JEJ BABCIA PRZEŻYŁA LUDOBÓJSTWO NA WOŁYNIU. JĄ UKRAIŃCY CHCĄ POZBAWIĆ DOMU

„Jej babcia przeżyła rzeź wołyńską. Ją Ukraińcy próbują pozbawić domu, przegonić albo… zabić?” – serwis WNET.FM opisuje historię mieszkającej w Borysławiu Polki, Orysi Capiw.

Portal WNET.FM opisywał w ubiegłym tygodniu historię Orysi Capiw. „Czuję się Polką i zawsze się czułam, z tego powodu, że u nas w domu zawsze mówiono po polsku” – podkreśla kobieta. „Babcia uczyła mnie pisać po polsku po listach, które przychodziły z Krosna, z rodzinnego miasta, skąd ona jest. W 1932 roku ona przyjechała do Borysławia. Poznała dziadka, też z rodziny polskiej i wzięła ślub w kościele św. Barbary w Borysławiu” – dodaje.

To historia sióstr Capiw, których babcia przeżyła ludobójstwo na Wołyniu, a one wciąż czują się prześladowane przez Ukraińców. „Jej osobista relacja i dokumenty, które pokazała wskazują, że ktoś próbuje pozbawić ją domu. Wiadomo kto, ale o tym później. Zacznijmy od tego, jak na Ukrainie można za zgodą władz i policji zająć czyjeś poddasze, a nawet wystawić na sprzedaż dom razem z jego prawowitymi właścicielkami” – czytamy. Miało się to odbyć „na podstawie podejrzanych (fałszerstwo) dokumentów technicznej dokumentacji, odmiennych od oryginałów”.

Orysia i Anna Capiw założyły kilkanaście lat temu Kulturalno—Oświatowe Centrum „Dorotti”, wspólnotę polską miasta Borysławia. Organizację zarejestrowano pod adresem, pod którym Orysia Capiw mieszka od 1974 roku. Kobieta wskazuje, że fakt, iż zarejestrowała w prywatnym domu polską wspólnotę nie podoba się władzom Borysławia i Ukraińcom o antypolskich poglądach.

Jak czytamy, problemy zaczęły się jednak na wiele lat przed rejestracją organizacji i dotyczą nie tylko kwestii własnościowych.

Okazuje się, że już w latach 80. zmagały się one z próbami zagarnięcia ich domu, kiedy na poddaszu pojawił się „dziki lokator„.

„Kiedy Orysia Capiw wróciła ze studiów w 1987 roku, on już tam był. 'Wrócił z Sybiru’, twierdzi Orysia Capiw: 'Banderowiec, Ostap Lyniw’. Prawdopodobnie dokwaterowany przez władze. 'On nienawidził Polaków. Tu była taka organizacja banderowska i w urzędzie miasta była bardzo mocna. On jak szedł po ulicy, to bardzo brzydko krzyczał do nas przy ludziach’. Po trzech zgłoszeniach na policji dzielnicowy zdołał stłumić agresję nieproszonego gościa. W tym czasie trwały już próby odebrania rodzinie nieruchomości. „Polaków chcieli wycisnąć, a dom zająć” – WNET FM relacjonuje wypowiedzi kobiety.

Ostap Lyniw, pierwszy dziki lokator, który sprawiał problemy rodzinie Capiw, zmarł w 2004 roku. Kobieta podkreśla, że po powrocie do Borysławia jego rodzice kupili dom, a jego żona miała część prywatnego domu. Miał więc gdzie mieszkać. Mimo to w jakiś sposób zajął poddasze ich domu, a cztery lata po jego śmierci zjawiła się tam jego wnuczka razem z matką.

„Formalnie to Vira N. próbuje przejąć nieruchomość rodziny Capiw, choć Pani Orysia nie wierzy, że działa w pojedynkę. Siostry Capiw od lat bronią swojej własności przed ukraińskimi sądami i proszą o obecność Polaków podczas rozpraw — do tej pory świadek pojawił się na takiej rozprawie raz i według relacji Pani Orysi sędzia od razu zachowywał się inaczej” – czytamy.

Sprawy karne prowadzone są w sądach w Drohobyczu i Borysławiu. Prawowite właścicielki występują w roli pokrzywdzonych.

Dwie z nich dotyczą próby sprzedania domu, ponieważ z ogłoszenia wynika, że ktoś próbuje sprzedać go za 15 tysięcy dolarów razem z Polkami, które mieszkają w nim niemal całe życie. Tymczasem policja w Borysławiu odmawiała wszczęcia postępowania. Pani Orysia miała usłyszeć od jednego z funkcjonariuszy, że „na Ukrainie Polaków nie ma”.

Siostry Capiw stykają się z problemami dotyczącymi własności ich domu od lat 90., gdy formalnie stał się ich własnością. „W 1995 roku ojciec sióstr Capiw, Emil, otrzymał wpis do dowodu osobistego, który wskazuje na własność, ale dopiero po dwóch latach starań dostał właściwe potwierdzenie z Biura Technicznej Inwentaryzacji w Drohobyczu. Orysia Capiw mówi, że problem z uzyskaniem tego dokumentu świadczy o tym, że już wtedy próbowano uniemożliwić ojcu sformalizowanie procesu uwłaszczenia” – opisuje medium.

Dowiadujemy się, że w ubiegłym roku w kuchni domu pojawił się smród i wyciek z kanalizacji. Nie przeciekała jednak instalacja prawowitych właścicieli, a rury poprowadzone przez dzikich lokatorów.

