po początku wojny, który widziałam na własne oczy. Zaczęłam chodzić na grupę wsparcia dla Ukrainek. Pomogła mi, ale nie od razu. Najważniejsze, że Jacek był cierpliwi i na mnie czekał. Świetnie dogaduje się z moją córką. Nic nie stoi nam na przeszkodzie, żebyśmy zostali rodziną – stwierdza moja rozmówczyni.
Romantyczna wizja wojny Putina. „Ty masz walczyć, a ty na niego czekać”
Oksana Kopanieva nie ryzykowała z Tinderem. Wystarczyło, że zobaczyła grupy w mediach społecznościowych, na których Polacy publikowali zdjęcia rzekomo ukraińskich uchodźczyń. Pisali: „Ona szuka Polaka” i ujawniali swoje fantazje seksualne. – Nie miałam siły na takich mężczyzn – komentuje krótko.
Michała poznała na imprezie pracowników banku, w którym zatrudniła się po wybuchu pełnoskalowej wojny. – Podobałam mu się, ale z początku nie chciał się ze mną wiązać. Usłyszał, że zostawiłam ukraińskiego żołnierza i się oburzył. Zmienił zdanie, dopiero gdy poznał moją historię. Inni nie chcieli o niej nawet słuchać, bo mieli romantyczną wizję wojny: facet ma się bić, a kobieta na niego czekać. Tyle że czasami czeka się na kogoś, kogo już nie ma. Serhija, jakiego poznałam, już nie ma – mówi.
– Wojna robi wszystko czarno-białym. Ktoś patrzy na nią z zewnątrz i wydaje polecenia ludziom stojącym w jej środku: „Ty masz walczyć, a nie bawić się, a ty na niego czekać”. Ale wojna to nie tylko umieranie. Nie można atakować ludzi za to, że chcą dalej żyć – podsumowuje Maria z Kijowa.
Źródło: tokfm.pl