„Poddasze ich domu nie było zaplanowane jako osobne mieszkanie. Vira N. zrobiła przebudowę, która od wielu lat niszczy budynek i druzgocze komfort życia sióstr Capiw” – wskazuje portal.

Emil Capiw, ojciec sióstr Capiw, zmarł w 2015 roku. Pani Orysia podkreśla, że dopiero kiedy po śmierci ojca przyjrzała się pozostawionym przez niego dokumentom, uświadomiła sobie w pełni, że lokatorzy, którzy zamieszkują poddasze, nigdy nie powinni się tam zjawić.

Tymczasem policja z Borysławia staje w obronie dzikich lokatorów, a nie prawowitych właścicielek. Sąd w Borysławiu zachował się jednak inaczej i skierował sprawę do policji w Drohobyczu.

W tekście przywołano sytuację z 2022 roku. Dowiadujemy się, że w akcji brało udział 17 osób, policja ramię w ramię z tymi, którzy próbują przejąć nieruchomość

Kobieta prezentuje sądowy dokument, z którego wynika, że: „zastępca naczelnika borysławskiego oddziału Państwowej Służby Egzekucyjnej […] wraz z grupą osób w dniu 30.09.2022 r. wszedł na podwórko domu nr 18 przy ulicy Robotnych w Borysławiu i po wyłamaniu zamka drzwi wejściowych nielegalnie wszedł do mieszkania nr 2 w Borysławiu i prowadził prace budowlane w mieszkaniu nr 2”.

„Przebili dwa kominy, bo zamierzają nas zaczadzić, a nasz prywatny dom sprzedać i zarobić kasę” – uważa Pani Orysia.

WNET FM zwraca uwagę, że od tego czasu, kiedy siostry palą w piecu, to uchylają okno w kuchni, gdzie ulatnia się dym z dziurawego komina. „Właściwie nie mogą z niej normalnie korzystać. Czy wejście służb było nielegalne? Prawdopodobnie. Czy prace budowlane odbyły się niezgodnie ze sztuką? Na pewno. Naruszenia przepisów w tym zakresie służby też nie chcą zbadać” – czytamy.

Okazuje się, że pewnego dnia Vira N. weszła na strych z grupą młodych mężczyzn. Wnosili jakieś rzeczy, meble, ubrania. Zdaniem Pani Orysi, Vira N. uczyniła sobie zarobek z wynajmowania cudzej własności.

Dzicy lokatorzy zniszczyli też ogród, w którym siostry uprawiają owoce i warzywa. Kosiarką wjechali w truskawki.

Jak się okazuje, teoretycznie bardzo łatwo można wyjaśnić, kto jest właścicielem nieruchomości. Numeracja wskazuje, że są tylko dwa numery domów przy Prospekcie Robotniczym 18. Nie ma więc żadnego trzeciego mieszkania na poddaszu. Świadczy o tym także fakt, że nie było tam instalacji wodno-kanalizacyjnej. Pani Orysia uważa, że w grę wchodzi korupcja. Jeden z sędziów już dwukrotnie odmawiał przeprowadzenia ekspertyzy budowlanej.

Pomimo opisywanych działań Ukraińców, Polki chcą pozostać w rodzinnym domu.

Serwis WNET FM zwrócił się z pytaniami w tej sprawie do polskiego MSZ.

„W oparciu o informacje uzyskane z Departamentu Konsularnego MSZ pragniemy na wstępie wyjaśnić, że zgodnie z prawem konsul może podejmować interwencje wobec obywateli swojego państwa. Nawet interwencja na rzecz obywatela polskiego, ale posiadającego także obywatelstwo miejscowe, może okazać się nieskuteczna (taka osoba traktowana będzie przez władze miejscowe jako ich obywatel). Oczywiście, inną kwestią byłaby dyskryminacja takiej osoby ze względu na narodowość.

Z niepełnej kwerendy (dokumentacja Konsulatu Generalnego RP we Lwowie została ewakuowana) wynika, że konsul zwracał się do burmistrza Borysławia w 2015 roku z prośbą o informację na temat sytuacji pań Capiw. O efektach tej korespondencji poinformował zainteresowane. W kolejnym roku przesłał im także przykładową listę ukraińskich organizacji pozarządowych oferujących bezpłatną pomoc prawną. Należy bowiem zaznaczyć, że sam fakt międzysąsiedzkiego sporu cywilnego prowadzonego na drodze sądowej zakończonego prawomocnym wyrokiem nie jest dowodem działań dyskryminacyjnych. Nie posiadamy bowiem dowodów, by w tym przypadku doszło do dyskryminacji ze względu na narodowość lub pochodzenie polskie.

Jednocześnie informujemy, że nie ma śladu, by od 2016 roku którakolwiek z pań Capiw próbowała kontaktować się z Konsulatem Generalnym RP we Lwowie prosząc o pomoc” – stwierdzono w odpowiedzi.

Ostatnie zdanie korespondencji z MSZ ma nie pokrywać się jednak z prawdą. 16 lipca 2024 roku Justyna Laskowska z sekretariatu Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą napisała bowiem do Orysi Capiw: „Uprzejmie informuję, iż Pani korespondencja została przekazana zgodnie z kompetencją do Konsulatu Generalnego we Lwowie”.

Konsulat nie dopowiedział na pytania w tej sprawie.

Więcej postów